Reklama

Cyrkonie i strusie pióra nie są zarezerwowane wyłącznie dla rewii w Las Vegas czy trasy The Life of a Showgirl Taylor Swift. 25 sierpnia Wenus wkracza do Lwa – najbardziej teatralnego ze znaków – i zachęca, by każdy krok zamienić w występ, nawet jeśli to tylko droga do osiedlowego sklepu. Ten blask nie jest jednak pustą fasadą: cykl potrwa do 19 września i dotyczy czegoś głębszego – odzyskania przyjemności z bycia widzianą, podziwianą i zajmującą przestrzeń bez przepraszania.

Widzialność na własnych warunkach

Jak bardzo pragniemy być dostrzegane? To pytanie szczególnie złożone w świecie, gdzie nadal dominuje męski punkt widzenia. Betty Friedan już w „The Feminine Mystique” (1963) pisała, że kobieca widzialność sprowadza się często do bycia oglądaną, a nie naprawdę zauważaną. Wenus w Lwie proponuje więc coś nowego – odzyskanie tej przestrzeni po swojemu. Możemy czerpać przyjemność z ubioru i zabawy stylem, przesuwając granice tak daleko, jak mamy ochotę.

Roxane Gay w „Bad Feminist” (2014) dodaje, że siła tkwi w pogodzeniu sprzeczności. Możemy słuchać ckliwych ballad, ekscytować się finałem „Love Island” czy włożyć cekinowy kombinezon, a i tak nie tracimy feministycznej wiarygodności. Wenus w Lwie żywi się właśnie tą dychotomią – łączy suwerenność i błysk, performans i autentyczność.

Ogień Lwa i styl Wenus

Wenus to nie tylko patronka mody, ale też tego, jak przyciągamy, jak definiujemy piękno i jak negocjujemy własną wartość. Lew – stały znak ognia – nadaje tej opowieści stabilności. Jeśli Baran jest zapałką, a Strzelec ogniskiem, Lew jest kominkiem – kontrolowanym płomieniem, który daje trwałe ciepło. W połączeniu z Wenus daje to szansę stworzenia własnego, rozpoznawalnego stylu.

Pamela Anderson – od bombshell do autorki własnej narracji

Przykładem takiej energii jest Pamela Anderson, urodzona z Wenus w Lwie. Przez lata była ucieleśnieniem męskiego spojrzenia – choćby w roli seksbomby w „Słonecznym patrolu”. Dziś pisze tę historię na nowo: pojawia się na czerwonych dywanach bez makijażu, redefiniując glamour. Jej rola w „The Last Showgirl” badała temat starzenia się kobiet w świecie, który tak często ocenia nas przez pryzmat wyglądu. Anderson nie odrzuciła sceny – ale uczyniła ją własną.

Showgirl w codzienności

Podobne lekcje znajdujemy u Carrie Bradshaw w „And Just Like That…” – wiecznej patronki niepraktycznych butów. W finale serii balansuje między poświęceniem dla związku a samorealizacją. Ostatecznie wybiera to, co najbardziej „wenusowe w Lwie”: własną radość i wolność.

Ale co z nami, zwykłymi śmiertelniczkami, bez dostępu do archiwum Manolo Blahnika czy budżetu Taylor Swift? Wenus w Lwie zachęca, by znaleźć swoje momenty „showgirl” – niekoniecznie na scenie, lecz tam, gdzie do tej pory brakowało nam odwagi. Może to być pokazanie światu swojego projektu, ubieranie się dla własnej przyjemności albo wypowiedzenie słów, które długo dusiłyśmy w gardle. Tak, odsłonięcie niesie ryzyko. Ale też bliskość.

Światło, które należy do ciebie

Wenus w Lwie daje nam cztery tygodnie, by pielęgnować własny płomień. Nie potrzebujemy niczyjego pozwolenia ani spojrzenia, żeby błyszczeć. Prawdziwy numer showgirl polega na tym, że potrafimy olśnić – będąc po prostu sobą.

Tekst oryginalnie ukazał się w ELLE US

Reklama
Reklama
Reklama