Reklama

Jeszcze niedawno weekendowe imprezy miały jeden schemat: piątkowa lub sobotnia noc, alkohol, klub, i powrót do domu wczesnym rankiem. Kultura nocnych wyjść zdominowała sposób, w jaki spotykaliśmy się, bawiliśmy i rozładowywaliśmy napięcia po całym tygodniu. Dziś coraz więcej osób zaczyna ten schemat odrzucać – zamiast drinka, wybierają czarną kawę. Zamiast ciemnego klubu – poranek i muzykę wśród ludzi, którzy tak jak oni chcą się bawić, ale w inny sposób. I właśnie w odpowiedzi na tę zmianę pojawiają się takie inicjatywy jak Niedzielni – poranne imprezy, które w zaledwie kilka miesięcy z małego warszawskiego eksperymentu przerodziły się w ogólnopolski fenomen.

Poranki w ich wykonaniu wpisują się w rosnący, globalny trend, związany z coraz bardziej świadomym podejściem do używek, zdrowia psychicznego i budowania realnych więzi. Zgodnie z badaniami, młodzi dorośli coraz częściej rezygnują z alkoholu lub znacznie ograniczają jego spożycie. Rosnąca popularność nurtów takich jak sober curious, NoLo czy mindful drinking pokazuje, że potrzeba kontaktu i rozrywki wcale nie musi iść w parze z nocnym stylem życia. W tym wszystkim Niedzielni są czymś znacznie więcej niż tylko „kolejnym coffee party” i nieprzypadkowo ich poranki przyciągają tłumy – od klubowiczów po rodziców z dziećmi, aż po seniorów.

Aleksandra Michalik: Zaczęło się od Warszawy i pierwszej kameralnej imprezy. Później były inne miasta, a ostatnio graliście w Poznaniu na Bittersweet Fesival. W komentarzach pod waszymi postami wciąż padają pytania: „Kiedy u nas?”. Skąd wziął się pomysł na poranne, niedzielne imprezy?

Damian Ziółkowski: Moja przyjaciółka wysłała mi rolkę z LA, z AM Radio, gdzie już działały takie imprezy. Bardzo mi się spodobała ta idea — że ludzie tańczą i spotykają się o poranku. Napisałem do Mikiego, znamy się prawie 20 lat i okazało się, że myślał o tym samym. Więc długo się nie zastanawialiśmy. Ja jestem projektantem graficznym, Miki DJ-em, więc idealne połączenie. Znałem jego styl grania — bardzo otwarty, pozytywny, poranny vibe. No i tak zaufanie między nami pozwoliło zacząć i rozwijać ten projekt.

A początki? Trudno było przekonać ludzi do takiego formatu?

Miki Kudełka: Ludzie chyba sami się przekonali. Ale przed pierwszym eventem mieliśmy obawy, czy w ogóle ktokolwiek przyjdzie. Myśleliśmy: „Jak przyjdzie 20 osób, będzie super”. A była około setka. I potem to już tylko rosło. Druga impreza była w Resorcie, to chyba właśnie tam ludzie zaczęli się do nas przekonywać i bańka pękła.

Damian: Nie zakładaliśmy, że to pójdzie aż tak łatwo. Chcieliśmy, żeby przyszło kilku znajomych — a tu zapełniliśmy Teklę na Muranowie. Pierwsze wydarzenie odbyło się w lutym, a zaczęliśmy pracować nad projektem w listopadzie, więc to był dość szybki start. Zastanawialiśmy się, jak to komunikować, jak dobierać miejsca, jakie grać sety. Przewidzieliśmy jakieś trzy, cztery miejsca, ale potem, gdy to zaczęło się rozwijać, dobieraliśmy je na bieżąco.

To wy kontaktujecie się z miejscami, czy ich właściciele przychodzą do was?

Damian: Na początku to my się odzywaliśmy. Łukasz z Tekli musiał nam zaufać. Ale po kilku eventach sytuacja się odwróciła — teraz miejsca same piszą. Choć do niektórych z nich nadal sami się odzywamy, bo są wyjątkowe. Niestety nie wszystkie możemy przyjąć, bo nie ma tylu weekendów, albo kawiarnie, które sami bardzie lubimy i odwiedzamy, są za małe na takie wydarzenie.

Padają już pytania: „Kiedy Narodowy”?

Miki: To odwieczne pytanie! Ale nikt z nas nie przypuszczał, że to się tak rozwinie — ani ja, ani Damian. Myśleliśmy o kameralnych imprezach…, a to się rozrosło tak, że ciężko w to trochę uwierzyć.

No właśnie — fenomen! Każdy was zna. Mocne social media, świetna jakość projektu. Współpracujecie też z markami — modowymi, kosmetycznymi, Fundacją Martyny Wojciechowskiej. Jak dobieracie partnerów?

Damian: Początkowo byli to głównie partnerzy związani z kawą, ale z biegiem czasu musieliśmy otworzyć się na inne marki, niektóre bardziej komercyjne, ponieważ taki jest nasz model biznesowy. Zarabiamy na wydarzeniach niebiletowanych, więc nieco zmieniliśmy koncepcję i zaczęliśmy współpracować z innymi brandami. Sam projekt również trochę zmienił kierunek. Na początku był mocno skoncentrowany na kawie, teraz skupiamy się głównie na wspólnocie i porannych spotkaniach przy muzyce. Oczywiście ten element jest wciąż ważny, bo kawa stanowi alternatywę dla alkoholu, ale dzięki temu możemy inaczej komunikować nasz projekt i otwierać się na nowych partnerów, jak H&M, L’Oréal czy The Odder Side. Dobieramy ich w sposób dość swobodny, bez jakiegoś określonego klucza, ale zależy nam na dobrych relacjach — jak dotąd mamy same pozytywne doświadczenia i współprace są bezproblemowe. Na pewno muszą to być brandy, które są zgodne z naszym kierunkiem, z naszymi założeniami. Na przykład marki papierosowe odpadają. Mamy też trudną dyskusję na temat marek alkoholowych w wersji zero, ale widzimy w tym potencjał rozwoju. Mamy naprawdę dużo propozycji współpracy, dlatego staramy się wybierać takie, które są atrakcyjne zarówno dla nas, jak i dla projektu, oraz takie, które zaakceptuje nasza publiczność.

A dla kogoś, kto jeszcze was nie zna — dlaczego warto wstać w niedzielę rano i przyjść na imprezę?

Damian: Dlaczego warto? Bo można! To jest kluczowa rzecz — po prostu można.

Miki: Tylko trzeba chcieć. Ja na przykład jestem abstynentem. Od dłuższego czasu nie piję i rozmawiam z ludźmi, którzy łączą zabawę alkoholem. Często słyszę, że nie potrafią bawić się na trzeźwo, że im to trudno wychodzi. I w zasadzie rzadko kto podejmuje świadomą próbę zabawy bez używek. Nie wystarczy raz spróbować i stwierdzić, że coś nie wyszło. Na imprezy na trzeźwo trzeba trochę pochodzić, trzeba obcować z ludźmi, żeby poczuć, że to ma sens i naprawdę daje efekty. Dopiero z czasem zaczynasz dostrzegać różnicę i doceniać takie doświadczenie. Jak to się mówi: „Nie od razu Rzym zbudowano”. Nasze imprezy poranne są bezalkoholowe, co jest absolutnym przeciwieństwem tradycyjnej kultury klubowej. Mało osób jeszcze próbuje i mało osób chce spróbować. Natomiast ludzie, którzy przychodzą na Niedzielnych, są już zmęczeni tym nocnym, często nadmiernym spożywaniem trunków. Nie chcą pić, chcą się wysypiać i mieć resztę dnia dla siebie.

Czy Niedzielni są alternatywą dla tradycyjnych, nocnych imprez?

Damian: Nie chcemy być antidotum na wszystkie problemy i konkurować z imprezami wieczornymi. Naszym celem jest raczej uzupełnianie tej przestrzeni, dając opcję tym, którzy szukają czegoś innego. Dla niektórych jesteśmy alternatywą, dla innych – pomostem. Ktoś przyjdzie do nas rano, a potem np. idzie jeszcze na Splot i bawi się do północy. To także ma swój urok, ale nie musi być jedyną drogą. Ważne, że każdy może znaleźć coś dla siebie. Niedzielni to zupełnie inny typ zabawy, ale równie satysfakcjonujący. Zamiast tego, co znamy z nocnych imprez, tu mamy przestrzeń, gdzie nie musimy się ukrywać, a wszyscy tańczą w świetle dziennym, bez oceny. Liczy się po prostu doświadczenie. Dla mnie pierwsze wydarzenie było stresujące, bo też musiałem stanąć o 10 rano na parkiecie, żeby zachęcić innych do zabawy. Byłem wtedy w roli odbiorcy, a jako ktoś, kto często bywa na imprezach nocnych, wiem, jak łatwo jest się otworzyć, gdy alkohol dodaje odwagi. Ale warto spróbować bez niego, bo to nowa, świeża opcja, która nie kończy się kacem ani rozczarowaniem.

Kto przychodzi na wasze imprezy? To głównie stali bywalcy klubów, czy raczej osoby z różnych środowisk?

Miki: Do nas przychodzą wszyscy — mali, duzi, starsi, młodsi, z dziećmi, ze zwierzętami, ludzie z różnych kultur i narodowości. Nie ma żadnych podziałów.

Damian: Śmiejemy się, że przychodzą nawet pieski bez szczęki! Chodzi o to, by nasze wydarzenie było dostępne dla każdego, nie było ekskluzywne. Oczywiście, jest pewna grupa dominująca — głównie osoby w wieku 25-35 lat, które interesują się muzyką i zróżnicowanym doświadczeniem. Ale przychodzą także osoby starsze, nawet emeryci. Pamiętam pana, który miał około 70-tki, przyszedł do Królikarni, rozmawiał z ludźmi i był zachwycony. Choć to nie jest nasza główna grupa docelowa, jesteśmy otwarci na wszystkich — również dzięki muzyce: house, funk, bez ciężkiego techno.

A większe wydarzenia? Festiwal?

Damian: W głowie są marzenia. Ten sezon pokazuje, że to możliwe, ale na pewno nie zrobimy tego już w tym roku. Zobaczymy, co wydarzy się zimą. Planujemy działać bez przerwy, choć pewnie trochę rzadziej. Jeśli będzie zainteresowanie, to na pewno zaczniemy planować festiwal na przyszły rok. Może całodzienny, może jakiś inny.

Czyli nie kończycie sezonu wraz z końcem lata?

Damian: Nie, wręcz przeciwnie. Otrzymaliśmy już mnóstwo pytań o koniec sezonu. Myślę, że zamkniemy lato jakąś imprezą, ale sezon nie kończy się z końcem wakacji, będziemy działać cały czas, tak jak kluby. Mało osób wie, że tak naprawdę zaczynaliśmy zimą, pierwsze wydarzenie mieliśmy w lutym.

Myślicie, że trend na Coffee Rave Party, który zyskał ogromną popularność, to chwilowa moda, czy może nowa rzeczywistość i coś, co zostanie z nami na dłużej?

Damian: Jesteśmy już trochę zmęczeni tą nomenklaturą, bo od początku nie jesteśmy rave'em. Czytałem ostatnio ciekawy artykuł, który poruszał temat popularyzacji rave’ów i tego, jak z tego trendu powstaje coś, co już nie do końca jest tym, czym było kiedyś. Rave’y były raczej zamknięte, dzikie i skierowane do konkretnej grupy ludzi, a teraz stały się bardziej masowe. Ten trend rzeczywiście zaczął nabierać popularności na całym świecie, ale tak naprawdę to, co robimy, nie jest rave’em. My zaczynaliśmy jako coffee party, a teraz jesteśmy po prostu Niedzielnymi. Mamy inny kierunek: wspólnota, spotkania, dobra kawa, otwartość.

Czyli Niedzielni to nie tylko zabawa, ale i odpowiedź na coś głębszego – samotność, potrzebę bycia razem?

Damian: Dokładnie. WHO mówi wręcz o „epidemii samotności”. My chcemy temu przeciwdziałać – dawać ludziom przestrzeń do spotkań, rozmów, wspólnego przeżywania muzyki. Można tańczyć, ale można też po prostu siedzieć na kocu, rozmawiać, poznawać nowych ludzi. To nie tylko impreza – to wspólnota. To trochę jak plan B, bo wiadomo, że spotkasz tam kogoś znajomego. Różnica jest taka, że rano i na trzeźwo.

Reklama
Reklama
Reklama