Syndrom sztokholmski bardzo często można zaobserwować u osób, które przez długi czas pozostają pod wpływem toksycznego partnera lub okrutnego szefa. Kiedy termin ten został użyty po raz pierwszy? Na czym polega syndrom helsiński i co mówią o nim psychologowie?

Co to jest syndrom sztokholmski?

Syndrom sztokholmski to mechanizm, w którym ofiara zaczyna sympatyzować ze swoim oprawcą. Uczucia te mogą przybierać różne formy, od bronienia kata przed poniesieniem odpowiedzialności za swoje czyny po zakochanie się w nim i stworzenie relacji. Pozytywne emocje, które pojawiają się w wyniku syndromu sztokholmskiego są bardzo silne i łatwo pomylić je z faktycznym zauroczeniem. Są one efektem ubocznym przystosowania się do sytuacji, w której przeżycie lub przetrwanie danej osoby jest całkowicie zależne od drugiego człowieka.

Jednak syndrom helsiński może pojawić się również w sytuacjach mniej ekstremalnych niż porwanie czy przemoc. Tak naprawdę może on rozwinąć się w każdym rodzaju toksycznej relacji, zarówno zawodowej, jak i prywatnej. Charakterystyczne dla syndromu sztokholmskiego jest niedostrzeganie przez ofiarę, że oprawca ją krzywdzi, bagatelizowanie własnego cierpienia oraz tłumaczenie kata. Często osoba pokrzywdzona zaczyna podzielać część lub całość jego poglądów, bronić go przed innymi ludźmi i atakować tych, którzy próbują ją z tej sytuacji wyzwolić.

Innymi bardzo typowymi dla sztokholmskiego syndromu cechami są pozytywne uczucia względem oprawcy oraz wyolbrzymianie każdego z jego małych gestów. Dotknięte tym mechanizmem osoby mogą kochać bijącego męża, brutalnego ojca lub czuć sympatię do okrutnego i wyzyskującego je szefa. Każda pozytywny gest, który oprawca wykona w ich stronę (np. podanie herbaty, nakarmienie, a w sytuacjach ekstremalnych - utrzymanie przy życiu) urastają do olbrzymiej rangi i stają się głównym argumentem w rozmowach z innymi ludźmi.

Syndrom sztokholmski - geneza

Termin "syndrom sztokholmski" został po raz pierwszy użyty przez szwedzkiego kryminologa i psychologa, Nilsa Bejerota. Odnosił się on do wydarzeń, które miały miejsce w jednym z banków na terenie Sztokholmu. W 1973 roku dwóch mężczyzn dokonało zbrojnego napadu na Kreditbanken, chcąc go obrabować. Po przyjeździe policji rabusie ukryli się we wnętrzu budynku, biorąc przy okazji zakładników - trzy kobiety oraz jednego mężczyznę. Ofiary przebywały ze swoimi oprawcami przez 6 dni, w trakcie których zdążyli poczuć do nich sympatię i zaprzyjaźnić się z nimi.

Po sześciu dniach i wielu negocjacjach zakładnicy zostali uwolnieni przez zespół ratowników. Okazało się jednak, że zarówno kobiety, jak i mężczyzna nie chcą opuścić terenu banku i woleliby pozostać u boku swoich katów. W trakcie przesłuchań każda z ofiar broniła napastników, jednocześnie winą za całe zajście obarczając policję. Jedna z kobiet po pewnym czasie nawet zaręczyła się ze swoim oprawcą. Przetrzymywany mężczyzna założył natomiast fundację, której celem było zebranie środków na wynajęcie dobrych prawników dla rabusiów i ocalenie ich przed karą więzienia.

Innym bardzo dobrym przykładem syndromu sztokholmskiego są wydarzenia, które rozpoczęło porwanie 4 lutego 1974 roku. To właśnie tego dnia Patty Hearst, wnuczka amerykańskiego wydawcy Williama Randolpha Hearsta została uprowadzona przez skrajnie lewicowe ugrupowanie SLA. Po dwóch miesiącach od tego wydarzenia Patty przyłączyła się do działań grupy, finalnie uczestnicząc nawet w napadzie na bank. Została pojmana, aresztowana i skazana na 7 lat więzienia, jednak z uwagi na okoliczności i duże prawdopodobieństwo zaistnienia syndromu sztokholmskiego wyrok ten skrócono do 2 lat.

Syndrom kata i ofiary - psychologia

Syndrom sztokholmski to termin, który do tej pory budzi duże emocje wśród psychologów na całym świecie. Aby zrozumieć jego pochodzenie, należy przyjrzeć się sytuacji, w której dochodzi do uaktywnienia tego mechanizmu. Syndrom helsiński jest ściśle powiązany z najbardziej pierwotnym z ludzkich instynktów, czyli chęcią przetrwania za wszelką cenę. W sytuacji, w której dalsza egzystencja może zostać zagrożona, a przeżycie okazać się niemożliwe ofiara zaczyna sympatyzować ze swoim katem i całkowicie się mu poddaje.

Jak to wytłumaczyć? W ekstremalnej sytuacji, w której władza nad naszym być albo nie być jest całkowicie w rękach drugiego człowieka dużo rozsądniej jest się z nim zaprzyjaźnić niż walczyć. Pozyskując sympatię i uznanie swojego kata ofiara ma o wiele większe szanse na przetrwanie, niż stawiając opór i starając się uwolnić spod jego władzy. Jednak aby jakiekolwiek pozytywne uczucia mogły się zrodzić osoba pokrzywdzona musi mieć ku temu powód. Z tego wynika zaś jedna z charakterystycznych dla syndromu sztokholmskiego cech - bronienie oprawcy, szukanie dobra w jego zachowaniach i nadmierne zwiększanie wagi każdego z jego miłych gestów.

Syndrom sztokholmski w związkach

Syndrom sztokholmski najczęściej dotyczy nie sytuacji ekstremalnych, ale tych prozaicznych, z życia codziennego. Ten mechanizm bardzo często można zaobserwować u partnerów osób toksycznych, uciekających się do przemocy lub nadużywających alkoholu. Ofiary trwają w takich związkach całe lata, często stopniowo są odcinani od wszystkich znajomych lub bardzo ograniczają z nimi kontakty. Z czasem w głowach takich osób pojawia się przekonanie, że poza obecną relacją świat nie istnieje lub obecny związek jest najlepszym, na co zasługują. Z tego powodu np. żony bronią awanturujących się mężów i odmawiają zeznań na policji lub założenia im niebieskiej karty. Taki wzorzec zachowań to właśnie syndrom ofiary w związku, czyli sztokholmski.

Jak z tym walczyć? Warto postarać się o znalezienie oparcia w osobach spoza kręgu znajomych oprawcy, np. w rodzinie czy znajomych z pracy. Najważniejsze jest stopniowe budowanie pewności siebie i powolny powrót do życia społecznego. Wyjścia do kina, na koncert, znalezienie pracy (jeśli ofiara jej nie ma), odkrycie nowych pasji i w końcu odejście od partnera. Ważne jest jednak, by zachować właściwą kolejność - najpierw stworzenie solidnych podstaw i odbudowanie własnej siły, a dopiero później przeprowadzka. W innym przypadku ofiara będzie wielokrotnie ścierać się z brutalną rzeczywistością, na którą może nie być przygotowana i w rezultacie wciąż powracać do toksycznego partnera. Warto również zachęcić taką osobę, by skorzystała z pomocy psychoterapeuty.

Syndrom sztokholmski w pracy

Syndrom sztokholmski dotyczy nie tylko relacji prywatnych czy romantycznych, ale również tych zawodowych. Najczęściej dochodzi do niego w sytuacji, gdy szef pozwala sobie na mobbing i niesprawiedliwe traktowanie pracownika, wykorzystując swoją pozycję. Jeśli osobie, poddawanej tego typu traktowaniu bardzo zależy na utrzymaniu posady i jest gotowa pracować "za wszelką cenę", stopniowo może rozwinąć się u niej syndrom helsiński. Ofiara będzie tłumaczyć coraz większą liczbę obowiązków ciężkim okresem w firmie, brak premii tym, że nie zasłużyła na dodatkowe środki, a krzyki i wyzwiska gorszym dniem szefa. W ten sposób pracownik daje swojemu przełożonemu zielone światło pokazując, że godzi się na takie zachowanie i tym samym zachęca go do dalszego działania w tym stylu.

Jak się uwolnić z takiej relacji? Praca to ważny aspekt życia, pozwalający na zarabianie i tym samym zapewnienie bytu rodzinie. Warto więc wesprzeć osobę, która tkwi w podobnym środowisku i zachęcić ją do znalezienia innej pracy. Na początek łagodnie - pokazać, że można inaczej, że takie zachowania szefa nie są normalne. Warto również zachęcić ofiarę do skorzystania z pomocy profesjonalisty, czyli psychologa lub terapeuty.

Syndrom sztokholmski - forum

Syndrom sztokholmski to temat bardziej powszechny, niż mogłoby się nam wydawać. Nawet w twoim otoczeniu mogą znajdować się osoby, które "nie mogą", "nie umieją" odejść od toksycznego partnera lub zrezygnować z wycieńczającej i stresującej pracy. A co na ten temat mają do powiedzenia internautki?

"Kiedyś lubiłam siebie i swoje życie. Miałam swoje sposoby na odreagowywanie stresu, sposoby na relaks. Lubiłam spędzać czas sama ze sobą, bo dobrze się z sobą czułam. Jak go poznałam to ciągle było cos nie tak. Nie tak chodziłam, mówiłam, jadłam, siedziałam. Nie jestem z niczego dumna w swoim życiu." ~ Karola_00, forum.abczdrowie.pl

"Ja tkwiłam w toksycznej relacji z mężem przez 7 lat. Była przemoc psychiczna i fizyczna, ale nie mogłam odejść. Mam dwójkę małych dzieci, obcy kraj, uzależnienie finansowe...chciałam odejść. Nie miałam dokąd. Nie chciałam wracać do kraju ze względu na dzieci. W końcu się udało. Uderzył ostatni raz, przy świadku. Pomogli mi przyjaciele." ~ iskier89ka, kobiety-kobietom.com

"Jestem osoba młodą, nie mam dzieci i męża, ale mieszkam z narzeczonym, a w zakładzie pracy pozostałe osoby na takim samym stanowisku jak ja, mają rodziny, są traktowane LEPIEJ. Nadgodziny ciągle spadają na mnie bo nie mam dzieci... pracuje wg stażu najkrócej ze wszystkich... czuje się dyskryminowana... " ~pokrzywdzona_smutna, money.pl