"Słucham sobie Kultu, jej kupując torbę Céline" - zaczyna rapować w "Bigosie" Taco, robiąc intro Schafterowi. Iga, trochę zazdrościmy. Ale tak serio - nowy numer raperów, między którymi jest 13 lat różnicy, to dowód na to, że hip hop stał się językiem kolejnego pokolenia i dobrą, jakościową popkulturą. Taką, w której żonglerka luksusowymi markami i lans, nie kłócą się ze świetnymi tekstami i teledyskami na najwyższym poziomie ("Bigos", tak jak bardzo podobny "Nie wyjadę", wyreżyserował Jakub Blank).

Taco ma potencjalnie świetnych spadkobierców kultury słowa rodem z "Marmuru". Schafter jest jednym z nich, choć nagminnie używa zapożyczeń a w wywiadach przyznaje szczerze, że polskiej muzyki słucha mało. Za to jak się nią bawi. Po świetnym niemal fabularnym numerze "Hot Coffe" "Bigos" to ekstrawertyczny autoportret współczesnego indywidualisty. Taco i Schaftera, mimo różnicy wieku, sporo łączy - ego, refleksje nad twórczością, słabość do gadżetów z lat 90., wyścigi na najzgrabniejsze metafory. I tylko zagraniczne marki luksusowe brzmią tak, że aż zgrzyta nam w głowie (przy akcencie położonym w Chanel przewrócicie oczami). Ale, tak, wiemy - to narzucone przez gatunkową intonację i rozłożenie akcentów… Ale przypomnijmy - faceci generalnie radzą sobie z tym różnie: