Czym jest women shaming i co sprawia, że w dzisiejszych czasach jest tak powszechny?
Popraw się, uśmiechnij, wyprostuj. Irytujące komentarze i wyssana z palca krytyka pod adresem kobiet, czyli „women shaming”, stały się niemal normą. Tylko słowa? Aż słowa, w dodatku o groźnych konsekwencjach.

Kiedy dużo pracowałam, słyszałam, że jestem egoistką i pora pomyśleć o dziecku. Kiedy pomyślałam o dziecku i skupiłam się na rodzinie, zarzucano mi, że jestem kurą domową. Źle urządziłam mieszkanie, nieodpowiednio ubieram córkę, a także – tę uwagę szczególnie zapamiętałam – przy takich nogach jak moje powinnam pomyśleć o dłuższej sukience. Właściwie całe moje życie to walka z krytyką – zauważyła moja koleżanka, 40-letnia prawniczka, kiedy ostatnio spotkałyśmy się przy winie.
Zbyt jakaś, nie dość jakaś
Rzeczywiście, życie kobiet jest powiązane z nieustanną krytyką. Nie ułożyła sobie życia. Jest za gruba. Kaszalot na plaży. Dalej karmisz piersią? To przesada. Już nie karmisz? To się odbije na dziecku. Patrz na te dwie – ciekawe, czy mają jednego chirurga plastycznego. Ja w twoim wieku… Brzmi znajomo? Pewnie tak, bo ocenianie innych kobiet, a także wysłuchiwanie negatywnych komentarzy pod własnym adresem to nasz chleb powszedni. Sama niestety łapię się na tym, że to robię, ale też padam tego ofiarą. A kiedy jesteś osobą publiczną, masz jeszcze gorzej.
„Gdy noszę to, w czym czuję się komfortowo, nie jestem kobietą. Kiedy zdejmę kilka warstw, jestem dziwką” – mówiła piosenkarka Billie Eilish podczas swojego występu w Miami. „Chociaż nigdy nie widzieliście mojego ciała, ciągle oceniacie mnie z jego powodu. Dlaczego?” – dodała, protestując w ten sposób przeciwko hejtowi i ciągłej dezaprobacie, z jaką spotyka się jej styl ubierania czy sylwetka. Również Aleksandra Domańska, wzbudzająca spore kontrowersje aktorka, wielokrotnie z tym się zetknęła. Jej zdjęcia zamieszczane w mediach społecznościowych były złośliwie komentowane, a „życzliwi” radzili jej, co powinna w sobie poprawić. Kiedy ostatnio Domańska ścięła włosy na krótko, rozpętała się burza. Zarzucono jej, że jest biseksualna, a jeden z producentów seriali, w którym miała grać, przestraszony plotkami, odebrał jej rolę. Wtedy zniknęła z mediów społecznościowych. Wcześniej jednak zdążyła nasłuchać się rzeczy, od których więdną uszy.
– Kiedyś pracowałam przy dużej produkcji filmowej. Do mojej garderoby codziennie przychodził jeden z producentów i patrzył, czy moje ciało zatrzymało wodę, czy aby nie mam zbyt spuchniętej twarzy. Robił mi uwagi na ten temat. Bardzo to przeżyłam, wpadłam przez to w nawyk kompulsywnego jedzenia – opowiada Aleksandra Domańska. – Wcześniej, jeszcze na studiach, kiedy kręciłam scenę erotyczną i dziewczyny na życzenie reżysera smarowały mnie olejkiem, usłyszałam obleśną uwagę jakiegoś technicznego: „Tak, dajcie jej olejek, niech się spoci!”. Strasznie mnie to wzburzyło. Poczułam się zawstydzona.
Zawstydzona to dobre słowo. Bo wszystkie tego typu komentarze są przejawem powszechnego zjawiska, z jakim stykają się kobiety. Nosi ono nazwę „women shaming” i oznacza takie uwagi i działania, które mają wywołać w kobietach poczucie winy lub gorszości z powodu tego, jak wyglądają czy co robią. Po co?
Oczywiście po to, żeby przypomnieć im, jakie miejsce powinny zająć w szeregu, by nie wypaść poza sztywną, patriarchalną normę kulturową.
Pod ostrzałem
Jak bardzo „women shaming” jest nagminne i rozpowszechnione w kulturze, dowodzi badanie, które zostało niedawno przeprowadzone w Polsce i w którym wzięło udział ponad dwa tysiące kobiet. Jego pomysłodawczynie – Alicja Wysocka-Świtała, partnerka zarządzająca w firmie Clue PR (zlecającej badanie) i dr Marta Bierca, socjolożka z SWPS – przyznają, że skala zjawiska je zaskoczyła. Nic dziwnego. Okazuje się, że 63 proc. kobiet zetknęło się z krytyką lub ocenianiem ich samych czy innych kobiet, w tym niemal wszystkie słyszały uwagi dotyczące ich wyglądu czy sposobu wychowania dzieci. Ocenianie przyjmuje różne formy, może być subtelną uwagą, żartem, dobrą radą lub ostrą krytyką – tłumaczy Alicja Wysocka-Świtała. – To zwroty retoryczne typu „dobrze, że schudłaś” czy „no, życia sobie nie ułożyłaś”.
Pod ostrzałem są przede wszystkim kwestie stereotypowo kobiece – to, jak się prezentujemy i jakimi jesteśmy matkami (oraz fakt, że niektóre z nas nimi nie są). Kariera, życie zawodowe czy poziom zarobków wzbudzają dużo mniej reakcji.
– Mnóstwo w tym wszystkim niespójności – komentuje prof. Wojciech Klimczyk, socjolog i kulturoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W sferze fizyczności z jednej strony słyszymy „pokochaj siebie”, z drugiej strony „pracuj nad sobą”, czyli zmień się. Sądzę, że o ile mężczyźni raczej mogą się skupić na tym pierwszym, o tyle kobiety są ponaglane, by zrobić to drugie, a równocześnie normy są coraz bardziej wyśrubowane – mówi. Dodaje, że jeżeli chodzi o życie rodzinne, to kobieta wciąż jest rozdarta między karierą a obowiązkami wobec męża czy partnera i dzieci, podczas gdy mężczyzna, nawet mimo urlopu ojcowskiego, ma przede wszystkim jedno zadanie: zapewniać utrzymanie rodzinie przez budowanie kariery.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby Instagram i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Ciągle druga płeć
Skąd właściwie bierze się fala „women shamingu”? Profesor Klimczyk tłumaczy, że przede wszystkim jest przejawem utrzymującego się patriarchalnego układu społecznego, w którym kobieta pozostaje drugą płcią, jak ujmowała to Simone de Beauvoir.
– Kobiety się w związku z tym ocenia, dysponuje się nimi, przydziela im konkretne zadania, takie jak dostarczanie pożywienia czy rozrywek. Trwa społeczna aukcja kobiecych ciał – mówi. Dodaje, że i tak niewesołą sytuację kobiet pogorszyły jeszcze czasy medialnego naporu, w których ważny jest wizerunek: – Mężczyzna wciąż może być nonszalancki i to nie stanowi tematu. Kobieta z założenia ma być wizualnie dopracowana. No właśnie, jeśli któraś z nas czuje się jeszcze mało zestresowana, powinna zajrzeć do internetu. Huczy w nim od porad dotyczących tego, jak wychowywać dzieci, być dobrą partnerką, odpowiednio często ćwiczyć jogę czy sumiennie depilować brwi. Szczególnie uwidoczniło się to w czasie pandemii. – To był czas lęków i frustracji, w którym łatwo można było zaobserwować, jak kobiety nakręcają się w swoim krytycznym nastawieniu – zwraca uwagę dr Marta Bierca. – Krytykowały inne za to, że za mało przykładają się do zdalnej nauki dzieci, ich dom nie błyszczy, a odrosty zaczynają być widoczne. Krytyka potrafi przybrać naprawdę srogie oblicze w mediach społecznościowych. Przekonała się o tym Zofia Krawiec, kuratorka sztuki, która prowadzi na Instagramie projekt „Nuerotic Girl”. Publikując swoje prowokacyjne zdjęcia, na których pokazuje się w wyzywających stylizacjach czy w domowym, intymnym kontekście, szerzy koncepcję selfie-feminizmu. Poza komentarzami, jakich można się było spodziewać, czyli „ile bierzesz za godzinę?”, spotkała się też z poważniejszą krytyką. – Czytałam, że nie mogę być feministką, jeżeli jestem „konwencjonalnie atrakcyjna” i na Instagramie pokazuję swoje ciało. Próbowano zdewaluować mnie jako krytyczkę sztuki i kuratorkę, bo przecież według potocznego, mizoginicznego myślenia taka kobieta nie może być traktowana jak intelektualistka.
Wywiad pochodzi z listopadowego wydania magazynu ELLE.

