Reklama

Choć minęło już kilkanaście lat od premiery, „To nie jest kraj dla starych ludzi” nie traci na sile. Wręcz przeciwnie — z perspektywy czasu widać jeszcze wyraźniej, dlaczego uchodzi za jeden z najlepszych thrillerów, jakie kiedykolwiek powstały. To film, który do dziś stawia widza na krawędzi fotela, udowadniając, że prawdziwe napięcie rodzi się nie z efektów specjalnych, lecz z mistrzowskiego prowadzenia historii.

Mistrzowska reżyseria braci Coen

Joel i Ethan Coen od lat tworzą kino, które łączy filozoficzną zadumę z groteską i bezbłędną konstrukcją dramaturgiczną. „To nie jest kraj dla starych ludzi” jest jednym z najwyraźniejszych dowodów ich geniuszu: pozornie prosty thriller zmienia się w poruszającą medytację o przemijaniu, chaosie i świecie, który wymknął się spod kontroli. To także film, który pod względem formalnym wyznaczył nowy standard pracy z ciszą, tempem i emocją. Joel i Ethan Coen od lat budują swój autorski język filmowy — z filmami takimi jak „Fargo”, „Barton Fink” czy „Poważny człowiek” — a „To nie jest kraj dla starych ludzi” pozostaje jednym z ich najwybitniejszych osiągnięć.

Niezapomniane role i ikoniczny antagonista

Mroczny thriller braci Ethana i Joela Coenów, który z kryminalnej historii wyrasta na pełnoprawny dramat egzystencjalny. Film zdobył osiem nominacji do Oscara i cztery statuetki, w tym za najlepszy film i reżyserię.

Llewelyn Moss (Josh Brolin) przypadkiem trafia na porzuconą heroinę, dwa miliony dolarów i ślady brutalnej strzelaniny na granicy z Meksykiem. Zabiera pieniądze — i tym samym uruchamia spiralę przemocy. Na jego tropie pojawia się Anton Chigurh, jeden z najbardziej ikonicznych złoczyńców kina, w niezapomnianej, nagrodzonej Oscarem roli Javiera Bardema.

To thriller, który trzyma w napięciu od pierwszej sekundy i pokazuje Coenów w absolutnie szczytowej formie.

Javier Bardem jako Anton Chigurh stworzył postać, która na zawsze zapisała się w historii kina. Jego zimna, konsekwentna i niemal nadludzka forma zła sprawia, że widz nie potrafi oderwać wzroku od ekranu.

10/10 w budowaniu napięcia

Zawsze siedzę jak na szpilkach, kiedy oglądam „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Ten film ma w sobie taką gęstość i napięcie, że ani na moment nie pozwala mi się odprężyć — każda scena wydaje się zawieszona na cienkiej nitce, która może pęknąć w każdej sekundzie. Oparty na powieści Cormaca McCarthy’ego, thriller zachwyca minimalizmem dialogów, pustynną estetyką i atmosferą narastającego zagrożenia, które towarzyszy każdej sekwencji. Napięcie nie jest tu dodatkiem — to fundament, na którym zbudowana jest cała opowieść. Surowy realizm, długie ujęcia i brak muzyki sprawiają, że widz niemal fizycznie odczuwa tempo akcji i śmiertelne niebezpieczeństwo, jakie wisi nad bohaterami. W filmie niemal nie ma ścieżki dźwiękowej. Coenowie uznali, że cisza będzie najmocniejszym narzędziem budowania napięcia — i mieli rację.

Reklama
Reklama
Reklama