Komu redaktorka mody przyznaje palmę pierwszeństwa w Cannes?
Cannes nie jest obowiązkowym przystankiem w harmonogramie gwiazd. Głównie pojawiają się tutaj ekipy promujące debiutujące podczas festiwalu filmy, dla pozostałych jest to natomiast okazja, aby zabłysnąć nowym związkiem, fryzurą, współpracą ambasadorską z domem mody lub aby przypomnieć wszystkim, że wciąż się "jest".

- Angelika Warlikowska
Jako redaktorka mody, od 13 maja, czyli pierwszego dnia kultowego festiwalu w Cannes, mam zapchaną skrzynkę odbiorczą. Codzienne zalewa mnie fala wiadomości od domów mody, które chcą pochwalić się kreacjami, które uszyli dla wybranej gwiazdy specjalnie na tę okazję.
Cannes jest specyficznym festiwalem. Po pierwsze to on nadaje sens nadmorskiej miejscowości Lazurowego Wybrzeża, która bez niego staje się nieatrakcyjna i opuszczona (nie znam nikogo, kto zakochał się w tym mieście zwiedzając południe Francji). Po drugie to festiwal, który w zasadzie "wymyślił" czerwony dywan, zawsze zwiastował start letniego sezonu i kipiał seksapilem. Do teraz, kiedy organizatorzy zdecydowali o wprowadzeniu słowa "powściągliwy" przed hasłem dress code. Zakaz nagości trochę kłóci się z wyzwoloną wizją Cannes, którą obserwowaliśmy na przestrzeni lat.
Cannes nie jest obowiązkowym przystankiem w harmonogramie gwiazd. Głównie pojawiają się tutaj ekipy promujące debiutujące podczas festiwalu filmy, dla pozostałych jest to natomiast okazja, aby zabłysnąć nowym związkiem (Dua Lipa i Romain Gavras w 2023r.), nową fryzurą, współpracą ambasadorską z domem mody lub aby przypomnieć wszystkim, że wciąż się "jest".
Ciężko uwierzyć, że niektóre topowe gwiazdy nigdy nie stanęły na słynnym czerwonym dywanie. W tym roku pierwszy raz do Cannes przyjechała Dakota Johnson promująca film "Splitsville" w cukierkowej sukience Gucci z koralikowymi frędzlami. Wyglądała zachwycająco, chociaż moją ulubioną była jej druga kreacja Gucci, będąca posagową, przylegającą do ciała srebrną kreacją tego samego domu mody, którego jest notabene ambasadorką.

Swój romantyczny związek na czerwonym dywanie potwierdziła piosenkarka Gracie Abrams oraz aktor Paul Mescal, który w Cannes promuje film "The history of sound". Idolka pokolenia Z wybrała na tę okazję zrobioną na miarę sukienkę z satynowej krepy Chanel ozdobioną 19 tysiącami koralików, która zajęła les petites-mains 456 godzin pracy.

Nowy odcień miodowego blondu Belli Hadid zachwycił internautów, podobnie jak jej kreacja od Saint Laurent z ekstremalnym wycięciem.

Ciążowy debiut na czerwonym dywanie Cannes miała również Rihanna. Piosenkarka, która konsekwentnie eksponuje swój ciążowy brzuszek wybrała obcisłą sukienkę z wycięciami Alaïa. Razem z mężem Asap Rocky'm (ubrany w Saint Laurent) trafili na deszczowy dzień, ale trzeba przyznać, że uroczo wyglądali pod parasolką.

Równie czasochłonna okazała się biała kreacja haute couture Diora założona przez Juliette Binoche, przewodniczącą 78-edycji Cannes na galę otwarcia. Spodnie i top z kapturem dodającym elegancji szyto 200 godzin.

Gdyby jednak zorganizować konkurs na najdłużej szytą sukienkę to palmę (nomen omen) pierwszeństwa zdobywa Natalie Portman. Tiulowa sukienka z dodatkiem weluru inspirowana modelem "Mexico" z kolekcji haute couture z 1951 roku wymagała 700 godzin pracy, z czego 450 zajęło samo naszywanie zdobień przez Atelier Safrane.

Podsumowując tegoroczne Oscary umieściłam Scarlett Johansson wśród wpadek, cofam ten werdykt w Cannes. Debiutująca w roli reżyserki aktorka ("Eleanor the great") postawiła na lawendową szyfonową sukienkę Prady. Zwiewna sukienka bez ramiączek razem z dobraną do niej czerwoną pomadką była idealnym wyborem na skąpany w słońcu riwiery czerwony dywan.

Ale na koniec zostawię inną lawendową kreację, która skradła moje serce. Fioletowa slip dress z puszystym boa z piór zarzuconym na ramiona od Saint Laurent wybrana przez Charlie XCX była ucieleśnieniem starego Hollywoodzkiego glamour'u, ale w nowoczesnym wydaniu. To ona według mnie zasługuję na palmę pierwszeństwa w Cannes.
