Kariera Alin nabrała rozpędu po tym, jak w sezonie wiosna–lato 2023 zamykał pokaz Prady podczas włoskiego tygodnia mody w Mediolanie. Potem były kolejne wybiegi prêt-à-porter i haute couture. Damskie i męskie. JW Anderson, Dries Van Noten, Sportmax i wreszcie Louis Vuitton. Dla tego ostatniego domu mody Alin przeszedł już trzy razy, ostatnio w Seulu na spektakularnym show kolekcji cruise. Ale jego talent ma wiele wymiarów. Alin próbuje swoich sił także w filmie – debiutował w „Pewnego razu w listopadzie” w reż. Andrzeja Jakimowskiego u boku Agaty Kuleszy i właśnie zagrał pierwszą główną rolę w produkcji Netflixa „Fanfik”.
    
Jak się do Ciebie zwracać?
ALIN SZEWCZYK: Identyfikuję się jako osoba niebinarna, transmęska. Oznacza to, że nie wpasowuję się w pojmowanie tego, kim dla społeczeństwa jest kobieta lub mężczyzna. Z kolei w swojej fizycznej ekspresji skłaniam się w stronę męską. W języku polskim dopiero uczymy się mówić o osobach niebinarnych. Znam ludzi, którzy używają osobatywów albo neutralnych form „ono”, „jeno”, „jenu”. Ja używam męskich, żeby było prościej. A w języku angielskim mówię o sobie „they/them”.

Zdarzyło się, że ktoś odmówił używania wobec Ciebie męskich zaimków?
Ostatnio nie, bo funkcjonuję wśród ludzi, którzy mnie szanują. Jeśli dojdzie do użycia innej formy, to przez pomyłkę, z przyzwyczajenia. Grono, w którym się obracam, jest akceptujące. Ale zdarzają się osoby, które mówią, że dla nich jestem dziewczyną, więc będą zwracać się do mnie w żeńskiej formie.

Co wtedy czujesz?
Myślę: „Znowu to samo”. Raczej mnie to nie rusza, ale wolę unikać takich sytuacji, bo im częściej się trafiają, tym gorzej wpływają na moją głowę. Prawda jest taka, że wciąż niewiele osób spoza okołoqueerowego środowiska ma styczność ze społecznością trans, więc nie zastanawia się nad tym. 

Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy świadomie zacząłeś mówić, że jesteś osobą niebinarną? 
Odkrywanie swojej tożsamości to długi proces. Wiedziałem, że jestem transpłciowy już w wieku 10 lat. Przez to, że nie znałem słów, które pomogłyby mi to nazwać, myślałem długo, że jestem transchłopakiem. Tuż po liceum, gdy zacząłem żyć na własną rękę, zrozumiałem, że nie uznaję podziału na dwie płcie, nie czuję tego ani nie czaję, dlaczego miałbym być dziewczyną albo chłopakiem. Słowo „niebinarność” pozwoliło mi osadzić się w rzeczywistości. Mniej więcej od 2019 roku zacząłem funkcjonować otwarcie jako osoba niebinarna, a w 2020 zmieniłem zaimki na męskie.

W roku pandemii?
Gdy pojawiła się pandemia i lockdown, siedziałem w domu sam, pracowałem, nie miałem kontaktu z innymi. Czułem się świetnie ze swoim ciałem i tym, kim jestem. Gdy znów zaczęliśmy wychodzić, każdy zwracał się do mnie żeńskimi zaimkami, starym imieniem, a ja poczułem, że coś tu nie gra. To nie ja. To nie o mnie. Wiedziałem, że muszę to zmienić, żeby znów czuć się OK. Próbowałem używać neutralnych zaimków, ale to się nie przyjęło, ludzie nie rozumieli, gdy mówiłem „zrobiłom”, „byłom”. Uznałem więc, że męskie zaimki i zmiana imienia to dobry start. 

Język to jedno, a co z ciałem? Nie przeszkadzało Ci?
Mam wrażenie, że ciało przeszkadza bardziej, gdy myśli się o sobie w kontekście binarnym. Gdy przeglądałem się przed lustrem i próbowałem zobaczyć siebie jako kobietę, od razu czułem, że coś jest nie tak. Nie pasowałem do tej wizji kobiecości. Potem wyobrażałem sobie siebie jako mężczyznę. I też było źle. Dopiero gdy porzuciłem wszystkie oczekiwania, poczułem się komfortowo. Mimo wszystko odczuwam dysforię płciową (ból emocjonalny z powodu niedopasowania tożsamości płciowej do płci przypisanej w chwili urodzenia – przyp. red.). Mnóstwo osób transpłciowych to przeżywa. 

Czy myślisz w ogóle w takich kategoriach jak kobiecość i męskość? Czy takie terminy funkcjonują w Twoim rozumowaniu?
Nie funkcjonują. Ale ich używam, jeśli chcę się porozumieć z innymi ludźmi, którzy nimi operują.

Temat transpłciowości jest osią filmu „Fanfik”. Jak wyglądał casting do roli Tośka/Tośki?
Dowiedziałem się o nim z Instagrama. Znajomy podrzucił mi post, mówiąc, że spełniam wszystkie wymagania. Postanowiłem zawalczyć, choć nie kończyłem szkoły aktorskiej. Wysłałem wideowizytówkę, w której opowiadałem o sobie. Zaproszono mnie na improwizację z dyrektorką castingu i reżyserką Martą Karwowską. To był trudny casting, bo do roli Tośka zgłosiło się ponad 300 wspaniałych, odważnych osób.

Co okazało się najtrudniejsze? 
Największym wyzwaniem było wściekanie się! Nadal jest trudne. Mieliśmy kilka spotkań z choreografką ruchu Kayą Kołodziejczyk, podczas których razem z innymi aktorami eksplorowaliśmy różne emocje w ciele. A także Dobromir Dymecki, który zagrał Marcina – tatę Tośka, pokazał mi wszystko krok po kroku. Wcześniej bardzo się wstydziłem. Obiektem, na który przelewaliśmy wściekłość, był materac treningowy. 

Po premierze filmu pojawił się na Netfliksie dokument „Jesteśmy idealni”, który jest rozwinięciem historii kilku osób startujących do głównej roli.
To dla mnie bardzo ważny projekt, w którym kamera podąża za ludźmi nieheteronormatywnymi. Twórcy dokumentu, Marek Kozakiewicz i Anu Czerwiński, pokazali ich codzienność, wzloty, upadki, problemy, z którymi się borykają. Każda z tych osób jest inna, każda się otworzyła. Tytuł „Jesteśmy idealni” jest dla mnie puszczeniem oczka, bo – jak widać w dokumencie – nie jesteśmy. I bardzo dobrze zdajemy sobie z tego sprawę. Czasem czujemy się samotni w tym, jak nas postrzegają ci, którzy nas nie rozumieją. Podczas kręcenia tego materiału została wykonana tytaniczna praca emocjonalna zarówno ze strony twórców, jak i osób, które w nim występowały. Takie produkcje jak „Fanfik” czy „Jesteśmy idealni” mogą pomóc otworzyć oczy na to, że ludzie tacy jak ja to też ludzie. Zostawiłem w tym projekcie swoje flaki, jestem nim poruszony, dumny i cieszę się, bo zmienił moje życie na lepsze, zbliżył z powrotem z rodziną. Udowodnił moją sprawczość w życiu. 

Popkultura mimo swojej otwartości przez długi czas dławiła ekspresję wielu artystów, przykładem jest choćby George Michael. Dziś to się zmienia – Sam Smith, Demi Lovato mówią o sobie już otwarcie. To samo Elliot Page czy Hunter Schafer. Świat mody był pod tym względem zawsze bardziej tolerancyjny – zauważasz taką różnicę?

Myślę, że moda jest bardziej otwartym środowiskiem niż show-biznes, ale w znaczeniu kreatywnym, bo na tzw. backstage’u pojęcie niebinarności wciąż jeszcze raczkuje. Ludzie o tym wiedzą, choć zdaje się, że nie mają na tyle dużej styczności z takimi osobami, by móc się wśród nich komfortowo poruszać. Nie mają też czasu, żeby się zastanawiać nad odpowiednimi zaimkami albo nad tym, dlaczego odmawiam ubrania sukienki. Długa droga przed nami. Świat mody jest otwarty, choć bardziej przyzwyczajony do transpłciowych kobiet, bo to mimo wszystko bardzo kobieca branża. 

Skoro wspomniałeś o sukience – ubranie ogranicza czy uwalnia? Dlaczego nie chcesz nosić sukienek? Uważasz je za damski konstrukt, z którym nie chcesz się utożsamiać? Czy po prostu ich nie lubisz?
Ubranie i ogranicza, i uwalnia. Zależy, jak je wykorzystujesz. Jest narzędziem, dzięki któremu można wiele zrobić, zasygnalizować, określić swoją reprezentację. Faktycznie, wyszedłem w sukience na wybiegu Loewe. To był mój drugi czy trzeci pokaz. Był to też moment, w którym powiedziałem sobie: „Alin, naucz się stawiać na swoim”. Nie wiedziałem, czy w ogóle mogę powiedzieć „nie”. Czy mam prawo stanowczo oponować, a może powinienem ustąpić? Nadal się tego uczę. Lubię za to spódnice, zachęcam również facetów do ich noszenia, bo jest przewiewniej, wygodniej. Cenię niestandardową modę. I pokazywanie się w „męskiej” odsłonie, bo taki chcę wysyłać sygnał. Ale nawet sukienki mi nie przeszkadzają, o ile mnie nie seksualizują. 

Czy osoby niebinarne szukają mody uniseksowej? Co dla Ciebie jest uniseksowe? 
Dobre pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na co dzień ubieram się w tzw. męskie rzeczy. Moda uniseks jest dla mnie wtedy, gdy czuję się komfortowo i nie określa mojej płci. Rzecz jest albo moja, albo nie. Tyle. 

Miałeś w swoim życiu symboliczny moment związany z konkretnym ubraniem?
Był króciutki czas, gdy nie lubiłem różowego, kojarzył mi się dziewczęco. Poza tym wydaje mi się, że w tym kolorze nie wyglądam dobrze, ale nie mam też wielu okazji, żeby z nim eksperymentować. Nigdy jednak ubranie nie pomogło mi dotrzeć do momentu, w którym zrozumiałbym, kim jestem. U mnie zachodziło to najpierw w środku, a potem wyrażałem to na zewnątrz. Gdy miałem 17 lat, zgoliłem głowę, co było uwalniającym przeżyciem – symboliczne zakończenie postrzegania mnie przez pryzmat dziewczęcości, którą ulokowałem we włosach. Zrzuciłem balast, a przy okazji dowiedziałem się, że mam kiepski kształt głowy na taką fryzurę.

Pamiętasz swój pierwszy pokaz?
To była Prada na tygodniu mody w Mediolanie, mój jedyny wtedy pokaz. Zadzwonił do mnie agent, żebym przygotował kilka zdjęć, bo Prada chce je zobaczyć i możliwe, że pojawię się na wybiegu. Miałem na to kilka godzin. No i udało się. Poleciałem do Włoch, ale nie miałem pojęcia, na czym to wszystko polega. Nagle okazało się, że wychodzę jako ostatni. Ale dlaczego? Zrobiło mi się przykro. Aż do momentu, gdy dowiedziałem się, że to najważniejsze wyjście, zamykające pokaz. Poza tym w show brało udział wiele osób transpłciowych. Fajnie, że Prada się na to zdecydowała.

Czujesz, że to Twoja bajka? Świat, w którym chcesz pozostać?
Nie, bo z natury jestem antykapitalistą i ubranie traktuję jako sposób wyrażenia siebie, a nie produkt. A jednak moda, mimo tego że jest formą sztuki, skupia się na kwestii sprzedażowej. Mówimy o ubraniach za grube tysiące. Mimo to ta praca jest interesującym doświadczeniem. Ciekawi mnie, co przyniesie los, ale nie będę zawsze modelem. Rozwijam swoje zajawki.

Jakie masz w takim razie plany? Jeśli nie modeling i aktorstwo, to co?
Modeling i aktorstwo pewnie będą się w moim życiu troszkę przewijać. Ale marzenie mam jedno – takie sformułowane i wyartykułowane – wybudowanie własnymi rękami domu, do którego mógłbym zaprosić swoich przyjaciół, w którym mieszkalibyśmy i pracowali razem, hodowali pomidory, chillowali. Niedawno zyskałem uprawnienia spawacza i chciałbym wyspawać most. A gdy będzie można, pojechać do Ukrainy pomóc w odbudowywaniu kraju. Chciałbym zrobić prawko i nauczyć się driftować. Oraz wydać komiks, bo do tej pory publikowałem tylko w wydaniach zbiorczych. Ale do tego jeszcze długa droga. To są moje marzenia i cele. Wszystkie możliwe do realizacji w swoim czasie, więc nigdzie się nie spieszę.

A marzenia na dziś?
Marzy mi się, żeby wszyscy ludzie byli sobie równi, niezależnie od płci, tożsamości, seksualności, pochodzenia, wiary, niewiary, statusu społecznego, ekonomicznego. Chciałbym, żeby ludzie nie przywiązywali wagi do tego, czy ktoś jest kobietą, czy mężczyzną, bo nie wydaje mi się to potrzebne. Żeby nie trzeba było każdego dnia zderzać się ze ścianą, przebijać sufitów. By móc normalnie funkcjonować tak jak część społeczeństwa wyposażona w większe możliwości prawne, społeczne, ekonomiczne, jakiekolwiek. Chciałbym, żeby to, jacy się rodzimy, nie definiowało nam z góry całego życia.