Zawsze uważałam się za osobę dyskretną. Nie obnoszę się z tym, o czym skrycie myślę i marzę. Nie ujawniam, z kim sypiam, nie chwalę się, gdzie jem śniadanie ani jaki film mnie zachwycił. Jednak jako fanka mody być może niedługo będę musiała podzielić się z całym światem… zawartością własnej torby. A wiadomo, niezależnie od tego, jak duża lub mała jest damska torebka, zawsze kryje w sobie największe sekrety. Do takich ekshibicjonizmów namawiają mnie właśnie projektanci mody.

Świat stracił głowę dla butów. Ale to nie byle jakie buty. Transparentne szpilki marki Lucite, przezroczyste kozaki Chanel (podczas pokazu zaaranżowano sztuczną ulewę, by pokazać ich praktyczny wymiar – okazuje się, że i buty, i torby tego domu mody są nieprzemakalne). Krystaliczne kopertówki zaprezentowali kreatorzy z Valentino. Z kolei stylizowana na plastikową reklamówkę przejrzysta torba na zakupy, którą Phoebe Philo zaprojektowała dla Céline, już stała się must have modowych wyjadaczek. Shayne Oliver pokazał stworzoną dla Helmuta Langa gigantyczną transparentną walizkę. Tak, transparentność to kwintesencja – to słowo padnie tu niezliczoną liczbę razy. Jedyne, co nieco przesłania wnętrze walizki, to ogromne logo marki. Ta propozycja na wszystkich zrobiła wrażenie – koniec z kolejkami do kontroli bagażowej, teraz wszystko będzie jasne już przy wejściu na lotnisko! Virgil Abloh we współpracy z ikonicznym Jimmym Choo stworzył niemal wyjęte z baśniowego pejzażu „szklane pantofelki”. Na pokazie tego drugiego projektanta modelki kroczyły po wybiegu w wysokich szpilkach. Mimo braku deszczu każda z nich miała stopę (a może przede wszystkim drogocenny but) zabezpieczoną przeciwdeszczowym pokrowcem za kostkę. Co było najważniejsze? Przezroczysty ochraniacz prezentował obuwie i pięknie wypielęgnowaną nogę. To oznacza, że nawet podczas rzęsistej ulewy twoja stopa – i szykowny bucik – pozostaną nietknięte. Kusząca wizja, nieprawdaż? Rihanna w takim zestawie od dawna przemierza ulice Nowego Jorku niezależnie od pogody.

Używanie tych wszystkich prześwitów, transparentnych materiałów i przezroczystych elementów to w świecie mody swoista nowość. Nawet nie chodzi tu o wykorzystywanie plastiku, który dotychczas nie był kojarzony z haute couture, lecz raczej o gloryfikowanie wszelkich ażurowych tworzyw sztucznych. To dla mody prawdziwa rewolucja. Tego typu rozwiązania do tej pory przywodziły na myśl kostiumy kina gatunkowego albo filmy klasy B! Ręka w górę, kto nosi na co dzień babcine płaszcze przeciwdeszczowe, folie chroniące włosy przed deszczem czy gumofilce? Nikt?


No dobrze, wiele można ścierpieć dla mody. Niektóre rzeczy testuje się z ciekawości, są i takie, które wkładamy ze względu na kobiecą próżność. Moda potrafi być piękna i wygodna, ale umówmy się, to rzadkość. Nie po to wymyślono trudną nazwę „haute couture”, by praktykowanie było łatwe. O co więc chodzi z tym całym użyciem nieco tandetnych, transparentnych materiałów? Czy naprawdę bycie tak bardzo obnażonym: noszenie przezroczystych butów, płaszczy, spódnic, toreb, może być glamour? I czy chodzi o odwagę tego, kto to wkłada, czy tego, kto patrzy?

Sprawdzam. Zaczęłam od nieskazitelnie przejrzystej walizki Helmuta Langa. Wszystko, co do niej włożysz, staje się tematem rozmów twoich współpracowników – przejdź rano przez biuro, a zobaczysz, jak ważnym tematem może stać się rodzaj używanych przez ciebie tamponów, proszków od bólu głowy czy książka, którą obecnie czytasz (po jej wyglądzie widać, że robisz to od dawna). Komentarzom nie ma końca, a przecież ktoś mądry powiedział kiedyś: „Jestem człowiekiem, nic, co ludzkie, nie jest mi obce”. O nie! Jeśli modą podkreślasz, że nie masz nic do ukrycia, tym bardziej wzbudzasz wątpliwości i komentarze otoczenia. Z drugiej strony weryfikujesz to, co nosisz w torbie. Robisz w niej porządek, co obiecywałaś sobie od roku: wyrzucasz przedpotopową ładowarkę, która od dwóch lat nie działa, prezerwatywy, które masz od nie wiadomo kiedy, i paczkę papierosów, którą nosiłaś mimo publicznych deklaracji, że od trzech lat nie palisz. Ach, zapomniałabym, wreszcie zostawiasz w domu śrubokręt – już sama nie wiesz, z jakiego powodu włożyłaś go do torby. Czyli jednak transparentna walizka Helmuta Langa ma swoje dobre strony? O tak!

Moda na prześwitujące akcesoria przypomina mi typowe zachowania z Instagrama – każdy coś zamieszcza, edytuje, usuwa, modyfikuje zawartość, ogranicza zasięg itd. Inni mają pełną przejrzystość naszych ruchów. Może walizka Helmuta Langa to przedłużenie naszych działań z social mediów? Przeniesienie ich w przestrzeń mody, wizualizacja tego, z czym od dawna mamy do czynienia w sieci. Nosząc wszystko w torbie „bez tajemnic”, wystawiam się na widok publiczny – podobnie jak w sieci – też muszę liczyć się z komentarzami na swój temat. Ale robię to dobrowolnie. I nawet jestem ciekawa, co powiedzą inni – jak zareagują na moje małe prowokacje. Moda może być narracją, swoistym dialogiem z resztą świata. Jest odważna, prawda?

Z drugiej strony, która z nas przynajmniej raz w życiu nie przeczytała artykułu pt. „Co nosisz w torbie?”. No właśnie, coś było w tych prostych pseudoanalizach, bo jeśli się nad tym zastanowić głębiej, jest dokładnie tak, jak pisali: jesteśmy tym, co nosimy w naszych podręcznych torbach. Mój przezroczysty Helmut Lang objawił światu lekturę pt. „Opowieść podręcznej”. I choć nie jestem fanką spoufalania się w pracy, wiedza o tym, co obecnie czytam, uruchomiła arcyciekawą dyskusję w moim dziale. A wracając do domu, spotkałam kobietę, która gdy tylko spostrzegła powieść Margaret Atwood, niepytana zaczęła mówić o swoim psie, który pożarł jej egzemplarz książki. Ostatecznie wymieniłyśmy się wizytówkami, do dziś mamy kontakt. To ciekawe, że dzięki transparentnej walizce nieznajoma odezwała się do mnie, a ja poczułam, że socjalizacja nie jest taka zła. 

Dlatego możliwe, że przezroczystość w modzie wcale nie powinna ani nie musi być traktowana jak ekshibicjonizm. Może tu chodzi o coś zupełnie innego – to świadectwo naszych deficytów? W obecnych czasach rzadko kiedy możemy poczuć się w pełni bezpiecznie. To naturalna potrzeba, by czasem się odizolować. A jednocześnie nikt nie chce rezygnować z siebie, z mody. Pragniemy się wyróżniać, być autentyczni, a przy tym indywidualni. Poza tym coraz rzadziej angażujemy się w życie społeczne czy towarzyskie. Nie, Facebook się nie liczy! Nie mówię o tym, by w ramach wysyłania do ludzi pozytywnego komunikatu wkładać transparentną spódnicę na kręgle, ale o sytuacjach, w których jedna niezwykła walizka sprawia, że odzywasz się do nieznajomego w metrze i zyskujesz przyjaciela na kolejne lata.

A może za dużo o tym wszystkim myślę? Moda nie musi być społecznie potrzebna, nie zawsze musi mieć polityczny kontekst, tak samo jak nie musi być psychologicznie umotywowana. Po kilku tygodniach oddaję przezroczystą walizkę – z żalem, przyznaję – odnoszę ją pustą w środku, umytą, pachnącą. W redakcji trafiam na Samirę Nasr, dyrektor działu mody. – Pewnie się zastanawiasz, jakie jest przeznaczenie takich rzeczy jak ta walizka? – pytam chytrze. – Nie – pada celny strzał w ramach odpowiedzi. – Według mnie takie rzeczy nie muszą być praktyczne. Wolę traktować je jak wizytówki projektantów, dowód ich wyobraźni, pewnej gry z modą! Co za piękny absurd, maszerować z pustą, prześwitującą walizką – to jak manifest, protest przeciwko konsumpcjonizmowi. Po co zapełniać coś tak czystego, wykwintnego i przez to właśnie kompletnego? Może nie da się wypełnić takiej walizy – nie sposób czymkolwiek, a byle czym nie warto. To jak zbrukać coś prostego, co wystarczy, że jest w swojej niepraktycznej formie irracjonalnie śmieszne albo intrygujące. No i od razu żyje się lżej z takim bagażem.