Reklama

„Sleeping beauty” (ang. śpiąca piękność) – właśnie tym czułym określeniem Karl Lagerfeld opisał dom mody Chanel, gdy przejmował jego stery w 1983 roku. W ten sam sposób francuską markę opisać mógłby ponad czterdzieści lat później Matthieu Blazy, który dokładnie 12 grudnia 2024 roku został wybrany nowym dyrektorem kreatywnym domu. Dziś już wiemy, że debiutancką kolekcją wiosna-lato 2026 udało mu się wybudzić ją z magicznego snu.

Chanel wiosna-lato 2026 to wizualna reprezentacja nowoczesności, która spotyka się ze „starą szkołą”

Hala wystawowa Grand Palais znów przemieniła się w wybieg kolekcji Chanel, kontynuując tym samym relację domu mody z obiektem i ponownie składając hołd ponad stuletniej historii i potężnej pozycji marki. Tym razem jednak cegiełkę do legendy francuskiego domu po raz pierwszy dołożył Matthieu Blazy. I choć wielu dziwiło obsadzenie włoskiego projektanta na danym stanowisku, swoim debiutem udowodnił, że jest godnym następcą Virginie Viard i Karla Lagerfelda.

Wyczuć dało się to już wstępując do historycznego obiektu, bo Blazy, podobnie jak Lagerfeld, nie ograniczał się do inscenizacji samego wybiegu, a zamiast tego tworzył całe wydarzenia kulturalne. Prawdopodobnie inspirując się pokazem Chanel jesień-zima 2013, podczas którego w Grand Palais stanęła sfera przypominająca kulę ziemską, teraz przeniósł do ósmej dzielnicy Paryża cały układ słoneczny. I choć mogę się doczytywać odniesień, których nie ma, całość energetyzującą klamrą spinał podkład muzyczny z rodzimego kraju Lagerfelda – „Rythm is a dancer” niemieckiej grupy Snap!

Cała kolekcja była ekscytującym początkiem nowego rozdziału w historii marki. Blazy w mistrzowski sposób nadał ikonicznym, momentalnie rozpoznawalnym kodom marki świeżego ducha. Już pierwszy look – garnitur z paskiem spinającym spodnie z niskim stanem– nawiązywał do inspiracji męską garderobą, do których regularnie powracała Mademoiselle, jak i obniżonej talii, tak popularnej w latach 20. XX wieku. Kolczyki przypominające „eksplodujące” niczym fajerwerki kwiaty były natomiast oczywistym odniesieniem do florystycznych motywów uwielbianych przez Chanel – z których najpopularniejsza była kamelia – ale zostały one przedstawione w unowocześnionym wydaniu. W kolekcji nie zabrakło również reinterpretacji tweedowego kostiumu, kontrastowo zestawionych czerni i bieli, pereł i piór. Dzięki przemyślanemu wystylizowaniu historyczne odniesienia zyskują jednak bardziej nonszalanckiego, luźnego charakteru. Koszule mają podwinięte rękawy, spódnice midi nie krępują ruchów dzięki różnym rozcięciom, a klapy torebek pozostają swobodnie otarte.

A skoro już mowa o torebkach, w kolekcji nie mogło ich zabraknąć, bo Chanel to w końcu to również akcesoria. Patrząc po historii Blazy’ego w Bottedze Venecie, który z modelu Andiamo uczynił najbardziej pożądany element ostatnich lat, nie mieliśmy się o co martwić. Na wybiegu zobaczyliśmy klasyki, takie jak dwukolorowe czółenka Chanel, ale i kontynuujące motyw piór kopertówkę czy też wysadzaną kwiatowymi, trójwymiarowymi akcentami torebkę Boy. Zestaw zamykający pokaz, multikolorowa spódnica do ziemi zestawiona z białym topem, była pięknym przykładem dialogu między tym, czego Blazy dokonał w poprzednim domu mody, a nową historią, którą właśnie tworzy.

Reklama
Reklama
Reklama