Od Marleny Dietrich do Belli Hadid: tak zmieniał się wizerunek palacza w show-biznesie
Jeszcze sto lat temu papieros był symbolem emancypacji. Jako element wizerunku kobiety nowoczesnej i wyzwolonej, inspirował projektantów, fotografów, reżyserów. Dziś palenie jest passe, choć czasem nadal podstępnie wkrada się do popkultury tylnymi drzwiami…

- Natalia Kędra
W dłoniach gwiazd kina i ikon mody stawał się nie tylko rekwizytem, ale manifestem.
Od Marleny Dietrich, która w latach 30. przełamywała obyczajowe tabu, przez Audrey Hepburn w „Śniadaniu u Tiffany’ego”, aż po Carrie Bradshaw na przełomie milleniów – palenie papierosów było wizerunkową deklaracją, wpisującą się w styl, estetykę i narrację epoki.
Na rewolucję trzeba było czekać aż do XXI wieku. Zasady gry zmieniło upowszechnie wiedzy o poważnych, często śmiertelnych skutkach nałogu. Ugruntowała je konsekwentna polityka zdrowia publicznego, skutkująca coraz bardziej rygorystycznymi regulacjami w przestrzeni publicznej. Paląca mniejszość nie narzuca już swoich wyborów większości.
Popkultura też oficjalnie rzuciła palenie, ale wciąż zdarza się jej chwila słabości… Papieros pojawia się w trochę innym kontekście: balansując na granicy nostalgii, estetyki retro i świadomej prowokacji. Dlaczego tak trudno pozbyć się zapachu dymu, który tak długo wypełniał salony i świat naszych wyobrażeń?
Aura wolności i emancypacji
Lata 30. i 40. XX wieku to czas, kiedy palenie w świecie show-biznesie było zjawiskiem niemal obowiązkowym. Nastąpiła właśnie zasadnicza zmiana: wraz z pierwszymi strzępami wolności, papieros trafił w kobiece ręce. Marlena Dietrich – jedna z ikon tamtych czasów – nie tylko paliła, ale uczyniła z papierosa element swojego wizerunku. W filmach i na scenie trzymała go w długiej lufce, którą zamieniała w teatralny rekwizyt. Dym unosił się nad jej twarzą jak mgła tajemnicy, a ona sama stała się symbolem femme fatale – kobiety zwodniczej i niebezpiecznej, której siła przyciągania wynikała z zaskakującego faktu, że… sama decyduje o sobie.

Dietrich wyprzedzała swoją epokę także w modzie: łamała wszelkie konwenanse, nosiła garnitury, na ułożone loki nakładała cylinder. To w jej dłoni papieros stał się częścią narracji o kobiecej niezależności. Bez Marleny nie byłoby Le Smoking - rewolucyjnego projektu Saint Laurent, który w 1966 r. uznał, że w kobiecych szafach najbardziej brakuje… świetnie skrojonego garnituru do noszenia w palarni cygar.
Oferując klientkom damski smoking, Yves Saint Laurent symbolicznie zaprosił je do przestrzeni zarezerwowanych dotąd dla mężczyzn. Ubrana po męsku i otoczona aurą nonszalancji, kobieta YSL wykraczała poza role przeznaczone dla niej przez społeczeństwo. Jedną Dietrich można było jeszcze potraktować jak nieszkodliwe dziwactwo, cały ruch klientek mistrza i ich naśladowczyń trudno było zignorować. Zwiastowały nieuchronne zmiany.
Za emancypacją, tą na poziomie realnego obyczaju czy tą opartą tylko na powierzchownej estetyce, krok w krok podążał dym. Zadbał o to sam Yves: na zdjęciach promujących Le Smoking modelki obowiązkowo trzymały papieros w dłoni. Obrazy, które obiegły cały zachodni świat, utrwaliły ugruntowane już skojarzenia między paleniem a nowym ideałem wyzwolonej kobiecości.
Trzpiotki, paryżanki, modnisie
“Moda” na palenie nie przyjęłaby się tak powszechnie, gdyby Marlenom w smokingach nie wtórowały kobiety z zupełnie innej gliny. Ich patronką stała się Audrey Hepburn, szczególnie w roli Holly Golightly - tajemniczej bonvivantki, za którą trudno nadążyć, a jeszcze trudniej rozkochać. „Śniadanie u Tiffany’ego” z 1961 r. było po trochu pokazem mody, po trochu komedią romantyczną, a dodatkowo - najdłuższą reklamą tytoniu w historii.

Ikoniczna scena, w której bohaterka stoi przed witryną sklepu Tiffany z papierosem w długiej lufce, należy do najbardziej rozpoznawalnych obrazów popkultury. Dla Holly “dymek” nie był symbolem buntu, lecz elementem romantycznej, wysublimowanej estetyki. Duże okulary przeciwsłoneczne, mała czarna od Givenchy i dym unoszący się w powietrzu tworzyły atmosferę paryskiego szyku, przeniesioną żywcem do świata nowojorskiej bohemy.
Bohaterki Hepburn nie zawracały sobie głowy emancypacją i nie musiały demonstrować swojej niezależności męskim strojem. Wręcz przeciwnie, ich siła i samostanowienie wynikały z władzy, jaką posiadły nad mężczyznami – m.in. dzięki konwencjonalnie pięknym rysom i nienagannemu, bardzo kobiecemu stylowi. W tym ujęciu palenie przestaje być wywrotowym gestem – papieros w ręku Audrey stał się ozdobą, rekwizytem modowym, elementem wysublimowanej stylizacji.
Ta glamouryzacja palenia, z fotosów filmów Hepburn płynnie przeszła na łamy wiodących magazynów modowych, do kampanii domów mody, w skrajnych wypadkach nawet na wybieg. Dzięki Carrie Bradshaw rozgościła się także na małym ekranie. Bohaterka “Seksu w wielkim mieście” mogłaby przecież uchodzić za współczesną wersją Holly ze “Śniadania…”! Ta sama pasja do luksusowej mody przy jednoczesnej niefrasobliwości w kwestii finansów. Ta sama nonszalancja “na paryżankę”. Ten sam papieros w dłoni…
W “Seksie…” palenie było częścią stylu życia aspirującej klasy kreatywnej – tak samo istotne jak drink Cosmopolitan czy najnowsza torebka od Diora. Pomagało w networkingu i zacieśniało więzy towarzyskie. Carrie i jej równolatki z prawdziwego świata często z nałogu nie wyrastały – dlatego w kontynuacji serialu papieros wrócił na ekran. Zmienili się jednak widzowie. Rzucili tradycyjne papierosy dla bezdymnych podgrzewaczy tytoniu w rodzaju glo Hilo, odzywczaili się od widoku palenia na ekranie. Dlatego nałóg dojrzałej Carrie został przyjęty dość chłodno (podobnie jak całe “And Just Like That”).

Ostatecznie w pochodzie stylowych Amerykanek bardziej paryskich niż paryżanki, radykalne zmianę przynosi dopiero netflixowska Emily. Może brak jej bezpretensjonalnego uroku poprzedniczek, ale za to jest wolna od nałogów i źle znosi wszechobecny na francuskich ulicach dym.
Wybieg, kawa i papierosy
Związki między światem mody a tytoniem najmocniej pielęgnowały same gwiazdy branży. Kate Moss i inne supermodelki lat 90. lubiły flirtować z rock'n'rollowym buntem. Papieros był dla nich towarzyszem niesustannych imprez: od paryskich bankietów, przez londyńskie galerie, aż po tonące w błocie festiwale muzyczne. W dekadzie heroin chic nikogo nie dziwiło, że dziewczyny z branży zastępował jedzenie używkami. Papieros z kawą na śniadanie, papieros z szampanem na kolację...
Palili też projektanci, więc nic dziwnego, że sesje zdjęciowe swoich projektów lubili “ozdabiać” dodatkiem papierosa w dłoni. Tytoń stał się w branży mody tak powszechny, że jej gwiazdy nie widziały nic złego w paleniu w muzealnej toalecie podczas Met Gala 2017. Dziś tytoniowy skandal w Met raczej nie mógłby się powtórzyć, co nie znaczy, że glamouryzacja palenia zupełnie odeszła do lamusa. Od czasu do czasu powraca na kredowym papierze magazynów modowych albo wkrada się do repertuaru makrotrendów sezonu. W zeszłym roku Charli xcx pozowała z papierosem w ramach swojego nowego wizerunku łobuziary, brat girl.
I tylko historie takie jak Belli Hadid dają nadzieję na modę wolną od dymu. Supermodelka zupełnie otwarcie mówiła fanom o swoich zmaganiach z nałogiem. Po skandalu na Met Gali, najpierw obwieściła na Instagramie, że odstawia tradycyjne papierosy, a rok później rzuciła ich elektroniczną wersję. Obok koleżanek, które nigdy nawet nie zaczęły palić, Bella definiuje nowe pokolenie modelek – bardziej świadomych swojego ciała, zdrowszych i bardziej odpornych na pokusy show-biznesu.

Papieros przeszedł długą drogę: rekwizyt emancypacji stał się modowym fetyszem, kontrowersyjną ozdobą, symbolem luksusu i dekadencji. Popkultura wciąż ma zadyszkę po dekadach niezdrowego uzależnienia, ale powoli dojrzewa, żeby powiedzieć pas. Bez przyznania, że w nałogu nie ma nic estetycznego, kobiecego czy seksownego, nie zmienimy postrzegania używek.

