Prequel „Dirty Dancing” z 2004 roku jest teraz w Top 10 Netflixa. Krytycy zrównali go z ziemią, ale widzowie go kochają
Krytycy nazwali go „kulturowo obraźliwym” i „bulgoczącym gulaszem klisz”. Mało kto pamięta, że w ogóle powstał. A jednak „Dirty Dancing: Havana Nights” właśnie wskoczyło do Top 10 najchętniej oglądanych filmów na Netfliksie.

- ELLE
Spis treści:
- O czym jest film „Dirty Dancing: Havana Nights”?
- Fabuła „Dirty Dancing 2” rozgrywa się na tle rewolucji kubańskiej
- Obsada filmu „Dirty Dancing: Havana Nights” i kulisy produkcji
- Czy warto obejrzeć „Dirty Dancing: Havana Nights” na Netflixie?
O czym jest film „Dirty Dancing: Havana Nights”?
W teorii to miał być zmysłowy romans z politycznym tłem, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z Kuby lat 50. W praktyce? Krytycy uznali go za „gulasz klisz”, a widzowie — przez lata zapomnieli, że w ogóle istnieje. Teraz „Dirty Dancing: Havana Nights”, luźny prequel kultowego filmu z 1987 roku, nagle wrócił na języki. A dokładniej: do Top 10 Netflixa.
Zaskoczenie jest spore, bo mowa o filmie, który w 2004 roku zebrał potężne cięgi od recenzentów. Na Rotten Tomatoes ma zaledwie 23% pozytywnych opinii, a na Metacritic — średnią ocenę 39/100. Nie przeszkodziło to jednak widzkom i widzom Netfliksa odpalić nostalgiczno-tanecznej produkcji, która dziś — dwie dekady po premierze — zdaje się mieć drugie życie.
Fabuła „Dirty Dancing 2” rozgrywa się na tle rewolucji kubańskiej
Fabuła? Wzruszająco znajoma. Młoda Amerykanka Katey Miller (Romola Garai) trafia z rodzicami (Sela Ward i John Slattery) do Hawany w 1958 roku, tuż przed rewolucją kubańską. Nie pasuje do lokalnych, roztańczonych realiów – do czasu, aż poznaje Javiera (Diego Luna), kelnera o zmysłowych ruchach i gorącym sercu. Reszta to wariacja na temat „Romea i Julii”, z dodatkiem mambo, kolonialnej willi i napięć klasowo-politycznych. No i z Patrickiem Swayze jako nauczycielem tańca — mrugnięcie okiem do fanów oryginału.

Obsada filmu „Dirty Dancing: Havana Nights” i kulisy produkcji
Zabawnym (albo gorzkim) twistem jest to, że „Havana Nights” początkowo miało być czymś zupełnie innym. Oparty na osobistych wspomnieniach JoAnn Jansen, pierwotny scenariusz Petera Sagala miał opowiadać o idealizmie i brutalności kubańskiej rewolucji. Tytuł roboczy: „Cuba Mine”. Jednak zanim projekt trafił na ekran, przekształcono go w taneczne love story z obowiązkowym finałem na parkiecie. „Nie zostało ani jedno zdanie z mojego oryginalnego tekstu”, mówił później Sagal.
Wszystko to brzmi jak przepis na katastrofę, i w 2004 roku tak właśnie to oceniano. Peter Howell z „Toronto Star” nazywał film „pozbawionym uroku, niezdarnym i kulturowo obraźliwym”. Inni wypominali mu naiwną fabułę, niekonsekwentne tempo i „sztywny jak podeszwa” scenariusz. Sama Romola Garai opowiadała później, że doświadczenie na planie było na tyle traumatyczne, że przemyślała sens dalszej kariery w Hollywood. „Byli obsesyjnie skupieni na tym, bym była chuda. Pomyślałam: to po co w ogóle mnie zatrudnili?”
Czy warto obejrzeć „Dirty Dancing: Havana Nights” na Netflixie?
A jednak coś w tym filmie działa. Może to kubańska sceneria, może szczeniacka chemia między Luną i Garai, a może po prostu taniec – bo choreografii polotu nikt nie odmawia. Jak pisał recenzent Jam! Magazine: „Historia jest oczywista, ale taniec – rewelacyjny”.

