Reklama

„Wszystko dozwolone” (“All’s Fair”) zadebiutowało na Disney+ 4 listopada. Od razu udostępniono trzy odcinki, a kolejne - w tym najnowszy, piąty - pojawiają się co tydzień. Jeszcze przed premierą produkcja budziła ogromne emocje, głównie ze względu na imponującą obsadę.

W serialu występują bowiem: Kim Kardashian, Naomi Watts, Niecy Nash-Betts, Sarah Paulson czy Glenn Close.

Gwiazdorski serial z Kim Kardashian, który miał być pewniakiem. A wyszedł… „fascynująco okropny”?

Opiekę kreatywną nad serialem sprawował sam Ryan Murphy - człowiek odpowiedzialny za hity takie jak „Pose”, „Glee”, „American Horror Story” i świętujący globalny triumf cykl „Potwory”. Wszystko wskazywało na to, że czeka nas kolejny hit. Aż do momentu, kiedy pojawiły się pierwsze recenzje...

Najostrzej wypowiedziała się Lucy Mangan z “The Guardian”, nazywając serial „fascynująco okropnym” i przyznając mu… 0 gwiazdek - ocena, która w ponad dwustuletniej historii tej brytyjskiej gazety padła zaledwie 17 razy. Na Rotten Tomatoes produkcja zebrała 5% pozytywnych opinii i komentarze w stylu: „Okropne i nudne”. Niektórzy krytycy określili dzieło Murphy'ego wręcz jako „najgorszy serial dekady”.

Widzowie oglądają „Wszystko dozwolone”. I to w ilościach hurtowych

Paradoks polega na tym, że mimo lawiny krytyki serial… świeci triumfy oglądalności. Na Disney+ znajduje się obecnie na 2. miejscu najchętniej oglądanych tytułów, tuż za kinowym megahitem „Fantastyczna 4: Pierwsze kroki”.

To przykład fenomenu, który w popkulturze widzimy coraz częściej: serial, który krytycy chcieliby schować głęboko do szuflady, staje się guilty pleasure globalnej widowni. Dlaczego? Bo działa jak luksusowy karambol na autostradzie - nie możesz oderwać od niego wzroku. Musisz przystanąć i zobaczyć.

O czym właściwie jest „Wszystko dozwolone”?

„Wszystko dozwolone” to serial, który zabiera nas do świata, gdzie rozwody są sportem kontaktowym, pieniądze - paliwem, a prawniczki - zawodniczkami grającymi o najwyższą stawkę. Bohaterki, sfrustrowane realiami prestiżowej, lecz bezlitośnie zmaskulinizowanej kancelarii, podejmują radykalny krok: zakładają własną firmę, działającą na ich zasadach. Efekt? Nowoczesna, kobieca, błyszcząca kancelaria, która ma być przestrzenią wolności, solidarności i merytorycznego pazura.

Szybko okazuje się jednak, że luksus i siostrzeństwo to jedna strona medalu - a druga stanowi ostry, bezwzględny świat rozwodowych wojenek, w którym każdy szczegół może obrócić się przeciwko nim. Bohaterki balansują więc pomiędzy brutalnymi negocjacjami, skandalami wśród hollywoodzkiej elity, sekretnymi romansami i własnymi emocjonalnymi pęknięciami. To opowieść o kobiecej ambicji w środowisku, gdzie stawka rośnie szybciej niż rachunki za szampana.

Świat przedstawiony jest przerysowany, turboestetyczny i świadomie karykaturalny - pełen lśniących gabinetów z widokiem na najwyższe budynki Los Angeles, nieprzyzwoicie drogich garniturów, zbyt idealnych ludzi i ich ego, które nie mieszczą się w kadrze. To właśnie połączenie glamourowej powierzchni i dramatów w stylu „wszystko albo nic” sprawia, że serial bywa jednocześnie podatny na krytykę i… absolutnie hipnotyzujący.

Burza komentarzy: od „gucci” po „dziecinny i sztuczny”

Internet oszalał na punkcie tego serialu - ale w sposób, który doskonale znamy z ery popkultury high drama. „Wszystko dozwolone” dla jednych jest luksusową fantazją o świecie prawniczek z pazurem, dla innych… spektakularnym potknięciem za duże pieniądze. I właśnie w tej przepaści między zachwytem a cringe’em serial żyje najlepiej.

Pod recenzjami pojawiają się opinie ostre jak szpilki Louboutina: „Koszmarek za duże pieniądze. Zdziecinniały, wypacykowany i sztuczny serial.” Za chwilę - totalny kontrast: „Jest to dziwne ale jest to gucci”. Ktoś inny podsumowuje estetykę serialu z chirurgiczną precyzją: „…wyszło jak pokaz mody w kancelarii. Wszystko piękne, ale sztuczne – jakby dialogi pisała sztuczna inteligencja po obejrzeniu ‘Suits’.”

Są jednak i głosy, które proszą, by nie mylić celowej ironii z wpadką: „Przerysowanie i kolor to celowy zabieg - satyra na współczesną kulturę, gdzie przesada i sztuczność są codziennością.” I w tym właśnie tkwi fenomen - „Wszystko dozwolone” nie zostawia miejsca na obojętność. Oglądasz, dyskutujesz, kłócisz się. A potem… włączasz kolejny odcinek.

Reklama
Reklama
Reklama