Reklama

Kordian Kądziela to reżyser tzw. młodego pokolenia, ale już z sukcesami. W ubiegłym roku, razem z Jakubem Rużyłło i Maciejem Buchwaldem odebrał Orła za najlepszy filmowy serial fabularny – „1670”. Nic więc dziwnego, że część jego obsady widzimy w „LARP-pie”. W roli głównej Filip Zaręba (znany z roli Stanisława Adamczewskiego, syna Jana Pawła) czy Martyna Byczkowska. Jest i Bartłomiej Topa. Oprócz nich Andrzej Konopka i Edyta Olszówka. I ten dobór postaci okazuje się być strzałem w dziesiątkę.

Kądziela zabiera widza w świat 17-latków i ich problemów. Kiedy? Trochę poza czasem, a jednak gdzieś obecnie. W szkole, jak to bywa, tworzą się grupki. Są normalsi, są miłośnicy LARP-ów, ale i „fajne” dzieciaki skupione wokół syna lokalnego biznesmena, który kręci najprawdopodobniej ciemne interesy. Mogłyby to być więc lata 90. Ale nie wiadomo. Czy to ważne? W obliczu pasji, przemocy, ale i pierwszej miłości, ta kwestia jest najmniej istotna.

Z drugiej strony to też świat dorosłych – nie za bardzo rozumiejących dzieciaki, żyjących jak umieją, jak mogą, próbując radzić sobie z trudną rzeczywistością.

Sergiusz Raban (fantastyczny na ekranie Filip Zaręba) jest fajnym chłopakiem, ale i ofiarą Gonza. Każdego dnia w szkole i po niej, obrywa żarciem – a to burgerem, a to hot dogiem skutecznie rozbryzgującym się na jego twarzy. Czy coś z tym robi? Niekoniecznie. Jest zbyt miły. Ma swój świat, którego nie rozumie ani ojciec policjant (fenomenalny Andrzej Konopka), ani brat, też policjant (Michał Balicki). Sergiusz, na którego wszyscy wołają Serek, przegrywem jednak nie jest, a na pewno nie donosicielem, a więc wszystkie występki bierze na siebie. Szczególnie wtedy, gdy w szkole pojawia się nowa dziewczyna, Helena (Martyna Byczkowska), w której się zakochuje.

I niby dostajemy prostą historię o dojrzewaniu i młodzieńczych wyborach, niezrozumieniu przez najbliższych i świat, zagubieniu w rzeczywistości i wśród dorosłych, to jednak Kądziela funduje nam pełną bardzo dobrego humoru, inteligentną komedię, która rozbawi, ale też rozczuli. Humor ten jest dla twórcy charakterystyczny, znany, ale nie powtarzalny. Ożywczy – takiej formy w polskiej komedii przez lata brakowało. I dobrze, że w końcu się jej oczekaliśmy.

Role rozpisane są wzorowo, a Zaręba wyrasta na nową, młodą gwiazdę filmu. Ma ku temu warunki – talent, pracowitość, otwartość. To nazwisko trzeba zapamiętać. Potrafi tchnąć w postać ambiwalentne emocje, pokazać prawdę, nawet w celowo przerysowanej personie. To duża siła i obiecujący omen. Konopka to już klasa sama w sobie, a miotający się między złym a dobrym policjantem odgrywany przez niego ojciec stanowi studium prawdziwego aktorstwa. Podobnie jak krótka obecność na ekranie Bartłomieja Topy jako Louisa Lacroix – lokalnej gwiazdy, pisarza, który wyrwał się z tej niewielkiej miejscowości i robi międzynarodową karierę na książkach fantasy. To zachłyśnięty popularnością człowiek-kompleks, absolutnie zabawny, z uwypuklonymi poza granice celebryckimi przywarami.

„LARP” utkany jest na czymś znajomym (problemy dojrzewania), lecz w zupełnie nowej konwencji, z dopracowaną scenografią Agaty Lepackiej i Ewy Soleckiej – to istotne, bo ona gra tu równorzędną aktorom rolę.

Jeśli kino dla młodych, ale inteligentne i zabawne, to Kądziela ma na to przepis idealny, którego powinien bronić jak Coca-Cola własnej receptury. Swój charakterystyczny znak towarowy już ma. My stawiamy pieczęć jakości.

Reklama
Reklama
Reklama