Reklama

Netflix znów sięga po klasykę. Już 20 sierpnia na platformie zadebiutuje „Miłość w Seattle” („Love Happens”) – film, który z pozoru wygląda jak kolejna historia miłosna, ale szybko zaskakuje głębią i emocjonalnym ładunkiem. W rolach głównych Jennifer Aniston i Aaron Eckhart. Tego powrotu nie możesz przegapić.

O czym jest „Miłość w Seattle”?

Burke Ryan (Aaron Eckhart) to autor bestsellerowego poradnika o radzeniu sobie z żałobą. Prowadzi motywacyjne warsztaty, wydaje się być uosobieniem spokoju, siły i... marketingowego sukcesu. Ale jego własna historia kryje niejedno kłamstwo. Burke sam nie przepracował straty swojej żony, a jego wizerunek to skrupulatnie wykreowana fasada.

Pewnego dnia przypadkiem spotyka Eloise (Jennifer Aniston) – właścicielkę kwiaciarni, która właśnie zakończyła toksyczny związek. Ich relacja rozwija się powoli i w nieoczywisty sposób. Film odsłania stopniowo, że to nie tylko romans – to opowieść o konfrontacji z własną przeszłością, emocjami i prawdą, która może zaboleć.

Kultowy film na Netflix
Serwis prasowy

Choć akcja rozgrywa się w Seattle, wiele scen kręcono w Vancouver. Mimo tego film umiejętnie oddaje atmosferę deszczowego miasta i jego melancholijnego klimatu.

Nie każdy film romantyczny musi być cukierkowy

„Miłość w Seattle” nie jest klasyczną komedią romantyczną. Nie znajdziesz tu cukierkowych kadrów, perfekcyjnych związków i idealnych zakończeń. To film o bólu, który nie znika z dnia na dzień. O ludziach, którzy czasem budują swoje życie na kłamstwie, bo prawda okazuje się zbyt trudna do zniesienia.

Netflix tym razem sięga po tytuł, który nie tylko bawi, ale i zmusza do refleksji. Pokazuje, że nawet w świecie motywacyjnych haseł i pięknych opowieści, każdy z nas nosi swoje rysy. To kino, które dotyka – szczególnie tych, którzy coś przeżyli, coś stracili, z czymś się mierzą.

Co mówią widzowie i dlaczego warto obejrzeć ten film?

Na Filmwebie „Miłość w Seattle” zebrała ocenę 5,8/10. Choć dla niektórych historia może wydawać się zbyt powolna, wielu docenia jej szczerość, nietypowe podejście do tematu straty i rewelacyjne drugoplanowe role – szczególnie Johna Carrolla Lyncha jako Waltera oraz Martina Sheena jako Silvera.

To film, który warto zobaczyć nie dla wielkich zwrotów akcji, ale dla emocji, które zostają na dłużej. Dla autentyczności. Dla przypomnienia, że nie każda rana goi się w rytm komedii romantycznej – i że czasem prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie kończą się złudzenia.

Film z Jennifer Ainston
Serwis prasowy

Netflix od 20 sierpnia daje nam szansę, by wrócić do tej historii – albo poznać ją po raz pierwszy. I choć nie jest to lekki film na niedzielne popołudnie, jedno jest pewne: poruszy cię bardziej niż wiele nowości z katalogu.

Reklama
Reklama
Reklama