"Ku jezioru" to rosyjska produkcja, która swoją premierę miała już w listopadzie 2019 roku. Chociaż naprawdę trudno w to uwierzyć, bo fabuła wygląda tak, jakby scenarzyści siadając do pracy, mieli przed sobą nagłówki newsów z niedalekiej przyszłości. 

Głównym motywem jest tu tajemniczy i nagle pojawiający się wirus, który zabija ludzi nawet w ciągu 4 dni. Epidemia paraliżuje Moskwę, władze odcinają drogi do miasta, dzieci są ewakuowane ze szkół. Selekcję chorych ułatwia jeden z obajwów - duże, przekrwione oczy, przez które chorzy przypominają zombie. Nie ma w tym jednak elementu sci-fi - wszystko jest boleśnie realistyczne. 

"Ku jezioru" Netflix / mat. prasowe Netflix

Co dalej? Coś, czego boimy się, a przynajmniej nad czym zastanawiamy się od dawna. Co, gdyby nagle w takiej sytuacji dodatkowo padły systemy łączności? W "Ku jezioru" apokalipsa nie bierze jeńców. Pada internet, nie działają telefony, wojsko podejmuje brutalne kroki a mediom nie ma sensu wierzyć. Dodatkowo atmosferę mrozi spowijająca moskiewskie krajobrazy zima. W tej groźnej rzeczywistości o przetrwanie walczy główny bohater Siergiej z rodziną (i to patchworkową) a tuż obok mamy też sąsiadów - rubasznego oligarchę z żoną i nastoletnią córką uzależnioną od alkoholu. Epidemię oglądamy więc także z perspektywy bogatej i egoistycznej klasy społecznej, której przedstawiciele zdają sobie sprawę, że ucieczka z epidemiologicznego kotła nie będzie taka łatwa, nawet jeśli masz private jeta. Czy jest tu w ogóle przestrzeń na międzyludzki sojusz?

Wstrząsający thriller "Ku jezioru" powstał na podstawie książkowego bestsellera Jany Wagner. Reżyser to zaś nominowany do nagrody Nika Paweł Kostomarow, który w rolach głównych obsadził Viktoriyę Isakovą,Kirilla Käro, Aleksandra Robaka.