Hektolitry krwi w serialu twórcy "Furiozy". Posiniaczony Mateusz Damięcki w samym środku wojny gangów
Nie wracał, by przeprosić. Wrócił, by rozliczyć przeszłość. „Prosta sprawa”, oparta na powieści Wojciecha Chmielarza, to brutalna opowieść o zemście, lojalności i świecie, w którym dobro dawno przestało mieć znaczenie. W Jeleniej Górze nikt nie jest niewinny — a każda rana ma swoją historię

- ELLE
Druga "Furioza" rozbiła bank na Netfliksie, jeśli szukacie produkcji w podobnym klimacie to mamy dla was ciekawą alternatywę. Za serialem „Prosta sprawa” stoi Wojciech Chmielarz – mistrz polskiego kryminału, który już nieraz udowodnił, że potrafi pisać o przemocy i moralnych dylematach z chirurgiczną precyzją. Tym razem jego historia ożywa na ekranie. To nie jest kolejny policyjny procedural. To opowieść o człowieku, który wraca tam, gdzie nigdy nie chciał wrócić – i nie po to, żeby pogodzić się z przeszłością, tylko żeby ją ostatecznie rozliczyć.
Zemsta, krew i Jelenia Góra, jakiej nie znacie
Główny bohater nie ma imienia. I to nie przypadek. Jego anonimowość działa jak zbroja – chroni, ale też izoluje. Wraca do rodzinnego miasta z jednym celem: zemścić się na lokalnym gangsterze zwanym Stryjem. To powrót bez sentymentów, bez nadziei na katharsis. On nie szuka odkupienia, tylko spłaty długu krwi. W momencie, gdy przekracza granicę Jeleniej Góry, wszystko zaczyna się sypać jak domino – stare grzechy, układy, lojalności.
W serialu miasto gra na równych prawach z ludźmi. Jelenia Góra to nie pocztówkowy pejzaż, ale miejsce, w którym każda ulica coś pamięta. Betonowe osiedla, mgła o poranku, światła uliczne odbijające się w kałużach – wszystko ma w sobie coś złowrogiego i pięknego jednocześnie. To przestrzeń, w której nie ma przypadków, tylko konsekwencje.
Od książki do ekranu – ta sama historia, inna intensywność
Twórcy serialu zachowali serce opowieści Chmielarza, ale dodali jej nowego pulsu. Na ekranie „Prosta sprawa” nabiera jeszcze więcej surowości – mniej słów, więcej spojrzeń, gestów i przemilczeń. Bezimienny mówi niewiele, ale każdy jego ruch, każdy cień na twarzy opowiada więcej niż monolog z książki. To thriller, który oddycha ciszą i bólem, a każda scena wygląda, jakby była zapisana w bliznach bohaterów.
To, co w „Prostej sprawie” uderza najmocniej, to jej szczerość. Brutalna, chropowata, bez filtrów. Nie próbuje naśladować skandynawskich czy amerykańskich wzorców – to opowieść, która pachnie polskim powietrzem, błotem i gniewem. To kino, które nie wstydzi się swojej tożsamości.
Chmielarz i ekipa udowadniają, że polski thriller ma w sobie ten sam ładunek emocji, co najlepsze światowe produkcje. I że czasem najciemniejsze historie rodzą się nie w Chicago, tylko właśnie w Jeleniej Górze.
Mateusz Damięcki o roli Bezimiennego i ryzyku, które się opłaca
W rozmowie z serwisem PAP, Mateusz Damięcki przyznał, że rola Bezimiennego w serialu „Prosta sprawa” była dla niego jednym z tych aktorskich wyzwań, które traktuje jak nagrodę, a nie obowiązek. Jak podkreśla, możliwość ponownej współpracy z Cyprianem Olenckim, po wspólnej pracy przy „Furiozie”, dała mu szansę na pokazanie zupełnie nowego oblicza. – Aktor nie powinien ciągle chodzić w tej samej koszuli w kratę. Czasem trzeba dać mu zagrać kogoś, kim nie jest – i za to właśnie się płaci – mówi Damięcki. Podkreśla też, że Olencki jest reżyserem, który ma odwagę obsadzać aktorów wbrew przyzwyczajeniom widzów. Dla Damięckiego to właśnie takie decyzje pozwalają mu rozwijać się zawodowo, odkrywać nowe emocje i wychodzić poza schemat „ładnego aktora obyczajowego”, jak sam o sobie mówi z przekąsem.

