Dyrektor kreatywna francuskiego domu mody tym razem zdecydowała się współdzielić swoje idee i nową kolekcję zaprojektowała razem z feministyczną artystką Judy Chicago. Sylwetki zaprezentowane wczoraj na wybiegu nawiązują do najsłynniejszego dzieła tymczasowej "współpracowniczki" Chiuri - głośnego "The Dinner Party". Instalacja złożona była z ułożonego w trójkąt stołu, w której każde z 39 miejsc przy stołach przeznaczone jest innej mitycznej i historycznej kobiecej postaci. Na liście gości artystki znalazły się takie nazwiska, jak pisarka Virginia Woolf, malarka Georgia O'Keeffe, indiańska przewodniczka Sacajawea, Teodora (żona cesarza bizantyjskiego Justyniana I Wielkiego) czy amerykańska sufrażystka Susan B. Anthony. Przy stole na każdą z nich czekały między innymi ręcznie malowana i zdobiona ceramika nawiązująca do ich osiągnięć, sztućce oraz haftowana serwetka. Początkowo Chicago planowała usadzić przy stole trzynaście kobiet, ale podczas pracy przy projekcie odkryła blisko czterdzieści, które chciała wyróżnić i 999 innych, o których nie mogła chociaż nie wspomnieć, więc ich nazwiska wypisała na kaflach w środku trójkąta. 

W podobny sposób niedocenioną rolę kobiet chce podkreślić projektantka - zamiast jednak przy stole, rezerwuje im miejsce na wybiegu. Łączy go z fascynacją pogańskim kultem bogiń oraz z szukaniem przez kobiece twórczynie własnego artystycznego "ja" w patriarchalnym świecie. Z bogiń, o których projektantce opowiadała też Judy Chicago, Maria Grazia Chiuri wybrała te wyróżnione jako rzymskie posągi i bohaterki obrazów Botticellego.

Za punkt wyjścia przy tworzeniu kreacji potraktowała peplosy, czyli starożytne długie wierzchnie szaty kobiet, uszyte z prostokątnego płatu wełnianej tkaniny, które układa się i zawiązuje blisko ciała. 

W kolekcji Dior haute couture wiosna-lato 2020 znalazły się więc sukienki zbudowane z frędzli przypominających złote włosy, sukienki zbudowane z warstw pudrowego tiulu, "szaty" z przetykanej metaliczną nicią siatki, suknie do ziemi z wszystkimi możliwymi rodzajami drapowań (szczególnie szyfonu), marszczeń i plisów. Balowy styl równoważyły eleganckie komplety ze spodniami w kant i marszczoną bluzką na zakładkę, marynarki zestawione z rozkloszowanymi spódnicami, półprzezroczyste koronkowe koszule pełne aplikacji, bluzki eksponujące ramiona i obojczyki oraz uszyte z liturgicznej lamy garnitury podkreślające talię i bogato zdobione królewskie peleryny. 

Klimat kolekcji podkreślały i uzupełniały detale: makijaż połączony ze złoconymi woalkami, biżuteria z drogocennych kruszców z motywem księżyca - symbolem kobiecej płodności, splecione i upięte włosy, złote rzymskie sandały

W tle tego wspaniałego widowiska zawisnął kolorowy obrus z wyszytym napisem na wzór ręcznego pisma: "What if Women Ruled the World?" ("Co jeśli kobiety rządzą światem?"). Ta myśl rozbrzmiewała przez cały pokaz, kiedy modelki niczym władczynie tronu, boginie i królowe (nie księżniczki) przemierzały wybieg, by metaforycznie zasiąść do kolacji i podyskutować o swojej roli w społeczeństwie. To samo pytanie zadała projektantka swoim współpracownikom na chwilę przed pokazem. "To byłby świat, w którym funkcjonowałoby się o wiele lepiej" odpowiedziała jedna z modelek, a inna dodała "Nie byłoby takiego bałaganu". Wśród komplementów i zalet, które wydają się być odpowiedziami z automatu na tak postawione pytanie, wyróżnia się (tylko) jedna: "Myślę, że potrzebujemy tak samo męskiej, jak i kobiecej energii. To niemożliwe, by mieć tylko jedną z nich" i wbrew pozorom to ona dziś budzi w sieci najwięcej kontrowersji. Pytanie, czy rzeczywiście powinniśmy rywalizować o "tron", czy może nauczyć się dialogu i współpracy? Wydaje nam się, że Chiuri wbrew pozorom bliżej jest jednak do feminizmu opartego na równości.