Nie widziałaś nigdy dobrego porno? Razi cię jego sztuczność, a banalny scenariusz obraża twoją inteligencję? Może uważasz, że sama nakręciłabyś lepszy film? Witaj w klubie. Już co trzeci Francuz i co czwarty Polak przyznają się to tego, że nic tak nie podkręca temperatury w sypialni jak wciśnięty przycisk „rec” w kamerze ustawionej naprzeciwko łóżka.
25-letni Maciej i jego żona Magda są parą, która weszła w związek z przyjacielskiej stopy. Seks traktowali rutynowo. Pierwszy przeciwko takiemu podejściu zbuntował się Maciek. – Na forum dyskusyjnym o parach, które mają problemy w łóżku, znalazłem tekst, że żaden terapeuta nie zadziała tak jak kamera – opowiada. Pewnego wieczora ustawił ją na komodzie, schowaną dyskretnie za bukietem tulipanów, które kupił żonie. Już wtedy poczuł dreszcz emocji, jakby występował w filmie w roli idealnego kochanka. Magda była nawet mile zaskoczona odmianą męża, do momentu kiedy nie odkryła, że została potajemnie sfilmowana. – Najpierw się obruszyłam, bo stało się to bez mojej wiedzy, ale kiedy obejrzałam taśmę, zmieniłam zdanie. Kamera nas wyluzowała i tak już zostało, nie ma mowy o nudzie.
Oboje podkreślają, że nagrywanie zobowiązuje do kreatywności — żadne z nich nie chce potem ziewać na seansie.

— Mój chłopak jest zapalonym kinomanem — mówi Lili, która udziela się na jednym z forów internetowych poświęconych „trójkątom z kamerą". — Oboje szukamy inspiracji w klasyce. W filmach Coppoli czy Almodóvara też są przecież sceny łóżkowe, nawet lepsze niż w porno — uważa Lili. To, co ich zainspiruje, odtwarzają najwierniej, jak mogą, np. słynną scenę erotyczną z Penelope Cruz w roli Leny w filmie „Przerwane objęcia" — Lili kupiła nawet blond perukę, podobną do tej, w której wystąpiła aktorka. Czy dzięki takiej grze łatwiej otworzyć się na erotyczne eksperymenty, a co za tym idzie — osiągnąć seksualne spełnienie? Skoro z lubością krygujemy się przed obiektywem aparatu, robiąc sobie selfie, dlaczego nie spróbować swoich sił przed kamerą w ekscytującej, łóżkowej scenerii? — Są ludzie, których podnieca obraz — przyznaje prof. Zbigniew Lew-Starowicz. — Nie wystarcza im to, że w trakcie stosunku widzą i dotykają partnera. Uprawiając seks, nie mogą uchwycić wzrokiem całości. Stąd potrzeba nagrywania i potem oglądania dokumentacji pożycia. To dla wielu par nie tylko metoda urozmaicenia życia seksualnego, lecz także swego rodzaju pamiątka z czasów, kiedy piękni i młodzi czerpali z seksu najwięcej radości.

To ostatnie potwierdza para 36-latków, Maria i Antek Gawrońscy. 10 lat po ślubie, dwoje dzieci. I choć nadal uważają, że są w świetnej formie, to obecnie nie mają ani czasu, ani siły na takie miłosne gierki, jakie organizowali sobie przeszło dekadę wcześniej. — Myśmy wtedy mieli naprawdę dużo pomysłów na seks — mówi Antek. — To, że zaczęliśmy się nagrywać, nie wynikało z potrzeby uporania się z rutyną. Raczej chcieliśmy uwiecznić coś, co było fantastyczne i z czego byliśmy dumni. — Oglądam nasze filmy sprzed kilku lat, patrzę na ciało swojego męża, na kształt swoich piersi, ud. I to mi sprawia przyjemność — dodaje Maria. — Dzięki temu uzupełniam w pewnym sensie zaległości w naszym seksualnym życiu, bo takie przecież w naturalny sposób pojawiają się w każdym związku, który ma na głowie pracę, dom, dzieci i ciągłe wyjazdy w delegacje. — A najlepsze jest to, że robiliśmy to wszystko absolutnie spontanicznie — dodaje Antek. — Po prostu kochaliśmy się i nagrywaliśmy nasz seks. Nie musieliśmy wcześniej oglądać porno, żeby złapać klimat, nie przebieraliśmy się. Do dziś super się na to patrzy.

Jednak to właśnie porno dla wielu par pozostaje podstawowym źródłem inspiracji i w jego coraz większej dostępności specjaliści dopatrują się źródła fenomenu nowego trendu. Z badań przeprowadzonych niedawno we Francji wynika, że 77 proc. par akceptuje to, że partner regularnie ogląda takie filmy, a 62 proc. robi to wspólnie. Dla niemal co drugiego Francuza jest to inspiracja do erotycznych przygód. Poproszony przez francuskie ELLE o komentarz w tej sprawie socjolog, prof. Pascal Lardellier stwierdził: — Żyjemy w społeczeństwie reality show, w którym rzeczywistość się nie liczy, jeśli nie była sfilmowana. Nie widzę powodu, dla którego seks miałby pozostać z dala od tego fenomenu. Sekstaśmy pomagają też utrzymać związek na odległość. — Był w życiu moim i męża taki czas, że przez ponad półtora roku mieszkaliśmy na innych kontynentach — mówi Wiktoria, 31-letnia bizneswoman. — Ja w Europie, on w Azji. Podróż była długa, a oboje mieliśmy na siebie ochotę. Seks na telefon nie zadziałał. Wymyślili więc, że będą się kochać przez Skype'a i nagrywać. Chwyciło. Napięcie rozładowane, oboje szczęśliwi. Dziś, choć mieszkają już razem, nadal filmują czasem swoje łóżkowe przygody. — Jasne, że to nas kręci, ale dla mnie to przede wszystkim sentymentalny powrót do czegoś, co pozwoliło nam przetrwać trudny czas — kwituje Wiktoria.

Może to właśnie rozłąka sprawia, że moda na sekstaśmy jest tak popularna wśród gwiazd, które żyją w ciągłych rozjazdach? Na liście najpopularniejszych sekstaśm w historii showbiznesu są filmy, w których wystąpili gwiazdka reality show Tila Tequila, Verne Troyer — aktor znany z roli MiniMe w filmach o Austinie Powersie, modelka Carmen Electra czy aktor Colin Farrell. Jest w końcu słynne nagranie, dokumentujące miodowy miesiąc Pameli Anderson i Tommy'ego Lee sprzed prawie 20 lat. To już klasyk gatunku. Sprawa zyskała rozgłos, gdy taśmę skradziono i umieszczono w sieci. Niedawno z „chmury" wyciekły nagie zdjęcia aktorek Kirsten Dunst, Jennifer Lawrence i Scarlett Johansson. Prof. Lwa-Starowicza nic już nie zdziwi. — Dziś mamy laptopy, iPady, iPhone'y i inne wynalazki, ale kiedyś ludzie tych samych erotycznych uniesień szukali chociażby w czarno-białych zdjęciach. I dla nich to też było wspaniałe. Proszę jednak pomyśleć o tym, że niedługo będziemy mieli możliwość kręcenia filmów w 3D — profesor wybiega w przyszłość. — Wtedy dopiero zabawa zacznie się na dobre.