Reklama

Netflix żegna kolejny hit. „183 metry strachu” (The Shallows) – intensywny, klaustrofobiczny thriller w reżyserii Jaume’a Collet-Serra – zniknie z platformy 31 października. To ostatnia szansa, by zobaczyć Blake Lively w roli, która udowodniła, że potrafi unieść cały film praktycznie w pojedynkę.

Walka człowieka z żywiołem

Główna bohaterka, Nancy Adams, to studentka medycyny, która po śmierci matki szuka ukojenia na ukrytej plaży w Meksyku — miejscu, które było dla niej symbolem szczęścia. Woda błyszczy w słońcu, a fale zachęcają do surfowania. Jednak ta idylliczna sceneria szybko zamienia się w śmiertelną pułapkę.

Nancy zostaje zaatakowana przez żarłacza białego, jednego z najbardziej niebezpiecznych drapieżników oceanów. Ranna i wyczerpana, znajduje schronienie na małej, skalistej wysepce oddalonej o 183 metry od brzegu. Wokół niej czai się rekin, a każda próba ratunku może zakończyć się śmiercią.

To nie tylko historia o walce z potworem z głębin, ale przede wszystkim o niezłomności, instynkcie przetrwania i sile ludzkiego ducha.

Blake Lively w roli życia

Dla Blake Lively (znanej m.in. z serialu Plotkara czy thrillera The Age of Adaline) rola Nancy była prawdziwym sprawdzianem aktorskiej dojrzałości. Film niemal w całości skupia się na niej — nie ma tu drużyny ratunkowej, bohatera z bronią ani klasycznych scen akcji. Jest tylko człowiek kontra natura.

Aktorka wykonała większość scen w wodzie sama, bez pomocy dublerki. Jej naturalność, emocjonalna intensywność i fizyczne zaangażowanie sprawiły, że wielu krytyków uznało „183 metry strachu” za najlepszy występ w jej karierze.

„Blake Lively udowadnia, że potrafi unieść film sama. Jej gra jest pełna odwagi i prawdziwego strachu” – pisał The Guardian.

Reżyser i styl – kino, które wciąga jak ocean

Reżyser Jaume Collet-Serra jest mistrzem budowania napięcia – wcześniej zasłynął filmami Tożsamość, Non-Stop i Sierota. W „183 metrach strachu” zderza estetyczne piękno natury z jej nieprzewidywalnym okrucieństwem.

Zdjęcia autorstwa Flavio Martíneza Labiano są zachwycające – ocean błyszczy jak turkusowy klejnot, ale z każdą minutą zmienia się w niebezpieczną otchłań. Muzyka Marco Beltramiego subtelnie podkreśla napięcie, prowadząc widza od spokoju do paniki.

Ostatnie dni na seans

„183 metry strachu” to esencja kina survivalowego – pełnego napięcia, emocji i pięknych zdjęć, które zapierają dech w piersiach. Film trzyma w niepewności do samego końca, a każdy dźwięk, ruch fali i cień w wodzie potęguje lęk.

Zanim zniknie z Netflixa 31 października, warto przypomnieć sobie, że prawdziwy horror nie zawsze rozgrywa się w ciemnych piwnicach – czasem czai się pod powierzchnią błękitnego oceanu.

Reklama
Reklama
Reklama