Monika Jac Jagaciak, fot. Remi Kozdra i Kasia Baczulis

ELLE W Japonii terminują modelki, które nie mogą pracować w Europie, póki nie skończą 16 lat. Nie byłaś tam szczęśliwa?

M.J. Przepracowałam się. Codziennie rano mama wyciągała mnie z łóżka i prowadziła pod prysznic. Miałam po trzy zlecenia dziennie. Katalogi, lookbooki, sesje. Komercyjna robota z ludźmi, którzy modę traktują jak rzemiosło. Nie było w tym pasji.

ELLE Dzięki tej pracy podpisałaś kontrakt z Chanel.

M.J. Jednym z moich pierwszych zleceń w Japonii była sesja adwertorialowa Chanel dla tamtejszego „Vogue’a”. Ale Peterowi Phillipsowi, dyrektorowi kreatywnemu Chanel Beauty, spodobałam się po pierwszych pokazach. Wtedy postanowił sfotografować mnie do reklamy podkładu. Nie miałam jednak jeszcze 16 lat, więc nie mogłam zostać ich twarzą. Czekali do moich urodzin, w prezencie wysłali torebkę i zaprosili do udziału w kampanii. Do dzisiaj jestem ich ambasadorką.

ELLE Od razu wróżono Ci wielką karierę?

M.J. Tak, ale traktowałam to z dystansem. Rodzice nie pozwolili mi odlecieć. Uczyli, żeby twardo stąpać po ziemi i nigdy się nie załamywać. Sama szybko się zniechęcam, lubię mieć efekty pracy od razu. Dlatego zamiast sportu wybrałam modeling.

ELLE Byłaś zagubiona w wielkim świecie?

M.J. Do dzisiaj przekręcam nazwy marek i nazwiska. Zdarzały nam się gafy. Nie wiedziałam, jak jeść siedmioma widelcami, ale obracałam to w żart.

ELLE Teraz czujesz się swobodniej? Coraz częściej jesteś zapraszana na gale.

M.J. W Szanghaju byłam gościem na pokazie Diora. Siedziałam w pierwszym rzędzie obok Natalii Vodianovej. Krępuję się jednak, gdy ktoś chce ze mnie zrobić gwiazdę.

Monika Jac Jagaciak, fot. Remi Kozdra i Kasia Baczulis

Przeczytaj dalszą część wywiadu z Moniką Jac Jagaciak >>>