Cameron Diaz przekroczyła już magiczną pięćdziesiątkę – i czuje się podekscytowana wejściem w nową dekadę życia. „Nie mogę się doczekać, aż skończę pięćdziesiąt lat!” – zdradziła niedługo przed urodzinami w jednym z wywiadów, którego udzieliła podcasterce Michelle Visage. Zapytana o to, jakie ma podejście do starzenia się, odparła bez większej konsternacji: „Nie chcę, żeby definiowano mój wiek poprzez wygląd. Tak naprawdę, nie robię nic specjalnego jeśli chodzi o pielęgnację. Mam miliard produktów, których używam dwa razy w miesiącu, jeżeli akurat mam szczęście” – przyznała. Aktorka ujawniła nawet, że… rzadko myje twarz. Wszystko dlatego, że całą energię poświęca wychowaniu córeczki, którą urodziła w wieku 47 lat. „Chcę czuć się pełna sił dla mojego dziecka” – powiedziała w wywiadzie.

Sekretny trik Cameron Diaz na świeżą cerę i uniesione rysy

Getty Images

Cameron, jeśli już znajduje czas na pomalowanie się, zawsze stosuje sztuczkę, którą pokazała jej słynna wizażystka gwiazd Gucci Westman. Obie znają się już od ćwierć wieku i mają podobne podejście do makijażu – ma wyglądać świeżo, bezpretensjonalnie, podkreślać naturalne atuty urody, a przy tym pielęgnować cerę. To najlepsza strategia w przypadku kobiet 40+. Dlatego też w kosmetyczce Diaz nie może zabraknąć rozświetlającego sztyftu, który nanosi na kości policzkowe, czoło, nos i łuk kupidyna. Konkretnie jest to Westman Atelier Lit Up Highlight Stick. „Zawiera składniki takie jak olej ajurwedyjski i ekstrakt z winogron, które koją, nawilżają i ujędrniają skórę. Jeśli chodzi o to, jak wygląda na twarzy, podoba mi się, że tak naprawdę nie widzisz tu rozświetlacza. Efekt bardziej przypomina naturalny połysk, jaki bije od dobrze nawilżonej cery. Blask wygląda tak, jakby skóra była lekko wilgotna, a nie jakbyś nałożyła na nią grubą warstwę makeupu” – zachwala kosmetyk aktorka. Rozświetlający sztyft w Polsce można kupić w perfumeriach Galilu lub w intenetowym butiku Galilu.pl. Dostępny jest trzech odcieniach: perłowym Lit, pudroworóżowym Nectar oraz miedzianozłotym Brulée. Kosmetyk zapewnia szkliste, zroszone wykończenie, które sprawia, że cera nabiera zdrowego glow, wygląda na wypoczętą, a zmarszczki mniej rzucają się w oczy.

Na rynku można znaleźć też sporo alternatyw dla sztyftu sygnowanego przez Gucci Westman. Świetne propozycje znajdziesz nawet w portfolio polskich marek. Rozświetlająco-pielęgnujący stick oferuje na przykład marka Aggie. To kosmetyk stworzony do cery dojrzałej, wzbogacony o odżywczy olej rycynowy, masło shea i wosk candelilla. Zawierają one cenne witaminy oraz przeciwutleniacze hamujące procesy starzenia. Kosmetyk ma konsystencję masełka, które zaaplikowane bezpośrednio na skórę wtapia się w nią bez wysiłku, a przy okazji zmiękcza, odżywia i wygładza. Sztyft zawiera perłowe pigmenty odbijające światło, które zostawiają iskrzący się ślad na skórze i dają efekt natychmiastowego liftingu. Świetnie zastępuje cień do powiek, a ponadto można używać go do rozświetlania ciała, np. ramion, obojczyków. Idealnie podkreśla opaleniznę.

 

Ciekawą propozycję ma też marka Nudestix. To „lodowy” rozświetlacz w odcieniu Illumi Naughty, dający mokry efekt jak po przejechaniu po skórze kostką lodu. Jest silnie napigmentowany i pozostawia intensywnie błyszczącą taflę, bez wyraźnych brokatowych drobinek. Sztyft wyposażony został dodatkowo w miękki pędzelek, który ułatwia roztarcie kosmetyku i idealne zblendowanie z podkładem.

 

Rozważcie też opcję mini - kultowy sztyft (a raczej „sztyfcik”) od Milk Makeup. Ma status ulubieńca wśród wizażystów i redaktorek beauty. Jego odcień jest lekko cieplejszy niż Nudestix, bardziej szampański niż mroźny, więc zgra się bajecznie z opaloną cerą. Wegańska formuła sticka zawiera nawilżający olej z awokado i masło mango, w którym zatopiono opalizujący pył. Nadaje on cerze nieprzesadzony, naturalny glow, w sam raz na co dzień.