Reklama

Niezależnie od tego, czy związek zakończył się po latach, a może nadzieje rozmyły się po kilku spotkaniach: koniec relacji zawsze boli tak samo. A co, jeśli jednak... jest jakaś szansa? Gdy widzimy w sieci kolejną emotikonę, komentarz czy reakcję na wpis, serce znów zaczyna bić mocniej. Takie zachowanie ze strony (potencjalnego) partnera to jednak nie zawsze symptom zainteresowania. Być może to po prostu orbiting: czyli właściwie co?

Reklama

Gorzej niż rozstanie? Orbiting nie pozwala zakończyć relacji

Orbiting, z angielskiego dosł. orbitowanie, kręcenie się w pobliżu, to zjawisko rozwijające się w zasadzie równolegle z social mediami. Kiedyś, gdy usłyszałyśmy lub powiedziałyśmy magiczne słowa: „to koniec” czy „nie pasujemy do siebie”, nie było potencjalnie odwrotu ani ciągu dalszego. Media społecznościowe stworzyły zaś pozornie idealną – i jakże kuszącą – przestrzeń do tego, by dyskretnie podglądać, co dzieje się u osoby, z którą w teorii już nic nas nie łączy.

Można powiedzieć, że takie „podglądanie” nie jest szkodliwe, a wręcz przeciwnie: bardzo ludzkie. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy robimy sobie w związku z nim złudne nadzieje: być może on jednak zmieni zdanie? Może zatęskni i wrócimy do siebie? Chyba każda z nas zna ten schemat: publikujemy w sieci zdjęcie, relację czy wpis, niby przypadkiem, ale jednak z ukrytym podtekstem czy subtelną „dedykacją” dla danej osoby.

Niech zobaczy, jak świetnie sobie radzę. Może jednak do siebie pasujemy? Na pewno go to poruszy
to tylko niektóre z przykładowych zdań, które przychodzą na myśl.

Jeśli dodamy do tego sytuację, że pod wpisem momentalnie pojawia się serduszko czy inna emotikonka od ‚,tej” osoby, a relacja jest zostaje wyświetlona po kilku minutach, nietrudno o konflikt interesów i tkwienie w miejscu, z nadziejami na coś, co nigdy się nie wydarzy. Bo zazwyczaj – niestety – się nie wydarza. Dlaczego?

Doświadczając orbitingu, warto zachować zdrowy rozsądek

Orbiting może być dla osoby go inicjującej sposobem na poradzenie sobie z rozstaniem. Jak to możliwe? Osoba, która go stosuje, może do końca nie chcieć braku kontaktu, bo traktuje Cię jako opcję zapasową, gdyby jednak okoliczności (albo inne relacje) uległy zmianie. Sama jednak nie jest w stanie podjąć jednoznacznej decyzji, a szanse, że to zrobi, są raczej niewielkie.

Innym przypadkiem jest po prostu zwykła, ludzka ciekawość: niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie wyszukiwał informacji o eks w internecie. Szczególnie w pierwszym momencie po rozstaniu, gdy ograniczenie kontaktu jest naturalne, orbiting może być jednak naprawdę mylący. Dlatego niezależnie od tego, czy domyślasz się, dlaczego doświadczasz orbitingu, czy zupełnie nie znasz intencji drugiej strony, warto zachować dystans i zdrowy rozsądek.

Reklama

Nadmierne analizowanie może przynieść wiele nierealnych scenariuszy i niepotrzebnie pochłaniać zbyt wiele Twojej uwagi i energii. Co gorsza, mając świadomość, że Twój eks nadal śledzi Twoje poczynania i skrycie czekając na wiadomość od niego, możesz podświadomie blokować się przed otwarciem na nowe związki. Dystans jest więc kluczowy: ostatecznie, to „tylko” social media. Warto zweryfikować, czy to, co się dzieje wirtualnie, ma swoje odzwierciedlenie też w realu.

Reklama
Reklama
Reklama