Żyjemy w kulturze natychmiastowej gratyfikacji. Od wszystkiego, co robimy, oczekujemy błyskawicznych rezultatów – nie inaczej jest z pielęgnacją. Nabieramy się na kremy, które rzekomo likwidują zmarszczki w jedną noc. Na sera, które usuwają przebarwienia w 3 dni. Kupujemy preparaty, które wieloletni trądzik mają wyleczyć w jeden weekend. Chcemy kosmetyku, który działa jak instagramowy filtr, w ułamku sekundy poprawiając wygląd cery.

To podejście ma swoją cenę – dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo wydajemy krocie na coraz to nowsze produkty zawierające coraz wymyślniejsze składniki mające gwarantować coraz lepsze efekty. Pielęgnacja stała się jak tiktokowy algorytm, który dostarcza nam kolejnych dawek dopaminy. Niemal codziennie swoją premierę ma „przełomowy” kosmetyk, nowa marka beauty albo cudowny składnik anti-aging. „A może to zadziała?” – pojawia się w głowie, gdy kolejny raz w tym tygodniu wchodzisz do drogerii i widzisz krzykliwy napis „Nowość”.

Ale pora wysiąść z tej karuzeli, która wywołuje zawrót głowy, pustki w portfelu i… wcale nie poprawia stanu skóry. Lekarze szacują, że w ciągu ostatnich 20 lat odsetek alergii skórnych podwoił się. Korelacja z dynamicznym przyrostem rynku beauty jest tu nieprzypadkowa. „Codziennie nakładamy na twarz produkty z setkami różnych składników. Wystawianie skóry na działanie tak wielu czynników powoduje, że nasz system immunologiczny wariuje i staje się rozdrażniony” – tłumaczy w rozmowie The Zoe Report dr Anjuli Mehrotra, alergolożka i założycielka hipoalergicznej marki Evme. Przy takim zatrzęsieniu produktów na rynku, łatwo jest trafić na składnik, który nas uczuli i dosłownie zrujnuje cerę. Nierzadko jeden chybiony wybór mści się na nas miesiącami i powoduje problemy, z którymi ostatecznie lądujemy w gabinecie dermatologa.

Slow skincare – pielęgnuj powoli, konsekwentnie i skutecznie

Żadnych gwałtownych zmian, szokowych terapii i zdzierania naskórka. Slow skincare zakłada stosowanie zaledwie 3 bardzo podstawowych, ale dobrej jakości i łagodnych dla skóry kosmetyków. Nie znaczy to, że działają one gorzej czy mniej efektywnie od naszpikowanych składnikami aktywnymi formuł – mogą dać nawet lepsze rezultaty, tyle że potrzebują czasu. Bo slow skincare to pielęgnacja długodystansowa. Dostosowuje się tym samym do naturalnego rytmu odnowy naszej skóry. „Gdy masz dwadzieścia-kilka lat komórki skóry regenerują się całkowicie w przeciągu 2-3 tygodni. Gdy jesteś po czterdziestce i po pięćdziesiątce, ten proces może zająć miesiąc lub nawet dłużej” – wyjaśnia Heather Hickman, przedstawicielka marki Dermalogica. Celem jest więc to, by nie zmuszać cery do gwałtownego złuszczania się, które powoduje dyskomfort, suchość i degraduje barierę hydrolipidową. Proces regeneracji i odnowy ma zachodzić powoli, ale systematycznie. Z troską o mikrobiom i o warstwę ochronną skóry, bo to ona gwarantuje jej zdrowie i mniejszą podatność na stany zapalne. Tak traktowana cera zachowuje naturalny blask, jest dobrze nawilżona, ukojona i szczęśliwsza.

Slow skincare w praktyce – 3 niezbędne kosmetyki

Produkty stosowane w ramach twojej minimalistycznej rutyny powinny mieć jak najprostszy, hipoalergiczny skład i dobrze potwierdzone działanie. Te kryteria najlepiej spełniają kosmetyki od marek profesjonalnych i dermatologicznych, tworzone przy współudziale kosmetologów i lekarzy. Być może opracowane przez nich kremy nie mają fancy opakowań, ładnych kolorów i nie pachną jak guma balonowa. Raczej nie reklamują ich celebrytki ani influencerki z milionowymi zasięgami. Są za to skuteczne, dokładnie przebadane, a zawarte w nich składniki pochodzą z zaufanych źródeł, dzięki czemu ryzyko działań niepożądanych spada niemal do zera.

Oto gotowy schemat pielęgnacji w rytmie slow z kosmetykami, które mają zaufanie dermatologów i kosmetologów.

1. Łagodne oczyszczanie

Obowiązkowym krokiem w minimalistycznej rutynie jest oczyszczenie skóry. Jeśli nosisz makijaż, myj cerę dwuetapowo. Na pierwszym etapie oczyszczania sięgnij po delikatny płyn micelarny, mleczko lub masełko, które rozpuści podkład oraz pozostałości kolorowych kosmetyków. Formułę wmasuj w skórę i spłucz letnią wodą. W drugim kroku umyj twarz nawilżającym żelem o hipoalergicznej formule. Doskonale sprawdzi się duet masełka i żelu oczyszczającego Dr Skin Clinic. Masło skomponowane zostało z łagodnych, dobrze przebadanych emolientów i wzbogacone o regenerującą witaminę E. Jego formuła redukuje uczucie szorstkości i swędzenia oraz łatwo się zmywa, nie pozostawiając tłustego filmu. Pozbawiona jest drażniących zapachów i barwników. Masło możesz bez obaw stosować nawet do rozpuszczania wodoodpornego makijażu oczu i ust – na pewno ich nie podrażni.

 

Jeśli masz cerę suchą, możesz ograniczyć się do samego masełka, natomiast w przypadku skóry mieszanej i tłustej sięgnij dodatkowo po żel myjący z synbiotykami i gliceryną. Dzięki tak skomponowanej recepturze, cera po myciu nie jest ściągnięta ani podrażniona, za to zachowuje optymalny poziom nawilżenia i fizjologiczne pH. Żel dba o mikrobiom skóry i nie narusza jej bariery hydrolipidowej.

 

2. Slow exfoliation

Pod tym terminem kryje się „powolna” odnowa cery – czyli stosowanie kosmetyków mikrozłuszczających zamiast takich, które powodują, że naskórek zaczyna gwałtownie się łuszczyć i rolować. Mogą zawierać one np. łagodne kwasy i enzymy, które delikatnie rozpuszczają martwe komórki skóry. W ten sposób dzień po dniu, w niezauważalny sposób pomagają odkryć nową, gładszą cerę o jednolitym kolorycie. Bestsellerowym produktem z tej kategorii jest puder myjący Dermalogica Daily Microfoliant z papainą, owsem koloidalnym i mączką ryżową. Dogłębnie oczyszcza pory i zapobiega zaskórnikom, ale bez wywoływania podrażnień. Pięknie rozjaśnia cerę oraz stopniowo wyrównuje jej koloryt. Nawet internautki o wrażliwej cerze piszą, że używają go prawie codziennie i nie powoduje u nich żadnych podrażnień czy przesuszenia. Kosmetyk jest niezwykle wydajny i starcza na wiele miesięcy stosowania. Jeden z must-have’ów, który powinnaś przetestować choć raz w życiu.

 

3. Troska o barierę hydrolipidową

Ostatni krok w twojej minimalistycznej rutynie to nałożenie kremu nawilżającego. Obok zdolności do zatrzymywania wody w naskórku, powinien on pomagać w odbudowie bariery hydrolipidowej i wzmacniać naturalny mikrobiom skóry. Dzięki temu cera odzyska zaburzony balans, będzie bardziej odporna na czynniki zewnętrzne oraz szkodliwe bakterie wywołujące stany zapalne. Tu sprawdzi się na przykład krem dermokosmetycznej marki Purlés Microbiome Protection. Zawiera kompleks prebiotyczny, który wspiera rozwój pożytecznej flory bakteryjnej, redukuje podrażnienia, swędzenie i łagodzi odczyny alergiczne. Obecny w nim ekstrakt z nagietka przyspiesza proces regeneracji skóry, wycisza zaczerwienienia, natomiast olejek jojoba daje przyjemny komfort, miękkość oraz silnie wygładza.

 

Równie dobrym wyborem będzie dermokrem dr Ireny Eris z linii Clinic Way do cery ultrawrażliwej. To formuła na dzień z filtrem przeciwsłonecznym SPF 20 i biosacharydem, który z jednej strony dba o prawidłowy poziom nawilżenia skóry, a z drugiej stymuluje rozwój pożytecznego mikrobiomu. Krem wzbogacono też o kwas hialuronowy wypełniający powierzchowne zmarszczki i zapewniający efekt ujędrnienia. Dzięki dodatkowi wody wapiennej, kosmetyk przyjemnie koi cerę, redukuje uczucie ściągnięcia i pieczenia. Skuteczność kremu została potwierdzona w badaniach – dowiodły one, że produkt zmniejsza dyskomfort skóry o 86% i poprawia jej nawilżenie o 81%.