Florence and the Machine, Kings of Leon, Outkast, Hurts, Lily Allen, Kasabian, The Kooks... W ostatni weekend Stadion Narodowy zamienił się w jedną wielką salę koncertową, a wszystko za sprawą Orange Warsaw Festival. Organizatorzy imprezy co roku przyciągają tłumy popularnymi wykonawcami - to właśnie na OWF w zeszłym roku wystąpiła Beyoncé.

Orange Warsaw Festival 2014: dzień 1

Niestety pogoda pomieszała szyki. Silny wiatr sprawił, że pierwsze trzy koncerty odwołano (spadł ekran przy Warsaw Stage). Fani The Pretty Reckless, Jamala i SKA-P byli delikatnie mówiąc zawiedzeni. Niska temperatura, jak na czerwiec oraz deszcz również nie pomagały. Pierwszy występ na Orange Warsaw rozpoczął się już o 17. Fiński French Films dał z siebie wszystko, ale ze względu na zbyt wczesną godzinę obejrzała go tylko garstka fanów. Potem przyszedł czas na kultowy Pixies, który przyjechał do stolicy w ramach promocji albumu "Indie Cindy". Oczywiście nie zabrakło także znanych przebojów, takich jak "Here Comes Your Man", czy "Where is My Mind?".

Po 20.30 na scenie pojawili się Queens Of The Stone Age. Choć zespół w zeszłym roku zagrał na Open'erze, warto było zobaczyć ich ponownie w akcji. Prawdziwe tłumy przybyły na koncert gwiazdy pierwszego dnia, czyli Kings of Leon. Jeśli ktoś już był na KOL, to wie, że ich występ jest perfekcyjny, a na dodatek okraszony sporą dawką emocji. Nie było chyba osoby, która nie skakałaby przy dźwiękach "Use Somebody", "Supersoaker", czy "Sex on Fire".

Na nieco mniejszej, ulokowanej na błoniach stadionu, Warsaw Stage również wiele się działo. Mimo kapryśnej aury wszyscy świetnie się bawili na koncertach Lily Allen oraz Snoop Dogga/Liona.

Orange Warsaw Festival 2014: dzień 2

Kolejny dzień przebiegł pod znakiem wianków i brokatu. A wszystko to z okazji występu Florence and the Machine. Zanim jednak mogliśmy posłuchać rudowłosej wróżki odbył się koncert młodziutkiej Elli Eyre (Warsaw stage), która oczarowała (jeszcze nieliczną) publiczność. Po Brytyjce zaśpiewali Skubas oraz Sorry Boys. Ci ostatni wskoczyli na miejsce zwolnione przez Ritę Orę w ostatniej chwili.

W tym czasie na głównej scenie "rządzili" Brytyjczycy. Zaczęło się od mało znanych u nas Bombay Bicycle Club, potem było energetyzujące The Wombats oraz wpadające w ucho The Kooks. Jednak większe zainteresowanie wzbudził uwielbiany u nas duet Hurts. Kojarzący się z nastrojowymi i refleksyjnymi melodiami Theo Hutchcraft i Adam Anderson pokazali swoje bardziej szalone oblicze. Jeśli ktoś jednak potrzebował mocniejszych brzmień został na kultowym The Prodigy.

Reszta melomanów ruszyła do Orange Stage, żeby zająć jak najlepsze miesjca na koncercie pięknej Florence Welch. Wokalistka z gracją nimfy kolejny raz zaczarowała wszystkich przy swoich znanych, ale nadal świetnie brzmiących hitach. "Between Two Lungs", "What the Water Gave Me", "Cosmic Love", czy genialne wykonanie "Over the Love" zachwyciły nawet największych niedowiarków. I choć trochę przeszkadzała niedopracowana akustyka mieliśmy wrażenie, że bierzemy udział w czymś mistycznym. Rytuał zakończył się finałowym "Dog Days Are Over".

Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek siły witalne mógł wyszaleć się do nieprzytomności na Chase & Status DJ set, który usłyszała chyba cała Saska Kępa...

Orange Warsaw Festival 2014: dzień 3

Ostatni dzień Orange Warsaw Festival był równie eklektyczny co pozostałe. Zaczęło się od warszawskiej grupy Chemia na Warsaw Stage, następnie wystąpił nowozelandzki zespół I Am Giant oraz mocne Bring Me The Horizon. Podobno nastolatki były zachwycone Oliverem Sykesem. Po 20 przyszedł czas na hip-hopowy Jurassic 5, jednak to była tylko rozgrzewka przed główną gwiazdą wieczoru.

Pod dachem było równie emocjonująco. Współpracujący z Arctic Monkeys i były członek The Rascals, Miles Kane zaśpiewał swoje solowe utwory. Niestety doceniła to tylko garstka ludzi. W klimacie britpopowym z dodatkiem elektroniki zaprezentowali się The 1975. Lepiej zapamiętajcie tę nazwę, bo będzie jeszcze o nich głośno.

Okulary Toma Meighana, wokalisty Kasabian mogły niektórych widzów nieco zmylić. Grupa dała z siebie wszystko, a tłum szalał wykrzykując refren do "Underdog", "Where Did All the Love Go?", "Empire", czy "Fire". Potem było jeszcze ciekawiej. Sceną zawładnął Fred Durst i jego Limp Bizkit. Nie zabrakło znanych kawałków ("Rollin'", "Hot Dog", "Take a Look Around") oraz coverów, np. "Faith" George'a Michaela.

Wisienką na torcie był oczywiście Outkast. Amerykański duet, mający na koncie dwadzieścia pięć milionów sprzedanych płyt, urzekł nas nie tylko muzycznie, ale także wizualnie. Andre "Andre 3000" Benjamin i Antwan "Big Boi" Patton rozbujali cały stadion przy singlach "Ms. Jackson", "Hey Ya!", "Roses" oraz "The Whole World".

Festiwal zakończył się występem Davida Guetty, który na szczęście nie zgubił swojego pendrive'a. Niestety nie wszyscy dotrwali, chyba że ktoś w poniedziałek wziął urlop "na żądanie"...

Orange Warsaw Festival 2014: relacja >>