Nie tylko joga. 3 dyscypliny sporty, które powinny stać się naszym, kobiecym hobby
Są takie sporty, które robią nam dobrze nie tylko na ciało, ale przede wszystkim na głowę. Które odklejają nas od codzienności, od oczekiwań, od wiecznego „muszę”. I są takie sporty, które pozwalają nam - kobietom - wreszcie przestać się tłumaczyć, przestać spełniać cudze wymagania, a zacząć robić coś naprawdę dla siebie.

Kiedy mówi się o „kobiecym hobby”, świat wciąż próbuje wciskać nas w te same, od pokoleń powtarzane ramy: coś bezpiecznego, spokojnego, „odpowiedniego”. Coś, co „wypada”. Tymczasem coraz więcej z nas czuje, że to za mało. Chcemy przestrzeni, w której możemy przekraczać swoje granice, wzmacniać ciało i głowę, oddychać pełną piersią. Chcemy sportu, który nie tylko poprawia kondycję, ale pozwala odzyskać siebie - bez ocen, bez etykiet, bez tego wszystkiego, co świat od zawsze na nas nakłada.
Dlatego właśnie postawiłam na dyscypliny, które uważam, że mają moc zmieniać życie. Trzy sporty, które są dla kobiet - ale nie dlatego, że są „delikatne”, tylko dlatego, że dają nam wolność, siłę i poczucie sprawczości.
Boks - sport, który pozwala nam zapomnieć o „to nie wypada”
Boks to sport, który wbrew pozorom wcale nie zaczyna się od ciosu. Zaczyna się od decyzji. Od wejścia na salę. Od przełamania w sobie - bardzo zakorzenionego schematu: tego, że „nie wypada”. Bo jak to - kobieta i boks? Rękawice? Ring? Walka? Ile razy słyszałyśmy to słynne: „dziewczynki tak nie robią”, „kobieta nie powinna”.
I prawda jest taka, że to właśnie dlatego warto spróbować. Bo boks daje coś, co rzadko dostajemy w codzienności: poczucie sprawczości. Decyzję, czy idziesz do przodu, czy robisz unik. Czy sparujesz z kimś, czy wybierasz worek treningowy.
Nagle to Ty decydujesz. To Ty jesteś w centrum. I nikt nie ma prawa powiedzieć Ci, że przesadzasz, że jesteś „za głośna”, „za mocna”, „za ambitna”.
My kobiety nierzadko ulegamy zaszufladkowaniu - najpierw jako małe dziewczynki - przez mamy (z troski), potem przez nauczycieli, przez szefów, czasem nawet partnerów. W boksie nie ma szufladek. Jest ruch, koncentracja i to uczucie wolności, które pojawia się w chwili, kiedy pierwszy raz uderzasz w worek, albo w sparingpartnera i czujesz… że możesz.
A oprócz wolności dostajesz też siłę, kondycję i coś jeszcze: pewność, że gdyby na ulicy wydarzyła się sytuacja, która wymaga reakcji - dasz radę.
Bieganie - sport, w którym wreszcie jesteś tylko Ty i Twoje myśli
Bieganie i ja mieliśmy trudny start. W szkole to była udręka - raz sprint na 60 metrów, raz 400 metrów, potem znów sztafeta na 1200, bieg coopera i biegi długodystansowe - które były dla mnie torturą. Nic więc dziwnego, że w dorosłości omijałam tę dyscyplinę szerokim łukiem. Aż w końcu dałam się namówić. I dopiero wtedy zrozumiałam, że bieganie nie polega ani na dobrym czasie, ani na świetnych butach, ani na tym, czy wieje dziś czy nie.
Polega na przełamaniu się. Bo najtrudniej jest… wyjść z domu. Zanim człowiek się ubierze, zanim znajdzie buty, zanim pogodzi się z pogodą - wymówka zawsze się znajdzie i to szybciej niż zdążymy o niej pomyśleć. Ale kiedy już wyjdziesz i zaczniesz biec, to nagle okazuje się, że ten sport ma w sobie coś niesamowitego: pozwala pobyć ze sobą.
Bieganie układa myśli. Pozwala ochłonąć. Odciąć się od gotowania, pracy, maili, od „mamo, widziałaś mój sweter?”. Nagle jesteś tylko Ty, Twój oddech i Twoje tempo. I to uczucie, kiedy wracasz do domu po pokonanym dystansie - zmęczona, ale spokojniejsza niż parę chwil wcześniej - jest warte wszystkiego. A jeśli złapiesz bakcyla, to... prędzej czy później skończysz z nowymi znajomymi na wyścigach na 5 km, na 10km, półmaratonie, a nawet maratonie i to nie w Warszawie, a w Nowym Jorku bo... dlaczego nie? Tak to działa.
A fakt, że przy okazji biegania robią się nam fajne łydki i jędrne pośladki? No cóż - uznajmy to za bonus, z którym musimy się pogodzić.
Padel - bo sport może być zabawą, a nie presją
Padel wdarł się do naszego życia z przytupem. I nic dziwnego, bo to sport, który w przeciwieństwie do tenisa czy squasha - naprawdę daje frajdę od pierwszych minut i wybacza błędy. Skąd się wziął? Narodził się w Meksyku, zakochała się w nim cała Hiszpania, a potem poszedł w świat. I wszędzie robi dokładnie to samo: łączy ludzi.
Padel to połączenie tenisa i squasha, tylko bardziej… towarzyskie. Rakieta jest lekka, piłka wolniejsza, a ściany pomagają grać. Nie potrzeba siły, potrzebny jest refleks, luz i grupa ludzi. Dlatego kobiety czują się tu jak ryby w wodzie. Dyscyplina ta jest idealna na cotygodniowe spotkania ze znajomymi, na które wiecznie nie mamy czasu. Umawiasz się na godzinkę: trochę biegania, trochę śmiechu, trochę grania - i obowiązkowo odrobina ploteczek, bo padel to sport, który pozwala robić to równolegle.
Bo nie chodzi o rywalizację na śmierć i życie. Chodzi o ruch. O zabawę. O bliskość. O endorfiny. O poczucie, że sport może być nie tylko zdrowy, ale też społeczny. Bo padel to nie obowiązek. Padel to antidotum na codzienny brak czasu dla innych.

