"Sielanki" George Saunders, Znak

Był dekarzem, pracownikiem rzeźni, sprzedawcą, prowadził kursy kreatywnego pisania. Uważa, że to wszystko przydało mu się w pracy nad książkami. Zachwyca się nim Thomas Pynchon, chwali go Zadie Smith. Dwa lata temu w Polsce ukazał się jego "Lincoln w Bardo". Łącząca różne gatunki literackie książka-laureatka Bookera, która opowiada ojcowskim bólu towarzyszącym śmierci syna. "Sielanki" Saundersa, jednocześnie śmieszą i przerażają. Bo opowiadają o ludziach, których życie tylko  pozornie jest karykaturą. Mamy tu coacha sterującego wyborami swoich wyznawców, striptizera prześladowanego przez zmarłą ciotkę, parę niefrasobliwych neandertalczyków czy pisarza mierzącego się z twórczym kryzysem. Kiedy realizm wygrywa z groteską, dostrzegamy wieloznaczność tych historii. Większość bohaterów „Sielanek” musi nagle podjąć bardzo ważne decyzje - jak choćby mężczyźni, którzy dostrzegają na środku jeziora dzieci na dryfującej łódce. Co zrobią?

Saunders uważa, że literatura nie zastępuje rzeczywistości, ale sprawia, że możemy na nią wpływać, zmieniać ją. Pisze lekko, miesza rejestry - wpuszcza do narracji nawiązania do dzieł literackich, a potem niespodziewanie posługuje się językiem potocznym. Ciągle podgrzewa atmosferę, nie powala się nudzić. Taka proza nie wdzięczy się do czytelnika. Ona po prostu całkowicie skupia na sobie jego uwagę. PS Dla tych, którzy, jak ja, po "Sielankach" będą czuli potrzebę przedłużenia przyjemności obcowania z prozą Saundersa, wydawca przygotował wznowienie znakomitej książki "10 grudnia", zbioru opowiadań, potwierdzającego, że porównania z Saundersa z Chandlerem czy Markiem Twainem to nie tani chwyt reklamowy. 

"Wtargnięcie", reż. Adam Salky, Netflix

Należę do tej grupy widzów, która na thrillerach albo zamyka oczy, albo, starając się znaleźć ujście dla rosnącego napięcia, wstaje z fotela i gwałtowanie na nim siada. Dlatego wolę tego typu filmy oglądać w domu, a nie w kinie. Dobrze się więc stało, że "Wtargnięcie" dostępne jest na platformie Netflix. Bohaterowie filmu, małżeństwo po przejściach (wygrana z rakiem żony to ich wspólny sukces), przeprowadza się z Bostonu do domu na odludziu. Ona pracuje jako psychoterapeutka w lokalnym ośrodku. On jest architektem, więc okazałą rezydencję idealnie dopasował do potrzeb swoich i żony. Meera i Henry, choć są razem od 12 lat, nadal wyglądają na zakochanych. Czułe słowa, uściski, troska - niektórzy mogą mieć wrażenie, że dopiero co się poznali. Bezgranicznie sobie ufają, deklarując szczerość i lojalność. Nieoczekiwanie idyllę burzy tajemnicze włamanie. Kto mógłby chcieć ich skrzywdzić, skoro nie mają wrogów. Na pewno? Takie pytanie zadaje szeryf, uruchamiając lawinę wątpliwości. Meera przypadkiem trafia na pierwszy niepokojący trop, świadczący o tym, że jej mąż może mieć coś na sumieniu. Co robić, kochać go bezkrytycznie i żyć w nieświadomości czy zmierzyć się z prawdą? "Wtargniecie" jest jak magiczne pudełko - wątki mnożą się, odsłaniając kolejne tajemnice bohaterów. Przekonująca gra aktorska Logana Marshall-Greena oraz Fridy Pinto sprawia, że kreacje wypadają prawdziwie. I choć to kino nie z najwyższej, a raczej średniej półki, po seansie nie ma się poczucia straconego czasu. Dobra alternatywa dla tych, którzy szukają odskoczni od mdłej słodkości filmów familijnych.

Jadwiga Sawicka, „ROYAL BODIES”, BWA Warszawa, 30.09–27.11.2021

Weekendowe święto sztuki. Pełne galerie, nowe wystawy i wyjątkowa możliwość bezpośredniego kontaktu z ulubionymi artystami. Warsaw Gallery Weekend trwa dłużej, bo pięć dni - od 30 września do 3 października, a jego organizatorzy zapraszają na spotkanie z najciekawszymi twórcami współczesnej sztuki. Wśród nich m.in. Rafał Milach (świetna wystawa "Strajk", dokumentująca to, co stało się 22 października 2020 roku po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, zakazującego w Polsce aborcji), Konrad Żukowski („Palę sobie, czekając, aż dookoła wszystko spłonie”) czy Maurycy Gomulicki, który przy okazji otwarcia „Diamonds, Fur Coat, Champagne” w Galerii Leto nazywa siebie "prosiakiem tarzającym się w bagnie popkultury". To chyba najlepsza autocharakterystyka artysty, o jakiej słyszałem. Jeśli już jesteśmy przy zabawie językiem i uważności na słowo — z medialnego szumu ciekawe frazy wyłapuje Jadwiga Sawicka. Galeria BWA, gdzie można zobaczyć jej najnowszą wystawę "Royal Bodies", przypomina stołówkę albo bar mleczny sprzed kilkudziesięciu lat. Na środku stoi sześć stolików pokrytych ceratowymi, różowymi obrusami. Miejsca przy stole są podpisane: "wojowniczka TRADYCJI", "kapłanka OBYCZAJU", "niewolnica KOMFORTU", "kochanka SYSTEMU". Jakie miejsce zająć? Do której ze społecznych ról jest ci najbliżej? Jadwiga Sawicka po raz kolejny stawia pytania o miejsce kobiet w społeczeństwie. Od niemal 30 lat artystka konfrontuje widownię z wpisanymi w powierzchnię płócien hasłami. Czasem są to wyrwane z kontekstu strzępki doniesień medialnych ("STERYDY ZABIŁY"), innym razem zbitki słowne czy pojedyncze wyrazy ("UCIEKAJ", "KATASTROFA"), prowokujące widza do zadawania pytań o historię, której są częścią. Sawicka komplikuje to, co pozornie proste, wyrywa ze kokonu samozadowolenia i zmusza domyślenia o rzeczach nie zawsze wygodnych i miłych, jakie oferuje nam usłużnie nastawiona na konsumpcjonizm kultura.