Matteo Brunetti: „Jedzenie to najprostszy sposób, żeby dotknąć czyjegoś serca” [WYWIAD]
Finalista programu „MasterChef Polska”, kucharz, autor książek kulinarnych i popularny twórca internetowy. Matteo Brunetti od lat mieszka w Polsce, ale jego kuchnia wciąż pachnie włoskim słońcem. W rozmowie z Elle.pl opowiada o emocjach, które ukrywa w gotowaniu, o łączeniu dwóch kultur i o tym, jak dba o siebie w świecie mediów społecznościowych i rosnącej presji bycia „zawsze w formie”.

Matteo Brunetti to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci młodego pokolenia kucharzy w Polsce. Urodził się w Rzymie, a dziś mówi o sobie, że jest „po trochu z obu światów”. W jego gotowaniu widać to wyraźnie – łączy włoską prostotę z polską gościnnością, szacunek do składnika z poczuciem humoru i dystansem do siebie.
Zasłynął dzięki udziałowi w MasterChefie, ale to media społecznościowe uczyniły z niego kucharza, którego ogląda tysiące osób dziennie. Na swoich profilach pokazuje przepisy, ale też emocje – bez retuszu, bez nadęcia. Mówi o kuchni jak o rozmowie, o gotowaniu jak o sposobie na bliskość. W rozmowie z Elle.pl opowiada, dlaczego wierzy, że kuchnia to język bez słów, jak muzyka wpływa na smak, czemu w Polsce brakuje mu spontaniczności i co robi, gdy czuje się wypalony w świecie, który wymaga nieustannej obecności online.

Aleksandra Jóźwiak: Twoje gotowanie jest bardzo osobiste. Mówisz, że kuchnia to „język bez słów”. Co chcesz przekazywać ludziom swoją kuchnią?
Matteo Brunetti: Dla mnie każde danie jest opowieścią – czy to wielowarstwowa lasagne, która pyrkocze półtora dnia, czy zwykła bułka z masłem. Jedzenie uruchamia zmysły i myśli, zanim cokolwiek powiemy. Chcę, żeby ludzie poczuli pasję do gotowania i zrobili pierwszy krok – dlatego upraszczam nawet trudne przepisy. A potem niech już sami doświadczą smaku, bo tego wciąż nie da się wysłać przez ekran. Moja rola? Podarować możliwie najlepsze doświadczenie jedzenia – z odrobiną humoru i lifestyle’u.
„Przez żołądek do serca” – utożsamiasz się z tym powiedzeniem? A jak brzmi włoski odpowiednik?
Włosi do serca trafiają wszystkimi drogami: przez żołądek, muzykę, taniec, żarty, romantyczne kolacje. Kluczowe są emocje – zapamiętujemy chwile, które je budzą. To dlatego gotowanie ma taki urok: co można zrobić bardziej czułego niż ugotować komuś ukochane danie? I przypominać, że wiele genialnych potraw to 3–4 składniki.
Czy gotowanie to Twój język miłości?
Jeden z wielu. Idealny posiłek to nie tylko smak – to zapach, tekstury, temperatura, a nawet muzyka i światło. Dobrze dobrany soundtrack wynosi chwilę wyżej. Ważne jest otoczenie, nakrycie stołu, światło. „Jemy oczami” – i nosem.
Czyli w jedzeniu najważniejszy jest… zapach?
Tak. Węch jest kluczowy, bo poprzedza smak. Jeśli coś źle pachnie, pierwszy „impakt” jest negatywny. Dlatego dbam, by dania „brzmiały” aromatem: cytrusowa skórka w nieoczywistym miejscu, dużo świeżych ziół, a czasem „kulinarne perfumy” – szybka infuzja ziół w dobrym alkoholu, jedno psiknięcie nad talerzem i olejki robią swoje.

Masz równie silną pasję poza kuchnią?
Muzyka. Słucham jej non stop – od klasyki po techno. Kiedyś grałem na perkusji w heavymetalowym zespole, dziś uczę się śpiewu i pracuję nad własnymi utworami. Chcę opowiadać muzyką to, co noszę w sobie.
Kuchnia i muzyka – łączą się?
Bardzo. Muzyka potrafi „podbić” smak dania, a danie – muzykę. Oktoberfest kojarzy się z piwem, jazz club – z winem. To oczywiste pary. Nawet to, czego słuchasz podczas gotowania, zmienia tempo i charakter: techno – ostre, szybkie ruchy; Barry White – romantycznie. Trudno mi żyć w ciszy.
A różnice kulturowe: Polacy – powściągliwi, Włosi – ekspresyjni. Widać to w kuchni?
Jeszcze parę lat temu powiedziałbym, że bardzo. Dziś w Polsce wraca lokalność i nostalgia – młodsze pokolenie odkrywa bogactwo regionów. To zbliża nas do Włoch, gdzie spontaniczność i regionalność są fundamentem. Kuchnie są różne, ale pasja – coraz bardziej podobna.
Czego brakuje Ci we Włoszech, gdy jesteś w Polsce – i odwrotnie?
W Polsce brakuje mi spontaniczności w relacjach: „za pół godziny kawa?” – tego tutaj jest mniej. We Włoszech to norma – aperitivo, tenis, kolacja, bo świeci słońce. Za to we Włoszech tęsknię za polskim spokojem. Włoskie życie bywa piękne, ale chaotyczne – w Polsce łatwiej o oddech.
Jest kuchnia, która ostatnio Cię zaskoczyła?
Azjatycka nie przestaje mnie fascynować. Po każdej podróży zostaje mi „ziarenko”: ostatnio co tydzień robię egg fried rice na woku. Lubię też łączyć Azję z Włochami – do długo gotowanego ragù dodaję odrobinę pasty miso, czasem gochujang, sos sojowy, kolendrę. Nie zmienia to agresywnie smaku, ale umami pracuje za kulisami.
Media społecznościowe to Twoje główne narzędzie pracy. Jak dbasz o równowagę, gdy łatwo o porównywanie się i samotność?
Social media są częścią mojego życia od lat – to praca na „półtora etatu”. Zdarzają się gorsze momenty: wkładasz serce, a odbiór jest słabszy. Wtedy nie ma co się użalać – analizuję, co działa, co nie, i koryguję kurs. Pytam siebie: tworzę dla odbiorców, dla siebie, czy szukam balansu? Prywatnie korzystam głównie do komunikacji i jako bezcenne źródło inspiracji – jedzenie i architektura.
Za chwilę Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Jak dbasz o siebie?
Uspokajam się i robię krok w tył, by zobaczyć problem w szerszym kadrze. Pytam „dlaczego?” – skąd ta emocja, co naruszyło moje granice, z czym to mi się kojarzy. Gdy rozumiem źródło, decyduję, co zrobić: porozmawiać, odpuścić, zmienić. W życiu najważniejsze są dla mnie dwie rzeczy: zdrowie psychiczne i sen. A w trudnych chwilach – „przywrócić siebie do siebie”.


