Reklama

Netflix znów zrobił to, co potrafi najlepiej: w absolutnej ciszy, bez wielkiej kampanii i krzykliwych zapowiedzi wrzucił film, o którym będzie mówiło się przez cały sezon nagród. „Sny o pociągach”, adaptacja zaledwie 100 stronicowej powieści Denisa Johnsona, pojawiła się na platformie 21 listopada - i już pierwsze recenzje wskazują, że to jeden z najważniejszych tytułów roku.

Taki, który ogląda się w skupieniu, trochę na wstrzymanym oddechu, z zatrzymanymi łzami w oczach, a po seansie… chce się po prostu posiedzieć chwilę w ciszy.

„Sny o pociągach” wylądowały na Netfliksie

Fabuła przenosi nas do Ameryki z początku XX wieku (znanej z westernów), w erę gwałtownej budowy kolei i transformacji dzikich, zachodnich terenów. Głównym bohaterem jest Robert Grainier - prosty człowiek pracujący jako drwal i robotnik kolejowy. Życie Grainiera toczy się spokojnym rytmem, naznaczone prostym szczęściem u boku żony, Gladys. Niestety, sielankę brutalnie przerywa potężny pożar, który odbiera mu wszystko, co kochał. Film staje się wtedy intymną podróżą przez żałobę.

To nie jest kino akcji. To poruszający dramat psychologiczny o samotności, mierzeniu się z przeszłością i poszukiwaniu sensu w świecie, który pędzi bez względu na ludzkie tragedie. Robert Grainier, niczym Hiob, musi na nowo poskładać swoje życie, a widz towarzyszy mu w tej cichej epopei.

„To najpiękniejszy film roku” według krytyków

Nic dziwnego, że zagraniczni krytycy oszaleli na punkcie tego filmu. Variety nazwało go „czarnym koniem w wyścigu po Oscary”, a na Rotten Tomatoes produkcja ma… 95% pozytywnych recenzji. Porównania do Terrence’a Malicka pojawiają się częściej niż pociągi na stacji w Seattle w 1905 roku. Jeden z recenzentów pisze o filmie tak: „miniaturowy i epicki jednocześnie, poruszający wszystkie emocje, jakie znamy”. Inny: „nie chciałem, żeby się skończył”. I naprawdę - trudno się z nimi nie zgodzić.

Za kamerą stanął Clint Bentley, twórca nominowanego do trzech Oscarów Sing Sing, a w obsadzie zobaczymy nazwiska, które same niosą emocjonalny ciężar: Joela Edgertona, Felicity Jones, Kerry Condon, Williamsa H. Macy’ego i Cliftona Collinsa Jr.. Edgerton znany z takich filmów jak „Wielki Gatsby, „Loving”, „Wymazać siebie” - nagradzany w Chicago, Savannah i na Camerimage - tworzy tu jedną z najcichszych, a zarazem najsilniejszych ról w swojej karierze.

„Sny o pociągach” to kolejna ekranizacja powieści Denisa Johsona

Warto też dodać, że to kolejna adaptacja twórczości Denisa Johnsona, autora kultowych „Synów Jezusa” i „Gwiazd w południe” - ale bezdyskusyjnie ta najlepiej przyjęta. Bentley sięgnął po ducha autora, odarł historię do czystych emocji i stworzył film, który działa jak delikatny powiew, ale zostawia w środku prawdziwe trzęsienie ziemi.

„Sny o pociągach” to kino, które nie krzyczy. Przeciwnie - mówi szeptem, ale za to trafia dokładnie tam, gdzie powinno. I tak, to ten film, którego naprawdę nie chce się wyłączać.

Reklama
Reklama
Reklama