Kawiarnia, która wieczorami zmienia się w klub jazzowy. Na razie jest pusto. Dochodzi południe. Na zewnątrz czeka wysoka blondynka, cała w czerni. Na uszach wygłuszające białe słuchawki. Jestem przed czasem, musiała tu być o wiele wcześniej. Nic dziwnego. Dla niej to w zasadzie środek dnia. Kamila Urzędowska (rocznik ’94) wstaje codziennie o szóstej rano. Biega, gdy miasto jeszcze śpi. Gdy spowija je cisza. Ta, którą pamięta z rodzinnej wsi w województwie opolskim. Trzystuosobowa społeczność pilnowała kolektywnych rytuałów. Biada każdemu, kto je zakłócił. Kamila już wtedy uczyła się wchodzenia w różne role narzucane przez okoliczności, choć nie myślała jeszcze o graniu. To aktorka kameleon. Jako mroczna nastolatka z problemami – Sabina Rybak w serialu „Żmijowisko” – zdołała przekonać widzów, że bywa bezwzględna. Ale sama taka nie jest. Siedzi przede mną dziewczyna o smutnych, ciekawskich, głębokich jak ocean oczach. I ciągle się uśmiecha. Rozmowę zaczyna od najczulszych, niemal filmowych momentów, które zatrzymały się w jej pamięci i do których wraca. Wszystkie związane z domem. „Przed oczami mam dwa obrazy. Pierwszy, gdy trenowałam do zawodów lekkoatletycznych. Biegłam przez wieś, w której się wychowałam, i nagle naprzeciwko stanęła sarna. Nie bałam się. Zdawało się to trwać wieczność. Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy i poczułam, jakby ktoś tę sytuację wymyślił i wyreżyserował. Jakby przyglądał nam się z boku”. Po chwili dodaje: „Drugi moment, to gdy po raz pierwszy wzięłam na ręce córkę mojej siostry. Uśmiechnęła się do mnie. Wtedy czas też stanął w miejscu”. Brzmi sielsko, folkowo. Rodzina, natura… „To moje korzenie. Nie da się oszukać swojej tożsamości, więc ciągnie mnie w te rejony. Nigdy nie miałam kompleksów z powodu wiejskiego pochodzenia. Może wynika to z poczucia własnej wartości? Dużej świadomości tego, co wieś mi dała? Mojej wewnętrznej siły?”. Skąd się ona bierze? – pytam. „Jest we mnie od zawsze, to zasługa mojej mamy, silnej kobiety, która powtarzała mi, że dam radę mimo wszystko. I tak jest”. 

Zawodowo radzi sobie znakomicie. Za chwilę (13 października) premiera „Chłopów”, w których gra główną, głośną rolę Jagny. Zanim mi o tym opowie, zdradza, że aktorstwo wcale nie było jej dziecięcym marzeniem. Mała Kamila nie bawiła się w teatr, nie naśladowała ulubionych aktorek. Czas spędzała sama, wyobrażając sobie sceny, które mogłyby się w jej życiu wydarzyć. Albo które się wydarzyły, ale mogłyby wyglądać inaczej. Obserwowała i opisywała ludzi. „Myślę, że byłam samotnym dzieckiem. Mało rozmawiałam z dorosłymi”, wspomina. Ciekawi mnie, czy samotność była jej świadomym wyborem. „To nie wybór, tylko sytuacja narzucona przez środowisko”, ucina. Uciekła w świat opowieści: „Pisałam 
o tym, co działo się we wsi, czego doświadczyłam, co mnie zaskoczyło i poruszyło”. Opowiadania, które zachowała, z dzisiejszej perspektywy wydają się jej dobrym rozbiegiem do filmu. „Są przenikliwe jak na małą dziewczynkę, która patrzyła na dorosły świat – często brutalny. Nie wiem, czy dziś umiałabym to wszystko dostrzec. Moimi opowiadaniami mógłby się kiedyś zająć jakiś reżyser. A może sama je w przyszłości wyreżyseruję?”. Tym bardziej że Kamila nadal dużo pisze – na razie scenariusze dla siebie, ale kto wie, dokąd ją wyjątkowa wrażliwość doprowadzi? 
O aktorstwie nie marzyła też w liceum. Wolała sport. „Chyba rok przed maturą zaczęłam się zastanawiać, co chciałabym zrobić ze swoim życiem. Pomyślałam o tańcu, chodziłam przecież na zajęcia. Ruch był moim spełnieniem. Przyjaciel podrzucił mi wtedy pomysł: jest taka szkoła 
w Bytomiu – Wydział Teatru Tańca Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Ale żeby tam się dostać, trzeba było zdać egzaminy do szkoły teatralnej. A ja nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać!”. Zaczęła więc szperać w sieci. I trafiła do krakowskiego Lart studiO na kurs przygotowawczy. Wtedy tak naprawdę i na poważnie zakochała się w aktorstwie, oczarowana filmami Larsa von Triera, jego Dogmą 95. „Byłam zafascynowana tym, że ktoś może opowiadać w ten sposób! Intensywność kreacji aktorskich u von Triera sprawiła, że zapragnęłam być częścią tego świata”, otwiera szeroko oczy. Dostała się i do Bytomia, i do filii Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu. „Miłość podpowiedziała mi wtedy, żeby wybrać Wrocław. Tam wylądowałam, wiedziona sercem. I zostałam aktorką”, kwituje śmiechem. 

Czuć, że aktorstwo to jej żywioł. Jednak proces dochodzenia do tego wymagał poświęceń. „Początkowo przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym grać. Że miałabym się odezwać na scenie. Że ktoś będzie chciał to oglądać”. Kto więc dostrzegł w Kamili potencjał i pomógł jej się przełamać? „Leszek Zdybał w Lart studiO. Długo mi nie szło, byłam onieśmielona. Wychodziłam na scenę i traciłam głos. Pewnego razu podczas zajęć z improwizacji aktorskiej coś we mnie drgnęło. Poczułam, że odnajduję się w tej chwili, tu i teraz. Po wszystkim podszedł do mnie i powiedział: »No, Urzędowska, to jest to. Będziesz aktorką«. Bardzo mnie to wzmocniło, nie tylko jeśli chodzi o egzaminy, lecz także całą drogę, którą wybrałam”. Przekroczyła kolejną granicę. Takie sytuacje ją ładują. Bawi się konwencją, codziennością. Jak w Goffmanowskim „teatrze życia codziennego”. „Często dostrzegam maski, które ludzie noszą”. Emocjonalność i wyczucie są jej supermocą. Długo uczyła się z nimi pracować. „Zrozumiałam, że moją wrażliwością powinnam się opiekować, nie wstydzić się jej. Ludzie z natury chcą dobrze. Po prostu w różny sposób próbują sprostać swoim zadaniom”. Jest w niej zrozumienie. Rzadkość w dzisiejszych czasach podziału na internetowe bańki przekonane o słuszności swoich poglądów na każdy temat.

Siłę mam w sobie od zawsze. To zasługa mojej mamy, która powtarzała mi, że dam radę mimo wszystko.

Kamila o rolach wypowiada się ostrożnie. Podrywa się, pytana o Jagnę, bohaterkę Władysława Reymonta z „Chłopów”, za których pisarz dostał literacką Nagrodę Nobla. Jagna mieszka w Lipcach, jest najpiękniejszą dziewczyną we wsi. Impulsywna, utalentowana, kochliwa, wzbudza w chłopach zazdrość. Godzi się na ślub z Boryną, romansuje z jego synem Antkiem, a potem zakochuje się w kleryku Jasiu. W końcu społeczność się buntuje. Filmowa adaptacja DK i Hugh Welchmanów (autorów „Twojego Vincenta”), w której gra, to kawał sztuki. Setki specjalistów malowało 80 tysięcy kadrów, żeby film stał się ruchomym obrazem. A Kamila? Wzięła udział w castingu, choć była pewna, że do innej roli. „Nie wiedziałam, że chodzi o »Chłopów«. Byłam w trakcie zdjęć do »Żmijowiska«, gdy zadzwoniła agentka i poprosiła o przygotowanie monologu. Nawet nie dopytywałam. Szybko nagrałam taśmę, po czym zaproszono mnie na casting. Wtedy dowiedziałam się, że chodzi o Jagnę”. „Co poczułaś, gdy okazało się, że walczysz o tę rolę?”. „Że chcę wygrać casting. Rola Jagny to wyzwanie, o którym marzyłam. Miałam wrażenie, że nie tylko ją rozumiem, ale że wręcz ją znam. Pamiętam mechanizmy funkcjonowania zamkniętej społeczności wiejskiej. Obraz XIX-wiecznej wsi stworzony przez Reymonta nie różni się bardzo od tego, czego doświadczyłam osobiście i co zaobserwowałam w rodzinnej miejscowości. A teraz miałam szansę wrócić do tego, co znam z młodości”. Kamila opowiada o wspólnych korzeniach jej i Jagny, o wiejskim życiu. Ale w powszechnej świadomości twarz bohaterki „Chłopów” kojarzyła się z Emilią Krakowską. Nie obawiała się tego? Mówi, że nie inspirowała się kreacją z 1972 roku. Musiała znaleźć własną Jagnę. Podświadomość podpowiadała: zaufaj sobie. Zaufała. W filmie Urzędowskiej partnerują Mirosław Baka (Maciej Boryna), Robert Gulaczyk (Antek Boryna) czy Ewa Kasprzyk (Dominikowa). Po raz pierwszy „Chłopi” zostaną pokazani w sekcji Special Presentations Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto. Onieśmielające? Kamila jest opanowana. I świadoma przełomu. Choć nie dowierzała wygranej castingu. „Gdy ochłonęłam, śmiałam się i płakałam jednocześnie. Potem pomyślałam: OK, jest robota do zrobienia”. 

Zadaniowa. Ma rozpisany kalendarz, konsekwentnie odhacza wykonane plany. Sporo analizuje, gdy pisze. Wie jednak, kiedy odpuścić. Lubi zachwycać się codziennością. „Po Warszawie często spaceruję sama”. Zaczęła w pandemii, gdy przeprowadziła się do stolicy. „Wychodziłam w nocy, choć kompletnie nie znałam miasta. Pustki na ulicy, czułam się jak w »Łowcy androidów«. Strach i fascynacja”. Po kilku latach wypracowała własną rutynę. Codziennie biega. Najczęściej nad ranem. Układa sobie dzień, emocje, obserwuje ludzi. Czas wolny nadal spędza najchętniej sama z sobą. Lubi muzykę elektroniczną. „Mogę cały dzień przesiedzieć ze słuchawkami na uszach”. Tańczy. I odcina się na spacerach. Jako czuła obserwatorka. Drugiego człowieka po prostu chce widzieć. A fascynację nim pielęgnuje w sobie. 

Czyta książki, zawsze rano i przed snem. Spać chodzi wcześnie. „Sen jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy. Jego uregulowanie pozwala zachować spokój ducha”. Trenowała boks, ale skręciła kolano. Teraz czeka, aż podleczy uraz kostek. „Niedawno nauczyłam się nurkować. Pierwszy raz zanurzyłam głowę i jest to wolność. Nagle pod wodą czujesz spokój”.