Gwiazdy szczerze o kryzysach psychicznych 

„Hej! Chciałabym powiadomić Was, że dostałam się do ośrodka terapeutycznego, o którym mówiłam. 12.11 wyjeżdżam tam na pół roku” – pisze na Instagramie aktorka Julia Wróblewska. Wyjaśnia, że przyczyną pobytu jest zdiagnozowane u niej ponad trzy lata temu zaburzenie osobowości typu borderline. Followersi reagują słowami wsparcia i piszą o swoich kryzysach. Pół roku wcześniej naukowczyni i autorka bestsellera „Statystycznie rzecz biorąc”, Janina Bąk, decyduje się opowiedzieć w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” o swojej walce z chorobą afektywną dwubiegunową (ChAD). Większość internautów gratuluje odwagi i dziękuje za tekst. Dominik Rokosz – scenarzysta i poeta, który ma tę samą chorobę, na zdjęciu w gazecie prezentuje przedramię z tatuażem F 31.6 – symbolem ChAD z międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD.

Kiedy na forum facebookowej grupy Fundacji Można Zwariować piszę, że szukam kobiet, które opowiedzą o swoim psychicznym coming oucie, błyskawicznie zgłasza się wiele chętnych. Gdy próbuję policzyć znajomych, którzy powiedzieli, że oni lub ich dzieci chodzą do psychiatry, wychodzi kilkadziesiąt osób. Ale dopiero kiedy widzę, że członkini partii Razem, Emilia Bartkowska-Młynek, podpisuje się na Twitterze jako osoba „dwubiegunowa”, zaczynam myśleć, że może naprawdę w naszym kraju doszło ostatnio do przełomu. Trudno przecież znaleźć sferę życia, w której osoby z zaburzeniami psychicznymi byłyby bardziej napiętnowane niż polityka. To tam przeciwników często wysyła się do szpitala psychiatrycznego, a brak etyki i rozsądku jest nazywany chorobą psychiczną. Nawet jedna z kampanii społecznych zachęcających do udziału w wyborach miała hasło „Nie świruj. Idź na wybory”, co uderzało w osoby chorujące. Czy rzeczywiście tyle się zmieniło, że dziś, decydując się na psychiczny coming out, nie musimy obawiać się krzywych spojrzeń?

Choroba psychiczna czy zaburzenie psychiczne?

– Już od kilku lat obserwuję, że osoby publiczne dość chętnie mówią o swoich kryzysach psychicznych. Na pewno jest też większa otwartość wśród reszty społeczeństwa, ale to wszystko dotyczy lżejszych problemów, głównie zaburzeń, a nie chorób – zaznacza psychiatra dr n. med. Artur Kochański, prezes zarządu Lubelskiego Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Psychicznego. Jaka jest różnica między chorobą psychiczną a zaburzeniem? Do niedawna podział był dość klarowny. „Lżejsze” problemy uznawane za możliwe do wyleczenia, jak np. depresja, lekarze nazywali zaburzeniami, a te poważniejsze, z którymi człowiek borykał się często do końca życia (np. schizofrenia) – chorobami. Tyle że z najnowszej klasyfikacji ICD-11, obowiązującej od tego roku, wyrzucono określenie „choroba psychiczna”, uznając, że jest nacechowane negatywnie i niepotrzebnie naznacza człowieka. Wszystko jest teraz nazywane zaburzeniem.

Czy coming out osoby chorującej psychicznie jest dla niej równie korzystny jak dla społeczeństwa?

Odwaga w kryzysie. Jak mówić o problemach ze zdrowiem psychicznym?

– Bez względu na to, jakich określeń teraz użyjemy, różnice między tymi dwoma rodzajami problemów są bardzo wyraźne. Ludzie zupełnie inaczej reagują, gdy słyszą, że ktoś ma depresję, a inaczej, gdy mówi, że ma schizofrenię. Nie bez powodu nikt znany nie powiedział publicznie, że się z nią się zmaga – zauważa dr Kochański. – Coming out osoby chorującej psychicznie i coming out osoby, która ma łagodne zaburzenie psychiczne, to dwie zupełnie inne sytuacje. Dla społeczeństwa obie są korzystne – oswajają z problemem i przeciwdziałają stygmatyzacji. Jednak dla pacjentów są czymś zupełnie innym – stwierdza dr Kochański. Tłumaczy, że w pierwszym przypadku to akt heroizmu podejmowany zazwyczaj jako część misji, rodzaj poświęcenia. – Jest duże prawdopodobieństwo, że jeśli osoba z cięższym zaburzeniem opowiada o swojej chorobie, np. podczas konferencji czy innego spotkania edukacyjnego, będzie się potem mierzyć z pogorszeniem stanu psychicznego. Jako lekarz obserwuję to od 25 lat i nie widzę, by coś się tutaj zmieniało. Coming out osoby cierpiącej na lżejsze zaburzenie dużo częściej procentuje wewnętrzną satysfakcją czy wzmocnieniem ze strony otoczenia. Ale to nie znaczy, że zamierzam go deprecjonować, bo mówienie o swoim kryzysie psychicznym zawsze wymaga pewnej odwagi i trudu.

Nic do ukrycia? 

– Czasem ulegam złudzeniu, że walka o przeciwdziałanie stygmatyzacji osób z zaburzeniami psychicznymi nie jest już tak bardzo potrzebna. W moim środowisku tacy ludzie absolutnie nie są źle postrzegani. Jednak kiedy tylko wychylę głowę poza swoją bańkę, okazuje się, że stosunek do osób po kryzysie nie zmienił się diametralnie – mówi Cleo Ćwiek, modelka i założycielka Fundacji Można Zwariować. – Myślę, że sytuacja nie odbiega od tego, co widziałam, gdy z powodu ChAD byłam na oddziale w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Większość dzieci spędzała codzienne półgodzinne odwiedziny, ustalając z rodzicami, jak wytłumaczyć nieobecność w szkole. Pamiętam chłopaka z Zakopanego, którego rodzicie planowali powiedzieć, że wysłali go do Warszawy, by pomógł rodzinie w remoncie – absurd! Nie dość, że dzieciaki znalazły się w skrajnym kryzysie psychicznym, to jeszcze musiały spiskować, jak to ukryć. Wtedy poczułam się uprzywilejowana, bo moi rodzice mieli zupełnie inne podejście. Pewnie też dlatego, że wcześniej do szpitala trafiła moja siostra – mówi.

Dzielenie się swoim doświadczeniem pomaga wspierać inne osoby w kryzysie, ale taka decyzja to zawsze wynik procesu.

Z mejli, które przychodzą do fundacji, i z postów, które internauci umieszczają na jej profilach, wynika, że ludzie nadal boją się przyznać do zaburzeń, a nawet szukać pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej. – Czasem piszą, że nigdy nie mieli przestrzeni, by powiedzieć komukolwiek o swoich problemach i pierwszy raz robią to u nas – mówi Cleo Ćwiek. Dodaje, że większość osób, które decydują się ujawnić swoje zaburzenie, robi to stopniowo i w sposób wyważony, bo tak jest najbezpieczniej.

Tak swobodnie, zwyczajnie. Zdrowie psychiczne w pracy

Nawet te coming outy, które wydają się nagłe i spektakularne, bo np. są dokonywane podczas wywiadu albo w mediach społecznościowych, zwykle okazują się kolejnym etapem dłuższego procesu. – O tym, że choruję na ChAD, pierwsza dowiedziała się mama, bo była ze mną w gabinecie u psychiatry. Ona mnie namówiła na wizytę. Nadużywałam wtedy alkoholu i zachowywałam się nieprzyzwoicie. To było podczas studiów, 21 lat temu – wspomina Aneta Nowak, pracująca w centrum pomocy rodzinie. Najpierw wspomniała o diagnozie kuzynce, z którą czuła się bardzo związana, i najbliższej przyjaciółce. Potem stopniowo informowała kolejne osoby, jeśli miała poczucie, że może im zaufać.

Aby móc pomagać, najpierw zadbaj o siebie. O niesieniu pomocy i radzeniu sobie z trudnymi emocjami w czasie wojny w Ukrainie rozmawiamy z psycholożką Katarzyną Nowak >>

Po 10 latach chorowania powiedziałam szefowej, że mam nawracające depresje, co częściowo było prawdą, bo w ChAD epizody depresji przeplatają się z manią. Pomyślałam, że jeśli wcześniej nie spotkałam się z negatywną reakcją, to może w pracy też zostanie to dobrze przyjęte. I nie myliłam się. A jednak kiedy w październiku zeszłego roku doświadczyłam psychozy i z tego powodu trafiłam do szpitala psychiatrycznego, bałam się, co mnie spotka, gdy wrócę ze zwolnienia – opowiada Aneta. Dobrze pamięta pierwszy dzień po powrocie. Atmosfera była trochę napięta, dopóki jedna z koleżanek nie rzuciła: „No dobra, powiedz, jak tam było, bo jeśli ja nie zapytam, to nikt tego nie zrobi”.

– Zagadnęła tak swobodnie, zwyczajnie, jakby chodziło o grypę albo o to, co wczoraj robiłam. Poczułam, że nie muszę się kryć z tym szpitalem. Ale to nie znaczy, że każdemu wszystko relacjonowałam. Czasem odpowiadałam „byłam na zwolnieniu”, ale nigdy nie skłamałam.

Nie wszyscy mają tak dobre doświadczenia. Kiedy Cleo Ćwiek pyta na instagramowym koncie fundacji o przeżycia związane z coming outem w miejscu pracy, niektórzy przyznają, że zostali zwolnieni tuż po powrocie ze szpitala psychiatrycznego. Ktoś pisze, że psychoterapeutka doradzała mu zachowanie tajemnicy, ale jest też osoba, która chwali panującą u niej w korporacji kulturę otwartości. Okazuje się, że dyskryminacja w miejscu pracy może dotyczyć osoby z każdym zaburzeniem psychicznym, również tak dobrze, wydawałoby się, znanym jak depresja.

– Wiem, z jakimi problemami z pracą borykała się koleżanka, która ma depresję. Dlatego ja, chorując na dwubiegunówkę, chyba nie zdecyduję się powiedzieć o tym przyszłemu pracodawcy. Mam oczywiście świadomość, że skoro publicznie mówiłam o ChAD-zie, to on też pewnie się o tym dowie. Sama jednak nie planuję go o tym informować – twierdzi Emilia Bartkowska-Młynek z partii Razem, która jeszcze studiuje. Na początku o chorobie wiedzieli tylko jej najbliżsi. Musiało minąć trochę czasu, żeby ona sama ją zaakceptowała. – Rodzina też miała z tym problem. Podczas kampanii parlamentarnej otwarcie mówiłam o swoim kryzysie, dalsi krewni zaczęli przekonywać moich rodziców, że robię błąd – wspomina. Dodaje, że teraz wręcz lubi obserwować reakcję ludzi, którzy ją znają od lat i nie wiedzieli o jej zaburzeniu, bo widzi, jak kłóci im się to ze stereotypowym obrazem osób dotkniętych ChAD.

Pokłady miłości

– Kiedy osoba chorująca psychicznie pyta mnie, czy zachować to w tajemnicy, radzę przede wszystkim porozmawiać o tym z jej lekarzem, psychoterapeutą i najbliższymi – uważa Katarzyna Szczerbowska, dziennikarka i rzeczniczka Biura ds. Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, która w wieku 38 lat zachorowała na schizofrenię. Jest zadowolona ze swojego coming outu: – Może to górnolotnie zabrzmi, ale on obudził we mnie pokłady miłości. Dzieląc się swoim doświadczeniem, miałam okazję wesprzeć wiele osób w kryzysie psychicznym. Moja sytuacja zawodowa jest jednak specyficzna, dlatego chociaż jestem wdzięczna wszystkim kolegom i koleżankom, którzy opowiadają, że mają diagnozę schizofrenii, i pokazują, że można z tym normalnie funkcjonować, pracować i tworzyć relacje, dobrze też rozumiem tych, którzy nie chcą o tym mówić. Nie dziwi się także rodzinom, które czują opór przed tym, by ich bliski opowiadał o swoim zaburzeniu psychicznym – boją się, że od tego momentu będzie postrzegany głównie przez ten pryzmat.

– Doskonale pamiętam, jak po telewizyjnym wywiadzie, w którym powiedziałam, że mam schizofrenię, zadzwoniła mama. Była zdenerwowana. Zapytała: „Kasia, co ty robisz?! Przez to nigdy nie znajdziesz pracy ani męża”.

Zdrowie psychiczne – stereotypy

O tym, jakie nastawienie do osoby z zaburzeniem psychicznym ma jej otoczenie, można się dowiedzieć, gdy coś idzie nie tak. Kiedy dochodzi do kłótni, sporu w pracy albo rozwodu z przemocowym partnerem, jak w przypadku Anety Nowak, która już po dołączeniu jej wypowiedzi do tekstu poprosiła o zmianę personaliów. – Niemal każdy mój błąd, każde spóźnienie, złość, podenerwowanie szło zawsze na konto choroby. Słyszałam: „Bo ty jesteś chora psychicznie”, „Zmień psychiatrę”, „Chyba złe leki bierzesz”. Teraz jest inaczej, no ale ja pracuję z psychiatrami. Inni nie mają takiego luksusu – mówi Kasia Szczerbowska.

Jej słowa potwierdza 26-letnia Maja Murzyn, która nie bała się powiedzieć w pracy, że cierpi na zaburzenia depresyjne i odżywiania. – Mogłam to zrobić dlatego, że jestem opiekunem medycznym i zajmuję się osobami niepełnosprawnymi. Funkcjonuję więc w środowisku, które ma większą niż przeciętna wiedzę na temat problemów neurologicznych czy psychiatrycznych – stwierdza. – Sama przez długi czas nie rozumiałam swojej choroby, więc jak mogę tego wymagać od osoby, która nigdy jej nie doświadczyła? Miałam wobec siebie ogromne oczekiwania, wciąż uważałam, że za mało robię, że jestem leniwa. Starałam się być bardzo aktywna, aż w końcu mój organizm miał dość. Położyłam się do łóżka i nie wstałam. Wtedy trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Dopiero tam zaczęłam sobie odpuszczać – wspomina.

Kiedy postanowiła odpowiadać przez telefon, że czegoś nie zrobi, bo jest w szpitalu psychiatrycznym, poczuła ulgę. – Teraz mówię każdemu o tym, że choruję. Wystarczająco dużo energii wymaga ode mnie wstanie rano i pójście do pracy, żebym jeszcze miała ją tracić na ukrywanie depresji – uważa. – Oczywiście zawsze jest ryzyko, że ktoś się odwróci, odrzuci mnie, ale to też jest sposób na weryfikację znajomości.

Tekst ukazał się w magazynie ELLE nr 3/2022.