Nie śpią, bo binge-watchują. Nowy hiszpański thriller podbił Netfliksa
Ten serial ogląda się mówiąc - „jeszcze jeden odcinek” - i tak aż do trzeciej nad ranem. Hiszpański thriller Netfliksa w kilka dni wskoczył do TOP10 i wywołał lawinę emocjonalnych komentarzy. Dla wielu widzów ten film to także pożegnanie ze znaną aktorką, dla której była to ostatnia rola.

Sześcioodcinkowy miniserial „Miasto cieni” zadebiutował na platformie 12 grudnia. Punkt wyjścia jest brutalny i natychmiast ustawia ton opowieści: na fasadzie ikonicznego budynku Barcelony - Casa Milà (La Pedrera) zostaje znalezione spalone ciało wpływowego katalońskiego dewelopera. Ofiara była wcześniej porwana i torturowana. Sprawa szybko okazuje się znacznie bardziej złożona, niż sugerowałoby pierwsze wrażenie.
Do śledztwa wraca Camilo „Milo” Malart - detektyw odsunięty wcześniej od służby, skompromitowany w oczach przełożonych i uwikłany w prywatne demony. Towarzyszy mu Rebeca Garrido, zastępczyni inspektora, z którą tworzy duet oparty bardziej na napięciu i nieufności niż natychmiastowej chemii. W tej roli oglądamy Verónicę Echegui - popularną hiszpańską aktorkę, która zmarła w sierpniu tego roku po walce z nowotworem. „Miasto cieni” jest jej ostatnią rolą, co nadaje serialowi dodatkowy, poruszający kontekst.
W tym artykule:
- „Miasto cieni” - thriller, który stawia na miasto i atmosferę
- Znane schematy, ale sprawnie poprowadzone
- Nie śpią, bo oglądają hiszpański serial na Netflixie
- „Miasto cieni” - kryminał bez ambicji rewolucji, ale z emocją idealną na weekend
„Miasto cieni” - thriller, który stawia na miasto i atmosferę
„Miasto cieni” nie próbuje rewolucjonizować gatunku. To nie jest serial, który zaskakuje formalnie ani narracyjnie, ale jego siła tkwi gdzie indziej - w konsekwentnie budowanej atmosferze i w uczynieniu Barcelony pełnoprawnym bohaterem historii. Miasto pokazane jest tu nie jako pocztówkowa destynacja turystyczna, lecz przestrzeń pełna kontrastów: monumentalna, piękna i jednocześnie mroczna.
Architektura Antoniego Gaudíego - Casa Milà, detale fasad, rzeźby i przestrzenie - przewija się niemal w każdym odcinku. Twórcy wykorzystują ją podobnie jak David Fincher wykorzystywał deszczowe ulice w „Siedem” albo jak skandynawskie kryminały korzystają z surowego pejzażu północy. Efekt bywa momentami niemal mistyczny, co przywodzi na myśl adaptacje prozy Dana Browna - tyle że zamiast symboliki Leonarda da Vinci dostajemy katalońskie legendy, masonerię i miejskie mity.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Znane schematy, ale sprawnie poprowadzone
Główny bohater wpisuje się w dobrze znany archetyp: policjant na krawędzi, w separacji z żoną, skonfliktowany z przełożonymi, zmuszony do tymczasowego powrotu do służby. Takich postaci widzieliśmy już dziesiątki - od skandynawskich noirów po hiszpańskie thrillery w stylu „La Unidad” czy „El Inocente”.
Równie schematyczny jest świat policyjnej komendy: wewnętrzne animozje, ambicje, korupcja i walka o wpływy. „Miasto cieni” nie próbuje tego ukrywać, ale też nie pozwala, by te elementy całkowicie zdominowały narrację. Kluczowe jest to, że sama sprawa kryminalna pozostaje angażująca - a to w tego typu serialach warunek konieczny.
Znacznie ciekawiej wypadają wątki drugoplanowe, zwłaszcza ten dotyczący moralności zawodu dziennikarza śledczego: pogoń za sensacją, wiara w własną nietykalność, patologiczne uzależnienie od głośnych tematów. To właśnie tutaj serial zyskuje głębię i wykracza poza prostą historię o zemście.
Nie śpią, bo oglądają hiszpański serial na Netflixie
Sześć odcinków to format, który sprzyja binge-watchingowi - i Netflix doskonale o tym wie. Każdy epizod kończy się w momencie, który trudno zignorować, a fabuła prowadzona jest na tyle sprawnie, że nawet bardziej przewidywalne rozwiązania nie odbierają przyjemności z seansu.
W mediach społecznościowych widzowie piszą wprost, że zarwali dla „Miasta cieni” noc, oglądając serial jednym ciągiem. Produkcja szybko wspięła się na drugie miejsce najpopularniejszych seriali Netfliksa w Polsce, a na Rotten Tomatoes zdobyła komplet pozytywnych ocen od krytyków - choć tych recenzji wciąż nie jest wiele. Na IMDb tytuł utrzymuje solidną średnią ocen.
„Miasto cieni” - kryminał bez ambicji rewolucji, ale z emocją idealną na weekend
„Miasto cieni” nie jest serialem odkrywczym ani przełomowym. Nie redefiniuje gatunku i nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest. To solidny, dobrze zrealizowany hiszpański thriller, który umiejętnie łączy motyw zemsty, miejskich legend i bardzo przyziemnej refleksji o naturze zła.
Jeśli lubicie europejskie kryminały, skandynawski chłód w hiszpańskim wydaniu i historie, w których miasto gra równie ważną rolę jak bohaterowie - trudno o lepszą propozycję na jeden wieczór. Albo cały weekend.

