Różni je wiele, ale łączy znacznie więcej. Alma i Margot są czymś więcej niż po prostu przyjaciółkami. Znają się na wylot, imprezują do upadłego, szukają co chwilę nowych przygód, a na dodatek chcą zostać aktorkami - dopingują się nawzajem, nawet gdy jednej idzie lepiej, kosztem drugiej. Polegają na sobie w każdej sytuacji. Ale czy na pewno? Szybko okaże się, że jedna z kobiet miała tajemnicę, która po ujawnieniu zmieni ich cały świat... a także tę niezwykłą relację. Jak sobie poradzą z tymi zmianami?

Przyzwyczajono nas, że filmy czy seriale o przyjaciółkach to głównie lekkie komedie, w których główne bohaterki są piękne, mają świetne ciuchy, cały świat jest ich i tylko im potrzeba idealnego chłopaka. Na szczęście filmowcy odchodzą od tego utartego schematu i co raz częściej pokazują realne połączenie, które dziś głośno nazywamy siostrzeństwem. Bo koleżanek można mieć wiele, ale najbliższych przyjaciółek, którym zwierzamy się ze wszystkiego i prosimy o radę mamy tylko kilka, albo po prostuj jedną. Alma i Margot to właśnie taki niesamowity duet. Pełen energii, ekspresji, widać że obie kochają życie i tylko czekają na to, co los ma dla nich w zanadrzu. Chcąc dostać wymarzoną rolę inscenizują na castingu bójkę - tylko po to, aby obie zostały zauważone przez wymagającą reżyserkę. I chyba to dało zamierzony efekt, bo jedna z nich, a dokładnie Alma, otrzymuje główną rolę. Za to Margot zostaje jej dublerką, która głównie ma robić notatki i spisywać każdy ruch czy emocje tej pierwszej. Jednak szybko okaże się, że to ta druga będzie miała większą szansę stanąć przed widownią w dniu premiery.

"Od bardzo dawna chciałam zrobić film o przyjaźni. O wspaniałych więziach, jakie tworzymy przechodząc przez intensywne doświadczenia z kimś, kto nie jest naszym kochankiem. Chciałam, żeby bohaterki stanowiły silny, wręcz ikoniczny duet: dwie młode, 27–letnie kobiety, gotowe zrobić wszystko, żeby żyć i doświadczać. Do tej mieszanki dorzuciłam marzenie, by zrobić film o wyzwaniach aktorstwa" - ujawnia reżyserka i scenarzystka, Anaïs Volpé.

Anaïs Volpé do swojego profesjonalnego pełnometrażowego debiutu zaangażowała znaną z "Climax" Souheilę Yacoub oraz uhonorowaną Cezarem za "W pogoni za marzeniami", Déborah Lukumuenę. Obie charakterystyczne, obie piękne, a co najważniejsze nie rywalizują ze sobą o uwagę widza. Raczej wspierają. Kiedy trzeba to jedna błyszczy, a za chwilę to ta druga staje się najważniejsza na ekranie. A gdy mówimy o rywalizacji, która przecież wśród kobiet jest (niestety) ogromna, "Margot i Alma" pokazuje, że warto się wspierać. Zawsze. A zwłaszcza w najważniejszych chwilach. Widzimy rozterki jednej z przyjaciółek, gdy jej życie w końcu zaczyna się układać (prawie jak w filmie romantycznym), a przecież w tym samym czasie ta druga cierpi. Czy można tak budować szczęście? Spełniać marzenia? Choć gorzko to zabrzmi i jest to trudne, ale można. Jednak nawet wtedy, kobiety są razem. Na dobre i na złe. 

Oprócz samej historii ważne są również zdjęcia autorstwa Seana Price'a Williamsa ("Good Time", "Iris", "Tesla", "Bóg wie co"), który przeplata czarujący, ale momentami lekko surowy Paryż z nocnym Nowym Jorkiem. "Ponieważ Nowy Jork stanowi integralną część przedstawienia, które pojawia się w filmie, chciałam pracować z amerykańskim operatorem, który mógłby wnieść do projektu swój własny styl i elementy kultury, z której pochodzi. W ten sposób, dusza spektaklu przenika życie Margot i Almy, oraz cały film" - przyznała Volpé. Jest sporo kontrastów, czy to w obrazkach, czy w fabule czy w samych bohaterkach, ale to jednocześnie spaja całą historię. I choć łatwo domyślimy się, jak ta historia się skończy, to i tak więź łącząca obie bohaterki wzruszy niejedną osobę. Bo jest prawdziwa.