Ten dramat z Agatą Buzek porusza do szpiku kości. To historia matki, która nie przestaje szukać zaginionej córki
„Iluzja” w reżyserii Marty Minorowicz to film, który porusza jak najgłębsze struny. Nie epatuje dramatem – pokazuje go subtelnie, przez ciszę, spojrzenie, pustkę. Opowiada o matce, która nie może pogodzić się z zaginięciem córki i rozpadającej się rodzinie, która próbuje dalej funkcjonować bez niej.

- ELLE
Dramat zaginionych i tych, którzy zostali
W Polsce każdego roku ginie kilkanaście tysięcy osób. Większość wraca do domu. Ale są też ci, których los pozostaje nieznany. „Iluzja” przybliża właśnie ten dramat – pustkę, którą trudno zapełnić, i bezradność, której nie sposób oswoić.
Agata Buzek wciela się w Hannę, nauczycielkę, która pewnego dnia dostrzega w mieście sylwetkę przypominającą zaginioną córkę. Od tej chwili powraca nadzieja, ale i niepewność. Mąż Hanny, grany przez Marcina Czarnika, nie potrafi odnaleźć się w tej nowej „możliwości”. Oboje żyją w zawieszeniu, którego nic nie rozprasza.
Ciche role, mocny przekaz
Agata Buzek jest w tej roli przejmująca – delikatna i zdeterminowana, cicha, ale mocna. Jej postać krąży między rzeczywistością a złudzeniem, szukając znaku życia, który pozwoliłby dalej trwać. Partnerujący jej Marcin Czarnik świetnie oddaje bezgłośne rozpadanie się mężczyzny próbującego być opoką. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik jako Janina – policjantka prowadząca śledztwo – została nagrodzona Złotymi Lwami w Gdyni. Jej postać nie jest spektakularna, ale prawdziwa – obecna, gdy trzeba, gotowa słuchać, nawet jeśli nie ma dobrych wiadomości. Hajewska-Krzysztofik pokazuje, że wsparcie to czasem tylko obecność, bez odpowiedzi i rozwiązań.
Realizm bez nadmiaru słów
Marta Minorowicz i Piotr Borkowski, twórcy scenariusza, zdecydowali się na oszczędny język i powolne tempo. To wybór świadomy i trafny – „Iluzja” mówi najwięcej wtedy, gdy milczy. Bez dosłowności, bez prób moralizowania.
Film oparty jest na doświadczeniach reżyserki, która wcześniej pracowała przy dokumentach i reportażach o zaginionych. Dzięki temu historia Hanny i Piotra ma autentyczność – to nie filmowy dramat, ale codzienność wielu rodzin, które nie wiedzą, co się stało z ich bliskimi.

