Do tej bajki na Netflix wracam w każde święta. Przypomina mi, co naprawdę liczy się w życiu
Są takie filmy, bez których święta po prostu nie są… świętami. Dla mnie to właśnie „Tamte święta” - animacja, do której wracam z całą rodziną zawsze wtedy, gdy w domu zaczyna pachnieć mandarynkami, a pierwsze lampki rozświetlają okna sąsiadów. I choć w grudniu platformy streamingowe uginają się od świątecznych tytułów, mało który film niesie tak ważne przesłanie jak ten.

Zanim jednak pojawią się ozdoby, prezenty i świąteczna krzątanina, warto zatrzymać się na chwilę i pomyśleć o ludziach, o których w tym okresie często zapominamy. O tych, którzy bardzo chcieliby spędzić święta z kimś bliskim, ale nie mają z kim. O tych, którzy odczuwają grudzień nie jako błysk i ciepło, ale jako cienie, pustkę i ciszę.
To właśnie dlatego tak mocno uderzają we mnie słowa narratora, wypowiedziane w pierwszych minutach filmu: „Zawsze myślę, że święta są trochę jak szkło powiększające emocje. Jeśli czujesz się szczęśliwy i kochany, w święta poczujesz się jeszcze szczęśliwszy i bardziej kochany. Ale jeśli czujesz się samotny i niekochany, lupa zaczyna działać i powiększa oraz pogarsza te złe rzeczy”.
Nie wiem, czy da się trafniej opisać grudniową prawdę o nas wszystkich...
„Tamte święta” - najlepsza świąteczna bajka na Netflix
„Tamte święta” to animacja - dostępna na platformie streamingowej Netflix - oparta na bestsellerowej książce Richarda Curtisa - twórcy, który dał nam m.in. „To właśnie miłość”, czyli film, od którego wielu z nas zaczęło tradycję świątecznych seansów. Tym razem Curtis, wspólnie z Peterem Souterem, oddaje w nasze ręce historię, która - choć lekka i familijna - dotyka tematów, z którymi spotykamy się na co dzień: samotności, tęsknoty, rodzinnych pęknięć, presji, lęku i tego, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem.
Akcja rozgrywa się w uroczym, wyimaginowanym brytyjskim miasteczku Wellington-on-Sea, gdzie śnieżyca stulecia wywraca przygotowania do świąt do góry nogami… i to dosłownie. Widzimy tu wiele perspektyw: dzieci, które chciałyby mieć „normalne święta”, dorosłych, którym codzienność na to nie pozwala, rodziny, które dopiero próbują poskładać się na nowo oraz tych, którzy udają, że wszystko jest w porządku, choć wcale nie jest.
Magia świąt? Jest. Bajkowy humor? Też. Ale sednem filmu jest coś więcej: przekonanie, że tradycją, której nigdy nie wolno porzucać, jest dobroć.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Dlaczego warto obejrzeć „Tamte święta”?
„Tamte święta” to bajka, która niezależnie od wieku oglądającego potrafi wzruszyć, ogrzać i rozśmieszyć, a jednocześnie - zupełnie niepostrzeżenie - podsunąć nam pod nos lustro, którego może od dawna potrzebowaliśmy. Przypomina, że magia świąt nie ma nic wspólnego z perfekcyjną choinką, równiutko zapakowanymi prezentami czy planem dopiętym co do minuty. Święta to przede wszystkim ludzie. Ci, którzy są przy nas, i ci, których akurat w tym roku szczególnie brakuje.
Właśnie dlatego wracam do „Tamtych świąt” jak do miękkiego, wełnianego koca - nie dla fabuły, choć jest ciepła i piękna, ale dla tego uczucia, które zostaje po seansie. To film, który sam w sobie stał się dla mnie świąteczną tradycją. Taką, która nie przestaje dawać ciepła. I pilnuje mnie, aby w tym świątecznym zamieszaniu, którego ciężko uniknąć nie zatracić najważniejszego...

