Reklama

Eva Green oficjalnie dołącza do obsady 3. sezonu „Wednesday”, wcielając się w tajemniczą Ophelię Frump – zaginioną ciotkę Wednesday i siostrę Morticii. Jej powrót do rodziny Addamsów ma wprowadzić do fabuły jeszcze więcej mroku, napięcia i stylowej gotyckiej energii, z której aktorka słynie. Według zapowiedzi jej postać odegra kluczową rolę w konflikcie, który zdominuje nowy sezon. My jednak wracamy do filmu z 2003 roku, który był dla niej początkiem wielkiej kariery.

W tym artykule:

  1. Eva Green w przełomowym i kontrowersyjnym debiucie
  2. Trójkąt namiętności w rewolucyjnym Paryżu 1968 roku
  3. Film, który podzielił widzów i krytyków

Eva Green w przełomowym i kontrowersyjnym debiucie

Paryż, rok 1968. Miasto żyje protestami, a w kinach królują stare klasyki. W samym sercu tych wydarzeń pojawia się Matthew - młody Amerykanin z głową pełną filmowych kadrów i ideałów. Nieoczekiwanie trafia na Isabelle i Theo - ekscentryczne rodzeństwo, które wciąga go w swoją prywatną rewolucję. Ale to nie polityka będzie tutaj największym wstrząsem.

„Marzyciele” to opowieść o namiętności, granicach i młodości w najczystszej, czasem niepokojącej formie. Ich wspólne dni i noce pełne są cytatów z ulubionych filmów, dymu papierosowego i eksperymentowania z emocjami. Kino, seks i bunt mieszają się w opowieści, która nie daje o sobie zapomnieć. Dla Evy Green rola Isabelle była jak skok na głęboką wodę - dosłownie i w przenośni. To był jej debiut filmowy, i to od razu u legendarnego Bertolucciego. „Nie było mi łatwo paradować bez ubrania po planie” - przyznała szczerze w rozmowie z ELLE. Eva wspomina ten film jako jedno z najlepszych zawodowych doświadczeń w swoim życiu. Odwaga, jaką musiała w sobie odnaleźć, uczyniła z niej aktorkę gotową na wszystko – i uczyniła ją symbolem tajemniczości, zmysłowości i odwagi.

Trójkąt namiętności w rewolucyjnym Paryżu 1968 roku

Isabelle, Theo i Matthew zamykają się w czterech ścianach mieszkania, w którym zacierają się granice między światem realnym a filmową fikcją. Isabelle i Theo żyją jakby poza czasem, odcięci od rzeczywistości, pijąc dobre wino i przebierając się w modne ciuchy - wszystko przy dźwiękach muzyki z tamtej epoki. Ale ten pozorny świat bezpieczeństwa pęka. Matthew coraz wyraźniej widzi rozdźwięk między ich buntowniczymi hasłami a rzeczywistym życiem na koszt rodziców. Cegła rzucona przez okno staje się momentem przebudzenia. Dla jednych to impuls do wyjścia na ulice, dla innych – do opuszczenia gry.

Film, który podzielił widzów i krytyków

„Marzyciele” to dzieło, które jednych hipnotyzuje, innych odpycha. Widzowie pisali o filmie „błyskotliwy”, „piękny”, ale też „dekadencki” i „pretensjonalny”. Emocje? Dużo. Kontrowersje? Jeszcze więcej. Ale czy nie o to chodziło?

"Marzyciele" są szczerym, nieocenzurowanym spojrzeniem na młodość - pełną sprzeczności, piękna, zagubienia. Pokazują cielesność bez upiększeń, eksperymentują z formą i zmysłowością. Ten film, który nie zestarzał się ani odrobinę. Nadal pulsuje emocjami, wywołuje dyskusje i nie daje się zaszufladkować. Dla jednych to dzieło artystyczne, dla innych – prowokacja. Dla Evy Green – początek.

Reklama
Reklama
Reklama