Alicja Jakubowska, kurator wystawy, fot. Małgorzata Niewiadomska (Zamek Królewski w Warszawie)

ELLE.pl: Najbardziej romantyczny cytat dotyczący Rembrandta jaki w życiu usłyszałam, a właściwie przeczytałam, to ten Vincenta van Gogha. Postimpresjonista napisał w jednym z listów, że oddałby dziesięć lat życia za to, aby pozwolono mu zostać sam na sam z portretem Rebeki i Izaaka przez 14 dni i 14 nocy... Zastanawia mnie, który obraz ze zbiorów zgromadzonych na wystawie "Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy" budzi w Pani podobne emocje?

 Alicja Jakubowska: Nie mam wątpliwości, że to "Dziewczyna w ramie obrazu", czyli najcenniejszy obraz w zbiorach Zamku, obok „Uczonego przy pulpicie”. Jest to dzieło wyjątkowe pod wieloma względami. Na początku wspomnę, że jest to przedstawienie osoby, o której nie wiemy nic - nawet tego czy rzeczywiście istniała, co jest punktem wyjścia dla snucia różnych domysłów. Ten aspekt tajemniczości wzbudza zainteresowanie i inspiruje do snucia różnych przypuszczeń.

Jest jeszcze strona formalna - postać dziewczyny została przedstawiona na neutralnym tle, nie ma tu żadnych dopowiedzeń, żadnych wskazówek, które pomogłyby ją rozpoznać. Do tego jest ona malowana bardzo realistycznie i kiedy podchodzi się do obrazu, to mamy do czynienia z efektem, który został opisany przez badaczy Rembrandta - wzrok nie jest już w stanie objąć ram, a my patrzymy tylko na przedstawioną osobę. Przechodzimy do bliskiego, osobistego spotkania, a granica między światem sztuki a rzeczywistością znika. Rembrandt pogłębił jeszcze to wrażenie dzięki namalowaniu iluzjonistycznej ramy , na której dziewczyna kładzie ręce. Mamy tu więc do czynienia z artystyczną grę z widzem, grę iluzji.

Rembrandt van Rijn, "Dziewczyna w ramie obrazu"

W życiu Rembrandta było wiele momentów smutnych, wręcz tragicznych. Spotkała go śmierć żony, dzieci, a potem utrata znacznej części majątku...

Dyskutowanie na temat życia Rembrandta jest problematyczne. On już za życia był bardzo znaną postacią, zarówno w Holandii, jak i poza jej granicami. Był modny. Co jednak może być zaskakujące, to fakt, że zachowało się naprawdę niewiele jego zapisków, przemyśleń na temat sztuki. Większość to przekazy od jego współpracowników, poetów, ludzi kultury, którzy go znali. Wedle powszechnie powtarzanej opinii artysta miał załamać się po śmierci żony artysta i z tego powodu niemal przestać tworzyć. Są jednak rzadko przytaczane opinie badaczy, które mówią, że to była po prostu kwestia kryzysu ekonomicznego. W latach dobrobytu czekało się do Rembrandta miesiącami, tymczasem w czasach kryzysu ilość zamówień spadła, co przełożyło się na kłopoty finansowe, m.in. trudności z utrzymaniem dużego domu. Trudno jednak spekulować jak te osobiste doświadczenia wpłynęły twórczość Rembrandta. Biorąc pod uwagę ogromną wrażliwość artystyczną, możemy się domyślać, że w bardzo znacznym stopniu.

„Taki obraz można malować tylko wtedy, gdy umierało się wiele razy"...

Rembrandt był artystą, który podchodził z wielką powagą do tego co i jak malował. W tamtym czasie jego profesja była postrzegana jak rzemiosło. Artyści byli zrzeszeni w cechach, wszystko było regulowane prawnie. Z jednej strony to rzeczywiście była praca rzemieślnicza - trzeba było przygotować podłoże, farby. Należało mieć wiedzę z dziedziny chemii i kłaść farby tak, żeby farby nie zareagowały ze sobą niewłaściwie, np. żeby kolor zielony nie zmienił się w niebieski, co czasem się zdarzało. W XVII wieku w Holandii powstawała bardzo duża ilość dzieł, istniała duża konkurencja, artyści specjalizowali się w konkretnych gatunkach malarskich, np. pejzażach czy portretach, byli rozpoznawani po charakterystycznych motywach, które na zasadzie kopiuj-wklej przenosili z obrazu na obraz. A Rembrandt nie. On był bardzo ambitny. Starał się przedstawiać nawet dobrze znane i popularne historie, zaczerpnięte np. z Biblii, zawsze po swojemu. Bardzo się angażował, poświęcał wiele czasu na wykonanie dzieł. Można powiedzieć, że malował siebie, swoje wnętrze, swoje emocje, także te związane z trudnymi wydarzeniami w jego życiu.

Rembrandt był też kolekcjonerem i kupował dzieła sztuki za bardzo wysokie kwoty – nawet takie, które znacznie przewyższały wartość rynkową obiektów. Robił to celowo. Podkreślał w ten sposób, że sztuka jest ważna i jest godna tych pieniędzy

Warto wspomnieć o tym, że ostatni z obrazów Rembrandta, czyli "Symeon w świątyni", stanowi bardzo symboliczne zakończenie życia artysty. Jest to ilustracja do fragmentu pieśni, którą według Ewangelii Łukasza, wyśpiewał Symeon biorący Dzieciątko Jezus na ręce: "Teraz, o Panie, pozwól odejść swemu słudze w pokoju". To, że Rembrandt wybrał taki temat na ostatni obraz na pewno nie było kwestią przypadku.

Biografowie współcześni artyście pisali, że Rembrandt był artystą świadomym swojej wielkości. Mimo tego, że jak inni wykonywał swoje prace na zlecenie, to jednak czas realizacji zleceń uzależniał od swojego rytmu pracy. Jego indywidualność zaznaczała się także w wyborze tematów i sposobie ich realizowania. Np. często. ilustrował te motywy, o których sama Biblia mówi najmniej.

Rembrandt podchodził do swojej pracy w tak indywidualny sposób, że gdybyśmy nie znali tytułów obrazów, to trudno byłoby nam rozpoznać np. postaci świętych. Wiele obrazów dopiero po latach zostało rozpoznanych jako przedstawienia biblijne. Rembrandt nie dawał swoim postaciom charakterystycznych atrybutów, po których można je łatwo rozpoznać. Dopiero uważna analiza badaczy pozwalała to odkryć.

A który z etapów twórczości Rembrandta jest Pani osobiście najbliższy?

Początek lat 40-tych, kiedy Rembrandt zaczyna interesować się zjawiskiem iluzji i z lat 50-tych, gdy w jego twórczości pojawia się maniera "nieukończenia". Nazywa się ją też często manierą impresjonistyczną. Ten dojrzały styl, za który był często krytykowany w swoich czasach, jest mi najbliższy.

Niektórzy mówili, że kładł farby tak grubo, że obraz można by podnosić za nos z podłogi.

Obrazy Rembrandta są najbardziej efektowne, gdy się od nich nieco odejdzie i patrzy na nie jak na całość. To właśnie wtedy odnosimy wrażenie doskonałego realizmu. Z bliska widać wyraźnie pracę pędzla, swojego rodzaju „niedociągnięcia”, obrazy tracą na czytelności. Ta technika, którą Rembrandt stosował, czyli wielowarstwowe kładzenie farby, nakładanie na siebie naprzemiennie warstw przezroczystych i kryjących jest oczywiście wspaniała. Wbrew pozornemu chaosowi i wielkiej dynamice, każdy milimetr obrazu jest przemyślany i nieprzypadkowy.

Kiedy oglądamy makrofotografie dzieł Rembrandta to możemy odnieść wrażenie, że oglądamy dzieła sztuki abstrakcyjnej.

Zdarza się Pani płakać w muzeum?

Powiedzmy, że obrazy robią na mnie duże wrażenie. Miałam taki przypadek w Luwrze. To był Delacroix. Bardzo mnie samą zdziwiła moja reakcja, bo nigdy nie byłam jego wielką fanką Delacroix, ale gdy zobaczyłam te obrazy na żywo, musiałam usiąść. Delacroix wyraźnie wzorował się na dawnych mistrzach, więc może to ta analogia sprawiła, że jego obrazy tak silnie do mnie przemówiły

Także jeden z obrazów Rembrandta zrobił na mnie duże wrażenie, podczas wystawy, która odbywała się w Amsterdamie z okazji Roku Rembrandta. To właśnie "Żydowska narzeczona", o której oglądaniu marzył van Gogh… Nie spodziewałam się, że oglądanie prac Rembrandta, pokazanych bez żadnej wyjątkowej aranżacji czy scenografii, wywoła we mnie takie emocje. Być może to atmosfera. Wszyscy oglądali zaprezentowane dzieła z ogromnym szacunkiem.

Ile obrazów znalazło się na wystawie "Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy"? 

Na wystawie znajduje się około stu obrazów. Są też przedmioty dopełniające: meble, mapy, książki, ceramika... Łącznie ponad 200 obiektów.

Z jakiego okresu? 

Mówiąc ogólnie: XVII wiek. Tworząc scenariusz wystawy starałam się uwzględnić w nim te obiekty, które rzeczywiście powstały za życia Rembrandta, w tzw. Złotym Wieku kultury holenderskiej. Niemal wszystkie eksponaty pochodzą z polskich zbiorów, m.in. z Muzeów Narodowych w Lublinie, Poznaniu i Wrocławiu. Pojedyncze dzieła wypożyczyliśmy z muzeów w Sanoku, Nysie, Elblągu i Cieszynie.

Philips Wouwerman, "Siwy koń i żołnierz"

Jak wygląda przygotowanie takiej wystawy? Podejrzewam, że jest to wiele miesięcy pracy.

To jest wiele lat pracy. Na początku jest temat i pomysł. U nas tą inspiracją są dwa Rembrandty, które znajdują się w zbiorach Zamku. Chcieliśmy pokazać kontekst twórczości artysty – to, co widział, czego doświadczał, w jakiej epoce żył. Po pomyśle jest czas na kwerendy, czyli przeszukiwanie zbiorów muzealnych, co często wiąże się z wyjazdami. Potem pisany jest scenariusz, który omawia się ze scenografem. Jednocześnie prosimy opiekunów poszczególnych zbiorów o napisanie not do katalogu, wybieramy ilustracje, załatwiamy sprawy transportu, ubezpieczenia. Następnie przychodzi czas na montaż i promocję wystawy w mediach. Jest też kwestia działalności edukacyjnej. W przypadku wystawy "Świat Rembrandta" organizujemy 7 wykładów, w tym 2 prowadzone przez gości zza granicy.

Chcemy dać szerokiej publiczności dostęp do świata Rembrandta, dlatego wykłady będą prezentować różne aspekty życia w czasach Rembrandta.

Rembrandt van Rijn, "Uczony przy pulpicie"

Ciekawi mnie, co się dzieje w muzeum, gdy obraz już przyjeżdża.

Jesteśmy wtedy bardzo poruszeni. Zobaczenie dzieła sztuki na żywo zawsze jest czymś zupełnie innym niż oglądanie go na ekranie komputera. Działa na to nastrój, światło, nasze emocje, kontekst wystawy.

Dla mnie dzieło, z którym zapoznaję się przez kilka miesięcy, czytam o nim, oglądam je na ekranie komputera, jest jak znajomy, na którego bardzo czekam. I nareszcie jest! I mogę go spotkać!

Zobaczenie dzieła sztuki na żywo zawsze jest czymś zupełnie innym niż oglądanie go na ekranie komputera. Działa na to nastrój, światło, nasze emocje, kontekst wystawy. 

Ile zajęło przygotowanie tej wystawy?

Zaczęłam wiosną 2018, ale w międzyczasie przygotowałam jeszcze jedną wystawę 36 x Rembrandt, na której prócz Dziewczyny i Uczonego znalazło się 31 rycin i 3 rysunki Rembrandta.

Ma Pani bardzo trudne zadanie. Obcuje Pani z jednym artystą przez kilka lat, wchodzi w jego świat, często dramatyczny. To musi odbijać się gdzieś na Pani życiu, światopoglądzie...

Tak. Poznaje się epokę, to jak wtedy żyli ludzie, ich poglądy, to co było dla nich ważne. To rzeczywiście pozwala weryfikować własne spojrzenie na świat. Mamy tu zderzenie z inną mentalnością. To, co mnie osobiście dotyka, to fakt, że niektórzy z artystów żyli bardzo, bardzo krótko. W połączeniu z pięknem ich sztuki jest to niezwykle uderzające. To byli często dwudziestokilkuletni ludzie, którzy dzięki wielkiej wrażliwości umieli przekazać nam w swoich obrazach tak wiele.

Bilety na wystawę można kupić na stronie internetowej oraz bezpośrednio w kasie Zamku. Do kiedy mamy szansę obejrzeć "Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy"?

Wystawa jest otwarta dla naszych gości do 19 września. Dodam, że towarzyszy jej pięknie wydany i bogato ilustrowany katalog. Prócz tego jesteśmy aktywni w mediach społecznościowych, do których śledzenia gorąco zachęcamy.