Niekonwencjonalne buty zawsze miały pewien urok. Kopytowate botki Tabis od Maison Margiela i kreskówkowe buty przeciwdeszczowe Puddle od Bottega Veneta to tylko kilka przykładów na to, jak dziwaczne projekty mogą stać się kultowymi obiektami pożądania. Brzydkie buty przeżywają swój moment: Millenialsi pokochali Birkenstocki, Generacja Z crocsy – czy to ze względu na funkcjonalność, czy ironię. A teraz do grona fascynujących i jednocześnie budzących konsternację butów dołączyły mesh slippers.

Ten kontrowersyjny trend jest wszechobecny na Instagramie, a jeśli jeszcze nie zagościł na Twoim feedzie... to na pewno się tam znajdzie. Jego popularność narasta już od jakiegoś czasu. Prawdziwa inauguracja mesh slippers miała miejsce pod koniec lata 2019 roku; początkowo wyglądały jak pończochy obcięte za kostkę lub buty do nurkowania. Co prawda, od tego momentu minęło już pięć sezonów, ale buszując teraz w Internecie nie sposób nie natknąć się na przynajmniej jedną odmianę tego trendu.

Skąd całe to zamieszanie? Buty z siateczki - najczęściej płaskie, zazwyczaj w stylu baletek - rozpoczęły swój żywot w Khaite, kultowej nowojorskiej marce uwielbianej przez gwiazdy takie jak Katie Holmes (i prawie wszystkie redaktorki mody). Następnie pojawił się ozdobiony kryształkami model Minette od Christophera Esbera. Zarówno Sandy Liang, jak i Loeffler Randall stworzyli własne wariacje na temat mesh slippers, odpowiednio w wersji mary jane i wysadzanej kryształkami - a chronicznie wyprzedane baletki z kabaretkowej siateczki od Alaïa są obecnie niemal niemożliwe do zdobycia. Prawdopodobnie lada dzień doczekają się swojej tańszej wersji z sieciówek i masowo zaczną przenikać na ulice.

Edward Berthelot/Getty Images

Szał na mesh slippers nie jest przypadkowy; to genialne połączenie dwóch głównych trendów ostatnich lat: prześwitujących ubrań i baletek. Jest jak mikrodawka ekshibicjonizmu – jeśli nie masz ochoty na odsłanianie bielizny, możesz zamiast stanika pokazać stopy. 
W przeciwieństwie do typowych balerin, tegoroczne półprzezroczyste modele są lekkie jak mgiełka, oferując tym samym największy atut podczas upałów: przewiewność. Nieoficjalną reprezentantką tego trendu jest Jennifer Lawrence, która zakochała się w pantofelkach Ozzy marki The Row.

Mesh slippers zdają się być pikantniejszą wersją klasycznych baletek, dekadenckim sposobem na urozmaicenie zachowawczego stroju wieczorowego. To pokaz ostentacyjnego luksusu, przypominający nieco scenę z serialu "Sukcesja", w której Tom Wambsgans wyśmiewa jedną z postaci za jej “niedorzecznie pojemną” torbę. Prawdziwie zamożna osoba nie potrzebuje torby tego rozmiaru; przecież nie włóczy się po mieście z lunchem i laptopem jak reszta nas, śmiertelników. Analogicznie, te prześwitujące pantofle są niemalże całkowicie niepraktyczne, nadają się więc tylko dla osób, które nie muszą przejmować się pogodą ani dużo chodzić pieszo.

Ale jeśli mamy być szczere, jest coś pociągającego w ich niepraktyczności. Bije od nich aura nonszalancji, która jest dziwnie kusząca. Jeśli więc odważysz się sięgnąć po mesh slippers, rozważ zastąpienie nimi swoich baletek i czółenek. Najlepiej wyglądają w kontraście z oversize’owymi stylizacjami, ale równie dobrze będą pasować do zwykłych prostych dżinsów albo maxi spódnicy. Upewnij się tylko, że masz świeży pedicure, a prognozy pogody są optymistyczne – nie polecamy wdepnąć w nich w kałużę…