„Złap mnie, jeśli potrafisz” w grudniowych premierach na Netflixie. To perełka Spielberga, którą trzeba znać
Netflix dorzucił do grudniowych nowości kinowy klasyk, który wciąż zachwyca stylem i sercem. Jeśli szukacie filmu, który rozbawi, zaangażuje emocjonalnie i da wam ochotę na binge watching - to pozycja obowiązkowa.

Wraz z grudniową aktualizacją katalogu Netflixa pojawił się tytuł, który od ponad dwóch dekad utrzymuje status jednego z najbardziej lubianych filmów XXI wieku. „Złap mnie, jeśli potrafisz” to Spielberg w formie, którą widzowie kochają: lekki, przewrotny, idealnie zbalansowany między humorem a melancholią. A przede wszystkim - oparty na historii, która wydarzyła się naprawdę.
To właśnie prawdziwe życie Franka Abagnale’a Jr. napisało scenariusz tak nieprawdopodobny, że gdyby był fikcją, chyba nikt by nie uwierzył.
W tym artykule:
- „Złap mnie, jeśli potrafisz” znów na Netflixie
- Spielberg, DiCaprio, Hanks - trio, które nie mogło się nie udać
- Historia, która brzmi jak fikcja, ale jest prawdą
- Sukces, który mówi sam za siebie
- Czy warto wrócić do „Złap mnie, jeśli potrafisz”?
„Złap mnie, jeśli potrafisz” znów na Netflixie
Film przenosi nas do lat 60., gdzie młody Frank - po rozwodzie rodziców - ucieka do Nowego Jorku i zaczyna życie, o którym marzył od dawna. Lata w przestworzach jako rzekomy pilot, wchodzi na sale operacyjne jako fałszywy lekarz, a nawet próbuje swoich sił jako prawnik. Za każdym razem działa z wdziękiem i pewnością siebie, która hipnotyzuje widza.
Cały czas ma jednak za sobą kogoś, kto nie spuszcza go z oka: agenta FBI Carla Hanratty’ego.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Spielberg, DiCaprio, Hanks - trio, które nie mogło się nie udać
Reżyseria Stevena Spielberga, scenariusz Jeffa Nathansona i zdjęcia Janusza Kamińskiego tworzą film, który jest jednocześnie stylowy, inteligentny i zaskakująco czuły. DiCaprio - wtedy jeszcze przed oscarowym etapem kariery - błyszczy w jednej ze swoich najbardziej charyzmatycznych ról. Jako Frank jest jednocześnie beztroski i boleśnie zagubiony, pewny siebie i desperacko spragniony uwagi. To rola, o której trudno zapomnieć.
Tom Hanks, z kolei, wciela się w Hanratty’ego z charakterystyczną dla siebie mieszanką surowości i subtelnego ciepła - znanej wszystkim dobrze zarówno z „Zielonej mili” oraz z filmu „Sully”. Między tą dwójką buduje się relacja, która wykracza daleko poza schemat „łowca i uciekinier”. Jest w niej coś niespodziewanie intymnego - coś, co sprawia, że ten film nie jest tylko historią o pościgu, ale także opowieścią o człowieku szukającym miejsca, do którego mógłby wrócić.
Na drugim planie lśnią Christopher Walken (znany publiczności z wielu rewelacyjnych czarnych charakterów) jako ojciec Franka oraz młodziutka Amy Adams („Julie&Julia”, „Zaczarowana”), która dodaje całości świeżości i lekkości.
Historia, która brzmi jak fikcja, ale jest prawdą
„Złap mnie, jeśli potrafisz” powstało na podstawie książki Franka Abagnale’a Jr., nastolatka, który w latach 60. stał się mistrzem oszustw finansowych. Już jako dwunastolatek zaczął fałszować czeki i wykorzystywać karty kredytowe, szybko opanowując sztukę podrabiania dokumentów. Gdy osiągnął pełnoletność poszedł o krok dalej i zaczął podszywać się pod pilota linii lotniczych, lekarza czy prawnika, podróżując po Stanach Zjednoczonych i Europie i wyprzedzając o krok tych, którzy chcieli go złapać.
Jego oszustwa były tak spektakularne, że zarobił w ten sposób miliony dolarów, a policja i banki wciąż pozostawały krok za nim. Ostatecznie został aresztowany we Francji i ekstradowany do USA, gdzie odsiedział część wyroku, po czym - zupełnie niespodziewanie - rozpoczął nowy rozdział życia jako ekspert od zabezpieczeń, pomagając instytucjom finansowym w wykrywaniu oszustw.
Sukces, który mówi sam za siebie
Film czekał ponad 20 lat na realizację, ale gdy wszedł do kin w 2002 roku, okazał się światowym fenomenem. Zarobił aż 352 miliony dolarów przy 50-milionowym budżecie i zgarnął aż siedem nagród oraz liczne nominacje - w tym do Oscarów, Złotych Globów i BAFT-y.
Dziś uchodzi za jeden z najważniejszych filmów początku XXI wieku i po prostu klasyk, do którego widzowie wracają nie tylko z sentymentu, ale dlatego, że zwyczajnie dobrze się go ogląda.
Czy warto wrócić do „Złap mnie, jeśli potrafisz”?

To film, który ma swój rytm jak lot odrzutowca, ale w środku skrywa cichą nutę melancholii. Po seansie trudno nie myśleć o tym chłopaku, który z całych sił próbuje ułożyć sobie życie, nawet jeśli robi to w najmniej rozsądny sposób. Sama miałam momenty, kiedy musiałam zatrzymać film i wrócić po chwili - bo ta mieszanka humoru i emocji uderza mocniej, niż można się spodziewać. A gra dwóch świetnych aktorów - Toma Hanks'a i Leonarda DiCaprio - do których mam ogromny sentyment, jeśli chodzi o amerykańskie produkcje sprawia, że gdybym nie miała dostępu do platform stremingowych, to na pewno płyta DVD z tą historią znalazłaby się na mojej półce obowiązkowych klasyków.
Jeśli więc szukacie filmu na zimowy wieczór, który wciąga od pierwszych minut i zostawia po sobie ciepłe, dobre uczucie - to jest właśnie ta „perełka”. A dzięki Netflixowi można ją znów obejrzeć bez pośpiechu, z kubkiem herbaty i świadomością, że to jedno z tych dzieł, które zwyczajnie nie przemijają.

