Ten niepokojący duński folk horror nie daje widzowi chwili wytchnienia i wciąga w świat przerażającej komuny. Dostępny jest w streamingu
Film „Midsommar. W biały dzień” Ari Astera to niepokojący folk horror, który porusza temat traumy, przynależności i manipulacji. Zło nie kryje się tu w mroku, ale wychodzi na jaw w promieniach letniego słońca. Produkcja przyciąga estetyką i psychologiczną głębią.

- ELLE
Ari Aster mimo skromnego portfolio zyskał status jednego z najważniejszych twórców kina grozy ostatniej dekady. Po sukcesie filmu „Dziedzictwo. Hereditary”, Aster umocnił swoją pozycję w 2019 roku dzięki obrazowi „Midsommar. W biały dzień”. Krytycy i widzowie jednogłośnie przyznają, że to dzieło unikalne – formalnie dopracowane, pełne psychologicznych podtekstów i emocjonalnych niuansów.
Fabuła „Midsommar”: komuna, rytuały i trauma
Akcja filmu toczy się w Szwecji, gdzie grupa przyjaciół z USA trafia do odizolowanej komuny, by uczestniczyć w festiwalu letniego przesilenia. Wśród nich jest Dani – młoda kobieta zmagająca się z traumą po tragedii rodzinnej. Jej związek z Christianem przechodzi kryzys, a atmosfera wspólnoty tylko pogłębia jej niepokój. Wspólnota, którą odwiedzają bohaterowie, pozornie emanuje spokojem, naturalnością i gościnnością. Jednak za idylliczną fasadą kryją się niepokojące rytuały i przerażające zasady. Zło nie ma tu jednej twarzy – zamiast klasycznych demonów, pojawia się przerażająca normalność i podświadoma manipulacja.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Florence Pugh i emocjonalna siła głównej roli
Florence Pugh, zaledwie 23-letnia aktorka, zagrała w filmie Dani – bohaterkę przechodzącą wewnętrzny rozpad. Jej występ uznany został za jeden z najmocniejszych punktów „Midsommar”. Autentyczność emocji, które prezentuje na ekranie, porusza widzów – od prób opanowania łez, przez stany lękowe, po narkotyczne halucynacje. Pugh w pełni oddaje skomplikowaną psychologię swojej postaci, budując głęboką więź z widzem. Występ w filmie Ariego Astera bez wątpienia był przełomem w jej karierze, jednak jak twierdzi aktorka, nie chciałaby czegoś takiego powtarzać, gdyż zrobiła nim sobie krzywdę.
Były takie role, gdzie dawałam za dużo i złamały mnie na długi późniejszy czas. Jak wtedy, gdy zrobiłam Midsommar– definitywnie czułam, że skrzywdziłam samą siebie tym, do czego się doprowadziłam.
Estetyka grozy: zdjęcia Pawła Pogorzelskiego
Na szczególną uwagę zasługują zdjęcia autorstwa Pawła Pogorzelskiego. To one tworzą niepowtarzalny klimat filmu – hipnotyzujące kadry, nasycone bielą, naturalnym światłem i harmonią. Nawet najbardziej brutalne sceny przedstawione są w sposób estetycznie pociągający, co wzmacnia efekt niepokoju. Pogorzelski już wcześniej współpracował z Asterem przy „Hereditary” i „The Strange Thing About the Johnsons”, co zaowocowało artystyczną spójnością obrazu.
Dlaczego „Midsommar” budzi taki niepokój?
„Midsommar. W biały dzień” zrywa z klasycznym schematem horroru. Zło nie czai się w ciemności, ale w pełnym słońcu, uśmiechnięte, elegancko ubranie w białe szaty. To film, który straszy naturalnością i pozorną codziennością. Bohaterowie są nieustannie pod wpływem środków psychoaktywnych, co wpływa na ich percepcję, a widz niemal fizycznie odczuwa ich zagubienie i bezsilność.
Aster wciąga nas w grę psychologiczną, w której nie wiadomo, komu można ufać, a racjonalność staje się iluzją. Każda scena buduje napięcie poprzez szczegóły i subtelne zmiany w zachowaniu postaci. Brak dłużyzn, dynamiczna narracja i wyrafinowana dramaturgia sprawiają, że film trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. „Midsommar. W biały dzień” dostępne jest na platformie Amazon Prime.

