Wyłożę karty na stół: to jeden z najbardziej bezpretensjonalnych i udanych filmów ostatnich miesięcy. Gdyby opowiedzieć w trzech zdaniach jego fabułę, wydałaby się najnudniejsza na świecie. Sandra, pracownica małej firmy zostaje zwolniona, a pieniądze zaoszczędzone na jej zwolnieniu przeznaczone na premie dla pozostałych pracowników. Trudno wyobrazić sobie bardziej upokarzającą sytuację, jednak kobieta, wspierana przez męża, postanawia doprowadzić do kolejnego głosowania i rezygnacji współpracowników z premii. Ma na to dwa dni i jedną noc. Zmęczona i onieśmielona jednocześnie, robi to z wielką klasą.

Ten film to niemal monodram Marion Cotillard, dzięki której oglądamy piękną historię o ludzkiej godności. Co jednak nie zmienia faktu, że wszystkie drugoplanowe role są idealnie dopracowane - dobór obsady świetny, dialogi trafione w punkt, a wyczucie tempa eksperckie - dostajemy więc wszystko to, czego możemy sie spodziewać po braciach Dardenne.

"Dwa dni, jedna noc" (reż. Jean-Pierre Dardenne, Luc Dardenne). Premiera: 27 lutego.

Fot. materiały prasowe