Pisarka Małgorzata Oliwia Sobczak o filmie "Kolor zła: czerwień". "Interakcje pomiędzy ludźmi to jedna z podstawowych płaszczyzn, z której wyrasta zbrodnia" [WYWIAD]
To numer 2 w światowych hitach Netflix. Ten wyjątkowo mroczny thriller z Mają Ostaszewską i Jakubem Gierszałem w rolach głównych z pewnością się wyróżnia. Tylko nam Małgorzata Oliwia Sobczak, autorka powieści "Kolory zła: czerwień", na której kanwie powstała nowa produkcja Netflix opowiada o kulisach powieściowej zbrodni, toksycznych relacjach i rozrywających serce emocjach matek, które spotyka największa strata.

"Kolor zła: czerwień" numerem 1 na świecie - to hit Netflix
"Kolory zła: czerwień" właśnie trafiły na listę największych hitów Netflix na świecie. Dokładnie zajął pierwsze miejsce wśród tytułów nieanglojęzycznych dostępnych na platformie. Na przełomie maja i czerwca polska produkcja zanotowała 32 mln godzin oglądania na świecie. "Kolor zła: czerwień" kochają widzowie w Ameryce Łacińskiej - Argentynie, Brazylii, Chile, Kolumbii, Paragwaju, Urugwaju i Wenezueli. W USA przegrał walkę o pierwsze miejsce z "Atlasem" z Jennifer Lopez, ale trzyma się w czołówce. Numerem 1 jest także w Tajlandii i oczywiście w Polsce.
Weronika Płocha: Seria „Kolory zła” zawiera w sobie wszystkie odcienie ludzkiej podłości – to była trudna emocjonalnie pisarska podróż?
Małgorzata Oliwia Sobczak: Kryminał to z zasady gatunek, który opowiada o ludzkiej naturze – naturze, która ma w sobie zarówno światło, jak i mrok. Czasami wystarczy jeden zapalnik, by ten mrok wydobyć, by czerń wyszła na prowadzenie. I mnie te trigery bardzo interesują. Te duże, ale i malutkie, z pozoru niewiele znaczące elementy – słowa, gesty, pojedyncze sytuacje, które wyzwalają w człowieku zło. Te wszystkie negatywne doświadczenia, które oblepiają moich bohaterów, które zapuszczają w nich tak silne korzenie, że nie sposób ich odciąć. Co sprawia, że człowiek się zmienia? Co doprowadza do tragedii? Jak to możliwe, że ktoś jest w stanie przekroczyć to najbardziej pierwotne, rudymentarne tabu, jakim jest pozbawienie kogoś życia? I przede wszystkim, jak żyć ze stratą? Jak dalej oddychać, gdy odchodzi ktoś bliski? Moje osobiste przeżycia sprawiły, że ten ostatni aspekt jest dla mnie szczególnie ważny. Obsesyjnie do niego wracam w każdej książce, dzieląc losy moich bohaterów na czas „przed” i czas „po”. To rzeczywiście każdorazowo emocjonalnie wyczerpujące podróże, ale też w pewnym sensie oczyszczające. Myślę, że konfrontowanie się z takimi historiami jest terapeutyczne zarówno dla autora, jak i dla czytelników, którzy poprzez lekturę stają naprzeciw swoim cieniom, mierzą się z najgorszymi lękami, wychodząc z tego doświadczenia symbolicznie silniejszymi, bardziej opancerzonymi.
Zrozpaczona sędzina i matka, nieco pogubiony prokurator, gangsterka trójmiejska, naiwna nastolatka – który z tych bohaterów jest dla Pani postacią najbliższą?
Światy, które kreuję na kartach moich powieści, zawsze w pewnym sensie są dla mnie bardzo osobiste. Wszystkie emocje, którymi obdarzam moich bohaterów, przepływają najpierw przeze mnie. Staram się wchodzić w buty każdej postaci, grzebiąc przy tym w jej przeszłości, wyłapując momenty kluczowe dla przestawienia trybików w jej procesach myślowych i emocjonalnych, badając motywy działań, zastanawiając się też nad tym, jaki wpływ na losy ludzi mają przypadki, które odwracają biegi historii. Tym samym tworzeni przeze mnie bohaterowie stają mi się w naturalny sposób bliscy. Jeśli jednak miałabym wybrać postać z „Czerwieni”, której doświadczenia są dla mnie najbardziej przejmujące, byłaby to sędzia Helena Bogucka. Kobieta, która doświadczyła największej straty, jaką można sobie wyobrazić; matka, która traci dziecko. Matka zawodna, niedoskonała, popełniająca błędy, bo nikt nie nauczył jej wyrażać miłość. Która powiela postawy charakteryzujące jej dysfunkcyjne relacje z rodzicami, co niewątpliwie jest elementem budującym narrację całej tragedii, jaka spotkała jej córkę. W toku dramatu, jaki rozgrywa się w „Czerwieni”, ten freudowski przymus powtarzania jest kluczowym oczkiem w łańcuchu przyczynowo-skutkowym, który bardzo skrupulatnie opisuję we wszystkich w moich powieściach.
Czy fabuła oparta jest na prawdziwych wydarzeniach czy to całkowita literacka fikcja?
Fabuła powieści „Kolory zła: Czerwień” jest fikcją literacką, choć bezpośrednią inspiracją do jej zbudowania była prawdziwa sprawa kryminalna. Chodziło o nierozwiązaną sprawę zabójstwa kobiety w 1998 roku, którą w czasie, gdy zaczęłam pracować nad moją książką, wznowiono w związku z ujawnieniem nowych śladów kryminalistycznych. Pamiętam, że oglądałam program informacyjny i nagle słyszałam hasła: „płaszcz z ludzkiej skóry wyłowiony z Wisły”, „wypreparowana skóra zaplątana w silnik”, „nierozwiązana zagadka sprzed lat”. Były jak zapalnik. Umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach, wymyślając różnorodne scenariusze. Od razu wiedziałam, że w powieści pojawi się nietypowe morderstwo, łudząco podobne do tego sprzed lat. Co więcej, rozrysowując w „Czerwieni” wydarzenia na płaszczyźnie lat dziewięćdziesiątych, której w filmowej adaptacji nie wykorzystano, nawiązałam do trójmiejskiego tła społecznego tamtych czasów. Czytelnicy, którzy znają historię mafii na Wybrzeżu, mogę doszukać się pewnych analogii pomiędzy postacią Kazara a osobą Zachara - szefa podziemia na Pomorzu, który władzę przejął po śmierci Nikosia w 1998 roku. Oprócz gry słownej, nadałam Kazarowi wygląd Zachara oraz pewne cechy charakteru, w tym chociażby swoiste poczucie humoru, które w filmowej adaptacji również wybrzmiewa. W „Czerwieni” pojawiła się także prawdziwa historia związana z moją przyjaciółką. Gdy Zachar przed wielu laty poznał ją w gdańskim klubie natychmiast zachwycił się jej urodą i oznajmił wszystkim, że zostanie jego żoną. Przyjaciółka, by ustrzec się przed konsekwencjami ten fascynacji, uciekła wtedy przy pomocy jednego z goryli mafiosa przez okno „Cristala”.
Toksyczne relacje damsko-męskie są bardzo ważnym wątkiem całej opowieści - skąd taki obraz?
Interakcje pomiędzy ludźmi to jedna z podstawowych płaszczyzn, z której wyrasta zbrodnia. Relacje, jakie panują w rodzinie, przekładają się na kontakty, jakie nawiązujemy w życiu przyszłym z drugim człowiekiem. To one warunkują nasz rozwój, wyznawane przez nas wartości, umiejętność obdarzania kogoś miłością i opieką, niemal wszystkie nasze wybory. I tu znowu pojawia się ten freudowski przymus powtarzania. Nawet jeśli nie powielamy scenariusza naszego wcześniejszego życia, kopiujemy sposób jego przeżywania. Dlaczego Monika Bogucka wiąże się z niebezpiecznym Waldemarem? Z powody defektu, który nabyła w domu rodzinnym. Pewnego braku, który próbuje rekompensować sobie przez ryzykowne zachowania i ryzykowne związki, w których paradoksalnie szuka szczęścia, a które zwodzą ją na manowce. W mojej powieści pierwotnym źródłem wszelkiego nieszczęścia, jakie spotyka Monikę, jest trudna relacja z matką, sędzią Heleną Bogucką. Ja wychowałam się w zupełnie innym domu, w którym słowo „kocham” pada codziennie i to wiele razy. Ale może właśnie dlatego frapuje mnie, jak mogłoby być, gdybym tej miłości z domu jednak nie wyniosła? Kim wtedy bym była? Czy byłabym kimś innym? Czy podjęłabym w życiu inne wybory, które doprowadziłyby mnie w inne, gorsze miejsce? Czy mogłoby to stać się podłożem jakiejś późniejszej tragedii?
Sama od niemal sześciu lat jestem mamą, a „Czerwień” pisałam właśnie w czasie, gdy nosiłam moją córeczkę pod sercem. Niewątpliwie na fabułę tej powieści wpłynął fakt, że często w tamtym czasie zastanawiałam się, jak to jest możliwe, by nie kochać własnego dziecka? Albo kochać, ale nie okazywać mu czułości? Obiecywałam sobie wtedy, że moja córka zawsze będzie najważniejsza, że nie popełnię nigdy błędów, które można popełnić. Książka „Kolory zła: Czerwień” jest w tym sensie pewną przestrogą. Bo łatwo jest w ferworze zdarzeń, podczas ciągłej gonitwy z czasem, gubić te najprostsze gesty czułości, które warunkują fabułę naszego życia.
W adaptacji Netflix ciekawie dobrano aktorów, czy brała Pani udział w doborze obsady i typowała nazwiska pod wykreowane przez siebie postaci?
Od samego początku miałam problem z wyobrażeniem sobie, jacy aktorzy mogliby odtworzyć na ekranie moich bohaterów. To wynika z tego, że mam bardzo precyzyjną wizję tego, jak moje postaci wyglądają, jak się poruszają, jakie wykonują gesty, jaki mają tembr głosu. Gdyby ode mnie zależał wybór obsady, film z pewnością nigdy by nie powstał, bo szukałabym wiernego odwzorowania. Natomiast okazało się, że aktorzy dobrani przez grupę filmową to strzał w dziesiątkę! Maja Ostaszewska nie tylko idealnie wpisała się w wygląd książkowej sędzi Heleny Boguckiej, ale przede wszystkim w doskonały sposób udźwignęła ciężar odegrania roli matki, która traci dziecko – matki, która popełniła wiele niewybaczalnych błędów i musi z tym żyć; matki, która dusi swój ból, bo nie umie go uzewnętrznić i nie potrafi skonfrontować się z tą stratą. Bardzo bałam się, że filmowa adaptacja odrze tę opowieść z emocjonalności, która jest znakiem firmowym moich książek. Natomiast Maja Ostaszewska sprawiła, że literalnie czułam w brzuchu ból mojej bohaterki. Scena, w której Helena Bogucka po wizycie w zakładzie medycyny sądowej wsiada do auta, wywołała dosłownie ciary na moim ciele. Musiałam na chwilę zatrzymać obraz, by w spokoju do siebie dojść. By na swój sposób skonfrontować się z tym dogłębnym, trudnym do wypowiedzenia cierpieniem.
Z kolei Jakub Gierszał nie był oczywistym wyborem. Mój prokurator Leopold Bilski to postawny ciemnowłosy mężczyzna z brązowymi oczami i mocnym zarostem, ale paradoksalnie ma w sobie tego zagubionego, idealistycznie myślącego chłopca, którego na pierwszy rzut oka prezentuje Gierszał. Natomiast Jakub Gierszał ma w środku tego zadziora, którego na pierwszy rzut oka przypisałam Bilskiemu. Tym sposobem wszystko się zgadza. Powstało niezwykłe kombo. Gdy wiele lat temu po raz pierwszy zobaczyłam Jakuba Gierszała w filmie „Wszystko, co kocham” wiedziałam, że to aktor jeden na milion. Wiadomość, że to on odegra Bilskiego, była trochę szokująca, a z drugiej strony totalnie nobilitująca.
No i Zosia Jastrzębska w roli Moniki Boguckiej! Zawsze mówiłam, że Monika Bogucka wygląda jak młoda Geraldine Chaplin i nagle pojawia się polska aktorka, która w pełni spełnia moje oczekiwania! Piękna, subtelna, charyzmatyczna, dziecko i femme fatale w jednym. Po obejrzeniu serialu „Infamia”, w którym Zosia zagrała główną rolę, zrozumiałam, że to aktorka kompletna, która wiarygodnie i emocjonalnie zagra naprawdę wszystko. A do tego Andrzej Zieliński, Andrzej Konopka, Wojciech Zieliński i Przemysław Bluszcz! I to wszystko w reżyserii Andriana Panka. Matko, niewiarygodne!
Biorąc pod uwagę fakt, że powieść jest w tym momencie trylogią, możemy się spodziewać filmowej kontynuacji? Co czeka widzów „Kolorów zła” w kolejnych częściach?
Firma producencka Aurum nabyła prawa do całej serii, jednak na ten moment skupiamy się na adaptacji filmowej pierwszej części cyklu. Mamy nadzieje że widzowie pokochają Bilskiego tak samo, jak czytelnicy i będą głodni kolejnych ekranowych przygód z tym bohaterem.

Małgorzata Oliwia Sobczak - pisarka, z wykształcenia kulturoznawczyni i dziennikarka. Pochodzi z Trójmiasta, w którym spędziła niemal całe życie. Autorka baśni Mali, Boli i Królowa Mrozu i powieści obyczajowej Ona i dom, który tańczy. W 2019 roku wydała doskonale przyjętą Czerwień, pierwszą część cyklu Kolory zła, w 2020 ukazała się kontynuacja serii „Czerń”, a następnie "Żółć".