Każda z nas marzy o aksamitnej cerze, którą mogą pochwalić się Koreanki. Oczy wszystkich kobiet zwrócone są w tym kierunku już od dawna, śledząc i podpatrując sposoby na wieczną młodość. Lecz w ostatnim czasie także dane biznesowe nie pozwalają nie zauważyć ważnego trendu w branży kosmetyków na rynku koreańskim.

Popyt na koreańskie kosmetyki od pewnego czasu rozwija się w zatrważającym tempie. Eksport od 2012 roku znacznie rośnie, proporcjonalnie zwiększając swoją wartość z 1 miliarda dolarów do 1.3 miliarda dolarów w 2013 aż do 1.9 miliarda dolarów w 2014 roku. Patrząc na najnowsze dane odnośnie wartości rynku, w zeszłym roku wyceniany był on na 11.6 miliardów dolarów i oczekuje się że do 2020 roku wzrośnie do 13.1 miliardów dolarów, według danych zgromadzonych przez Euromonitor.

W ostatnim tygodniu miały miejsce także dwa ważne przejęcia biznesowe, które mogą spowodować, że na tym rozwój rynku się nie skończy, a wręcz będzie bodźcem do jego globalnej ekspansji. Jeden z największych światowych konglomeratów marek luksusowych LVMH (Louis Vuitton Moët Hennessy) zakupił 7% pakiet własnościowy w Clio Cosmetics wart 50 milionów dolarów, w marce wycenianej rynkowo według Wall Street Journal na 700 milionów dolarów. Potencjał koreańskich marek kosmetyków zauważyła także firma Bain Private Equity oraz wiodący bank inwestycyjny Goldman Sachs, nabywając wspólnie pakiet większościowy w czołowej koreańskiej marce kosmetyków Carver Korea wycenianej na 675 milionów dolarów.

Skracając ten ekonomiczny szereg faktów z tabelek inwestorów: większość zagranicznych podmiotów wyczuło już żyłkę złota w dynamicznie rozwijającym się rynku. Czeka nas prawdopodobnie globalny boom w tym temacie. Skąd tak naprawdę wziął się ten fenomen azjatyckich kosmetyków i czy potrwa długo?

W pierwszej kolejności warto zwrócić uwagę na to, że same Koreanki generują większość popytu na rodzime produkty. Może ich cera to w jakimś stopniu zasługa niewiarygodnych genów odziedziczonych po pradziadkach / picia zielonej herbaty / nawadniania oraganizmu, ale nie można zaprzeczyć faktom, że to właśnie Koreanki wydają średnio dwa razy więcej pieniędzy na kosmetyki niż ich amerykańskie koleżanki. Nic dziwnego - w ich rytuale pielęgnacji jest aż 10 kroków a codziennie rano potrafią na twarz nałożyć 5 produktów, zanim zaczną makijaż. O sposobach Koreanek na pielęgnację cery pisaliśmy w artykule na ELLE.pl >>

Ten koreański apetyt na ciągłe poszukiwanie nowych kosmetyków do pielęgnacji skóry skutkuje zwiększonymi nakładami na R&D (research and developement). Dlatego to właśnie ten kraj jest czołowym innowatorem w produkcji kosmetyków. Nawet tak niezbędne teraz produkty jak kremy BB, "sheet masks", czy "cushion compact" zostały wynalezione właśnie w Korei. Najnowsze sposoby aplikacji kremów i ich tekstura a także unikatowe opakowania składają się na sekret nowoczesności i oryginalności azjatyckich marek.

Kolejnym aspektem innowacyjności tego rynku są unikatowe składniki których używają Koreańczycy w produkcji swoich kosmetyków. Użycie przez koreańskich producentów niespotykanego wcześniej w produktach kosmetycznych śluzu ślimaka (snail mucin) czy jadu pszczelego powoduje, że osiągamy efekty o których nigdy wcześniej nie marzyłyśmy.

Koreańska holistyczna filozofia piękna skupia się także na dbałości o skórę od wewnątrz. Koreanki zdają sobie sprawę, że o cerę nie da się zadbać z dnia na dzień. Jest to proces długotrwały i pracochłonny, dlatego koreański rytuał pielęgnacyjny zakłada utrzymywanie organizmu w zdrowiu i dobrym nawodnieniu przez cały okres swojego życia. Produkowane w Korei kosmetyki są dostosowane do tych wymogów w 100 procentach.

Jednak nie tylko w branży kosmetyków (ale częściowo za sprawą ich popularności) widać zainteresowanie zagranicznych inwestorów koreańskim rynkiem. Giganci branży rozbudowują się na nim także stacjonarnie. Po raz pierwszy tak oficjalnie i inwestycyjnie zamanifestował to koncern LVMH, otwierając w 2015 roku (po trwającej cztery lata budowie) spektakularny, sześcio-piętrowy butik Dior w Seulu, projektu Petra Marino.

Sklep Dior w Seulu, fot. dior.com

Prócz oferty wielu kolekcji ubrań, akcesoriów, biżuterii, zegarków i obuwia, na czwartym piętrze budynku można zrelaksować się w ekskluzywnym VIP lounge oraz galerii. Ta przestrzeń ma być używana także jako miejsce do prywatnych spotkań biznesowych. Recepcja otoczona sześcioma obrazami znanego Austriackiego artysty Lucasa Zallanna oraz rzeźby Carmelo Tedeschi stwarzaja atmosferę rodem z galerii sztuki niż sklepu z ubraniami. Na najwyższym piętrze Cafe Dior oferuje miejsce do odpoczynku po męczących zakupach i delektowania się wyśmienitymi przysmakami francuskiego szefa kuchni Pierre'a Hermé. Inaugurując otwarcie tak prestiżowego budynku, Dior stworzył specjalną limitowaną kolekcję przeznaczoną jedynie do sprzedaży na azjatyckim rynku.

Jednak to nie koniec inwestycji marki na Koreańskim rynku. Dior w tym roku uruchomił swój pierwszy sklep online w Azji. Analitycy jako powód tego kroku biznesowego wskazują wybitną znajomość lokalnych klientów na najnowszych trendach oraz zakupach online. Według badań Koreańczycy jak nikt inny potrafią docenić prestiż marki oraz komfort wiążący się z możliwością zakupów przez internet.

Jak widać, należy mieć więc oczy szeroko otwarte i uważnie obserwować dalszy rozwój biznesu na koreańskim rynku. Duży potencjał drzemiący w tamtejszych konsumentach i krajowych markach na pewno sprawi, że coraz więcej firm będzie zainteresowanych kupnem udziałów w koreańskich markach, otwieraniem swoich filii w tym kraju oraz importem produktów - głównie kosmetycznych z Korei. 

Karolina Leonarcik