Ten kultowy atrybut mody lat 90. spakowałam do pudła 20 lat temu, razem z butami LA Gears, bandaną i zegarkiem Baby-G. Nie przypuszczałam, że w tym roku na fali powrotu innych klasyków z tamtego okresu, jak „brzydkie” sneakersy, nerki czy bojówki, kolarki staną się trendem. Gdy ubiegłego lata zobaczyłam je na Instagramie, byłam przekonana, że to jednosezonowy hit. O tym, jak bardzo się pomyliłam, przekonałam się podczas pokazów na wiosnę–lato 2019. Kolarki pojawiły się na wybiegach największych domów mody. 
– Ale dlaczego? – spytała mnie przyjaciółka zaniepokojona stanem dzisiejszej mody. Może dlatego, że moda kocha ironię, która wywołuje najwięcej emocji. A one sprzedadzą przecież wszystko. Wystarczy przypomnieć sobie torbę Balenciagi za ponad 8000 zł wyglądającą niemal jak ta z Ikei za dwa złote, koszulki Vetements z logo DHL za 2000 zł czy „brzydkie” sneakersy Louis Vuitton za ponad cztery tysiące. Ludzie ze świata mody uwielbiają wyraz twarzy mówiący: „Żartujesz?”. A może triumfalny powrót kolarek to kolejny dowód na to, że żyjemy w czasach, kiedy wszystko, co włoży Kim Kardashian, staje się hitem? Rok temu to właśnie zdjęcia w obciskających jej kształty kolarkach Yeezy (marki należącej do jej męża) zapoczątkowały powrót lycry do mody. Wówczas w ślady Kim Kardashian poszły amerykańskie influencerki. Wydawało się, że to lokalny fenomen. W końcu Amerykanie nie mają sobie równych w adaptowaniu strojów sportowych do potrzeb miejskich. Pamiętam swoje niedowierzanie podczas podróży poślubnej do Florencji – tłumy amerykańskich turystów spacerujących po stolicy włoskiego renesansu w strojach jak do joggingu. Miałam ochotę im powiedzieć: „W Europie tak się nie ubieramy, obcujecie z wielką sztuką, okażcie odrobinę szacunku”. Dlatego tym większe było moje zdziwienie, gdy kolarki zaczęły pojawiać się u europejskich wyroczni mody, jak Pernille Teisbaek i Blanca Miró, czy na pokazach paryskich domów mody. 

Jako pierwszy wrócił do nich Virgil Abloh w kolekcji na wiosnę–lato 2018 dla Off-White, poświęconej księżnej Dianie. Zamykająca pokaz Naomi Campbell miała na sobie kolarki i dopasowaną marynarkę – strój inspirowany tym ze zdjęć, które paparazzi zrobili księżnej, gdy wchodziła do siłowni.  Rok później, w kolekcjach na lato 2019 są już w ofercie większości domów mody i sieciówek. Gdy Anna Ewers na  pokazie Chanel spacerowała po plaży usypanej w paryskim Grand Palais w czarnych kolarkach i tweedowej marynarce, miałam wrażenie, że już to widziałam. Przeskalowana góra w kolorze fuksji, z podwiniętymi rękawami, noszona z obcisłymi spodenkami za kolano i łańcuszkiem z logo w roli paska to niemal identyczny look, jaki miała na sobie Linda Evangelista na pokazie Chanel w 1991 roku. Oprócz Karla Lagerfelda z kolarkami eksperymentują tego lata m.in. Prada, Fendi, Roberto Cavalli, Stella McCartney, Jacquemus, Acne Studios, MSGM.  Ale czy naprawdę będziemy je wkładać? Jak je nosić, żeby nie wyglądać infantylnie, niczym wagarowiczka uciekająca z WF-u, ani wulgarnie, jak gwiazdka reality show? Najlepiej czerpać inspirację z ikon lat 90., jak Linda Evangelista czy księżna Diana, i zestawiać kolarki z marynarką lub koszulą oversize. Wtedy mają szansę stać się alternatywą dla oklepanej letniej sukienki w kwiatki. Stella McCartney proponuje wkładać je pod długie kolorowe swetry z wycięciami na biodrach, a Prada z jedwabnym topem, czarnymi podkolanówkami i sandałkami na obcasie. 

Nie jestem pewna, czy się odważę, ale jeśli miałabym wyjść na ulicę w kolarkach w innym celu niż dojście do siłowni, będę się trzymać kilku zasad. Po pierwsze: długość. Obcisła lycra kończąca się w połowie uda nie jest dobrym pomysłem, jeśli skończyłaś 18 lat i nie bierzesz udziału w wyścigu rowerowym. Te najkrótsze zostawmy więc nastolatkom. Po drugie: noszenie ich ze sportowymi butami to przesada – za dużo dosłowności, za mało ironii. Nie chcę wyglądać, jakbym zgubiła się w drodze powrotnej z zajęć ze spinningu (szczególnie że na takich nie bywam). Idąc tropem dziewczyn z Instagrama, bardziej się wysilę: wyszukane obuwie – sandałki albo botki za kostkę – plus duża marynarka powinny załatwić sprawę. I po trzecie: to, że nie jestem gotowa, by wyjść z domu w kolarkach, staniku i szpilkach, nie oznacza, że muszę z nich rezygnować. Za duży sweter à la Stella McCartney i sandałki na słupku wyglądają z nimi o wiele bardziej stylowo. Jednak największy plus powrotu kolarek dla tych, którzy tak jak ja trzydziestkę mają za sobą, to motywacja do ćwiczeń. Nie oszukujmy się – to jeden z tych bezlitosnych trendów, który wygląda dobrze wyłącznie na szczupłej sylwetce.
 

Tekst Maja von Horn