Jane Birkin i Gabrielle Crawford opowiadają nam o swojej przyjaźni, fot. East News

Czyli można powiedzieć, że była Pani bardzo kochliwa?
J.B. Wygląda na to, że jestem jak Maria Callas! Zakochiwałam się ciągle. Raz nawet to się stało w czołgu, w Sarajewie, zakochałam się wtedy w Olivierze Rolinie (francuskim pisarzu).
G.C. To pamiętam. Przysłałaś mi faks, że jesteś szczęśliwa, znalazłaś fantastycznego faceta. A ja się zastanawiałam: „Jak ona może być szczęśliwa gdzieś, gdzie trwa wojna?”. Zrozumiałam, kiedy go poznałam.

Jakie odczucia wywołuje u Pani ten album?
G.C. Fotografowanie Jane jest jak fotografowanie dziecka, na początku wstydliwie się uśmiecha, a potem bardzo szybko zapomina i mówi ci o milionach rzeczy!
J.B. Gabrielle uwieczniła najpiękniejsze chwile z mojego życia. Najbardziej jestem dumna ze swoich córek. Że każda z nich znalazła swoje miejsce. Charlotte jako aktorka, Lou jako piosenkarka, Kate jako fotografka. Te zdjęcia pokazują wielką czułość. Miałyśmy wobec siebie zaufanie, wiedziałyśmy, że Gabrielle wydobędzie z nas to, co najlepsze, naszą szczerość i autentyzm.

Czy Jane Birkin bardzo się zmieniła w ciągu tych 50 lat?
G.C. Wcale nie. To nadal ta sama Jane: szalona, uparta, chodząca doskonałość, która przeżyła wszystkich.
J.B. To czasami strasznie trudne przeżyć wszystkich. Lepiej nie zadawać pytań, tylko po prostu być.

Rozmawiała Olivia de Lambertiere