MUZYKA

Studiował m.in. dziennikarstwo i filmoznawstwo, ale jak sam mówi, nie wyobraża sobie, żeby miał się zajmować czymś innym niż muzyką. "Gdybym nie grał, mógłbym być nocnym portierem. Siedziałbym spokojnie sam, czytał książki i oglądał seriale, a później pewnie bym zwariował od tej samotności i nudów" - śmieje się, kiedy pytam go, gdzie by pracował, jakby jednak okazało się, że nie odziedziczył talentu muzycznego po ojcu. Ma dopiero 26 lat, a na koncie już trzy wydane płyty ("Dreamers", "Back Home", "Life is Somewhere Else")  i czwartą - "Burning Sea", która ukaże się w lutym. A do tego fanów na całym świecie - dzięki temu, że jego muzykę na Spotify odkrył pewien agent muzyczny i odezwał się do niego w sprawie kontraktu. W ten sposób utwory Daniela Spaleniaka wybrzmiały w produkcjach Netflixa i Hulu. Daniel grał też na kilku festiwalach (m.in. katowickim Offie), a za chwilę rusza w trasę koncertową po całej Polsce. Kilka dni temu okazało się, że jego album "Life is somewhere else" jest nominowany do Fryderyków w kategorii "Blues/Country"

Agata Wojtczak, ELLE.pl: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że ojciec zmuszał Cię do grania. Zastanawiam się, co się takiego musiało wydarzyć, że z czegoś, co było Twoim przymusem uczyniłeś swoją największą pasję?

Daniel Spaleniak: Mój ojciec kazał mi odgrywać już stworzone utwory. W ramach pewnego rodzaju rebelii postanowiłem wymyślać swoje własne utwory, pisać i komponować. W pewnym momencie zaczęło mi to sprawiać bardzo dużą przyjemność i tak już zostało.

Masz jakiś swój utwór z którego jesteś najbardziej zadowolony?

Nie mam jednej ulubionej piosenki. W końcu w każdy utwór, w każdą nawet najmniejszą kompozycję wkładam poniekąd cząstkę siebie. Moimi faworytami są jednak: "Suspension", czyli "Zawieszenie" z nowej płyty "Burning Sea", "My friend" z albumu "Back Home" czy "Prologue" z ostatnio wydanego krążka "Life is Somewhere  Else".

 

Czego słuchasz prywatnie?

Bardzo różnych rzeczy - od bluesa po soul czy jazz. Tworzę swoje playlisty, przy ich układaniu często korzystam z algorytmów Spotify. Właściwie nie słucham tylko rapu i reggae. Chociaż ostatnio staram się poszerzać swoje horyzonty i szukać ciekawych brzmień nawet w gatunkach, które nigdy mnie nie interesowały.

Najlepiej sprzedającą się płytą w 2018 roku w Polsce był album Dawida Podsiadły "Małomiasteczkowy". Dawid w jednym z wywiadów przyznał, że chociaż początkowo chciał tworzyć muzykę alternatywną, to w końcu zdecydował się zrobić dobry pop. Nie kusiło Cię, żeby pójść w bardziej mainstreamowym kierunku?

Chyba nie potrafiłbym zrobić popowych piosenek. Wbrew pozorom myślę, że to wcale nie jest takie łatwe. Poza tym, pociągają mnie inne rzeczy - wejście głębiej w brzmienie, w bardziej emocjonalne rejestry. Robię taką muzykę, jaką w danej chwili "czuję". Nie postanawiam sobie, że "dziś napiszę taką piosenkę, a jutro inną". Po prostu zaczynam coś robić i nawet nie wiem początkowo, co z tego wyniknie - czy jakiś utwór filmowy, czy kawałek na płytę.  

Jak w takim razie wygląda Twój dzień? Pracujesz codziennie? Masz jakieś sztywne godziny pracy?

To wszystko zależy też od sezonu koncertowego. Zaraz zaczynam trasę, dlatego chwilowo skupiam się na aranżacji tych utworów, które zrobiłem wcześniej. Muszę je przełożyć na zespół i na duet - bo gram obecnie z Tomkiem Mreńcem. Te kawałki są zazwyczaj dość "rozległe dźwiękowo", więc uproszczenie ich do: gitary, basu, perkusji i skrzypiec, wymaga trochę czasu. Jeśli tym się nie zajmuję, to komponuję. Pracuję codziennie. Nie mam jednak nastawionego budzika i sztywnego harmonogramu. Staram się celebrować takie małe rzeczy jak na przykład dobre śniadanie. Kiedy się rano zrelaksuję - zjem coś, obejrzę film czy poczytam, wtedy siadam i tworzę zazwyczaj przez 4-5 godzin. Im więcej pracuję, tym więcej rzeczy robię i mam później z czego wybierać. W końcu kilkanaście utworów, które lądują na płycie, to tylko część z jakiś 40 czy 50, które stworzyłem.

Lepiej Ci się pracuje, jak jesteś szczęśliwy, czy wręcz na odwrót - smutek inspiruje Cię bardziej?

Może nie zabrzmi to optymistycznie, ale momenty szczęścia w moim życiu raczej zdarzają się rzadko. Mam depresyjną osobowość, więc oscyluję między radykalnym spadkiem nastroju a średnim humorem. Każdy dzień jest dla mnie wyciąganiem się na równą powierzchnię. Negatywne emocje często ułatwiają tworzenie, pozwalają dostrzec więcej piękna. Jak jest dobrze, to człowiek często traci czujność i nie zwraca uwagi na drobne rzeczy. Staram się jednak nie polegać na tak zwanej wenie. Gdybym tak robił i nie pracował codziennie, to za wiele bym pewnie nie stworzył.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Self-portrait | Home

Post udostępniony przez Daniel Spaleniak (@daniel_spaleniak) Paź 11, 2018 o 3:50 PDT

Mówiłeś, że grasz ostatnio w duecie. A gdybyś mógł wybrać sobie dowolnego muzyka z którym chciałbyś współpracować, to kto by nim był?

To ciekawe, bo w końcu doprowadziłem do sytuacji, w której nic bym nie zmienił. Współpracuję ze świetnymi muzykami i wolałbym po prostu grać ze składem, z którym gram. To jest kwestia poznania siebie, swoich emocji, dostosowaniu ich temperamentu do moich utworów - to rodzaj wspólnej pracy, który już wykonaliśmy. Jak gdzieś zadziała chemia, to nie ma sensu tego burzyć.

Ale masz jakąś muzyczną ikonę, którą chciałbyś poznać?

Moimi muzycznymi bohaterami są m.in.: Nick Cave, Warren Ellis, czy Gustavo Santaolalla. Mam jednak problem z poznawaniem ludzi, których w jakiś sposób podziwiam. Chciałbym się spotkać na przykład z Nickiem Cave'm, ale myślę, że gdyby do tego doszło, byłbym tak zestresowany, że chyba nie odezwałbym się do niego ani słowem.

Koncerty też Cię stresują? Wolisz grać dla dużej czy małej publiczności?

Na żywo gram już od siedmiu lat, więc w miarę opanowałem tremę. Poza tym, naprawdę uwielbiam koncerty. Im większa publiczność, tym lepiej. W końcu apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedyś miałem koncert w Krakowie na juwenaliach. Może jedna ósma z tysiąca osób, które były pod sceną, wiedziała kim jestem, ale nie przeszkodziło nam to w niesamowitej wymianie energii. Bardziej stresuje mnie występowanie przed małą grupą  - może dlatego, że przypominają mi się wtedy rodzinne imprezy, na których ojciec kazał mi grać jak byłem dzieckiem. 

OBRAZ

Daniel nie ukrywa, że dobre filmy potrafią go zainspirować bardziej niż muzyka. Ostatnio także zainteresował się sztuką współczesną i teatrem. Na festiwale filmowe jeździ tak samo często jak na te muzyczne. Zimą nadrabia zaległości - czyta książki i ogląda seriale. Chociaż jego utwory znalazły się na ścieżce dźwiękowej takich produkcji jak "Ozark" czy "Elementary", to on marzy by usłyszeć je w "Detektywie" albo w odcinkach "Dark". "Pociągają mnie takie mroczne klimaty" - przyznaje bez wahania.

Piosenka "Back Home" użyta w serialu "Elementary":

Jakie filmy najbardziej na Ciebie działają?

Lubię bardzo kino artystyczne. Dobrze działają na mnie filmy gatunkowe, takie jak na przykład "Labirynt" Denisa Villeneuve, czy produkcje Davida Finchera, w których atmosfera jest wręcz "gęsta". W tych filmach muzyka robi coś niesamowitego z obrazem - sprawia, że człowiek może go w jakiś sposób dotknąć.

Twoje utwory znalazły się w kilku popularnych serialach. Czy to był moment przełomowy w Twojej karierze?

Na pewno to wydarzenie, które pozwoliło mi się w pełni skupić na muzyce. Dzięki temu, że moje kawałki znalazły się w serialach, podpisałem kontrakt, który przyniósł mi oprócz satysfakcji, także korzyści finansowe. Mogłem więc zacząć tworzyć to co chcę, kupić nowy, bardziej profesjonalny sprzęt. Jeśli jednak chodzi o rozwój tak zwanej "kariery", to chyba teraz mam swoje pięć minut. Dzieje się wokół mnie dużo rzeczy: nominacje do Fryderyka, wywiady, nowa płyta... 

Tworzysz teksty, studiowałeś dziennikarstwo. Nie kusiło Cię, żeby zacząć pisać?

Kiedyś pisałem. Chyba nie aż tak źle, ale też niespecjalnie wybitnie. Nie chcę więc tracić energii na rzeczy, w których nie jestem dobry. Rozumiem jednak, że pisarze często próbują swoich sił w muzyce, bo pragną kontaktu z publicznością, a muzycy marzą o wykreowaniu za pomocą słów świata, w którym ktoś się zatraci.

MIEJSCA

Daniel Spaleniak urodził się w Kaliszu, a przez pięć lat mieszkał w Łodzi ("Nie mógłbym tam zostać na stałe" - dodaje od razu). Dużo czasu spędzał w Poznaniu i we Wrocławiu, jednak nigdy nie miał okazji poznać rytmu dużego miasta. Dlatego w końcu zdecydował się na przeprowadzkę do Warszawy. Jest tu od grudnia. Na pytanie, czy to jego miejsce docelowe, czy raczej chwilowy przystanek, odpowiada, że daje sobie rok w Warszawie i wtedy podejmie decyzję, co dalej. "Tak naprawę mógłbym mieszkać, gdziekolwiek na świecie i dalej robić to co robię".

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Daniel Spaleniak (@daniel_spaleniak) Maj 7, 2018 o 4:37 PDT

Dlaczego Warszawa?

Lubię Warszawę. Latem spędzałem tu dużo czasu i chciałem zobaczyć, jak mieszka się w dużym mieście. Poza tym, mam zamiar zacząć robić muzykę do filmów. Moja nowa płyta "Burning Sea" to co prawda kompozycje filmowe, ale nigdy nie miałem okazji tworzyć ścieżki dźwiękowej do obrazu pełnometrażowego. Pomyślałem więc, że łatwiej mi będzie zająć się tym przebywając w miejscu, w którym powstają takie produkcje. Może uda mi się wejść do tego świata, który na razie wydaje mi się dość hermetyczny.

Gdzie można spotkać Daniela Spaleniaka? Masz swoje ulubione miejsca w Warszawie? 

Jeszcze nie. Na razie jestem dość zajęty tworzeniem muzyki. Dopiero zaczynam poznawać pierwsze lokale - bardzo lubię kawiarnię "Relaks" i knajpkę "Mezze" na Mokotowie, bywam czasami w "Towarzyskiej", "Barze Studio" czy w "Jasnej 1". Ale odkrywanie ciekawych warszawskich miejsc jest jeszcze przede mną.

Masz jakieś plany albo postanowienia na nowy rok?

W trakcie przygotowań do trasy koncertowej, komponuję nowe piosenki. Ostatnio to żywsze utwory - widzę kilka ciekawych tropów, dróg, którymi mógłbym w przyszłości pójść. Jak się wyciszy sytuacja z koncertami, to siadam i działam dalej. Moje życie przez płyty jest podzielone na taki dwuletni cykl. "Burning Sea" wychodzi co prawda wcześniej, ale tylko dlatego, że składa się na nią materiał, który robiłem przez pięć lat. Nie czuję jednak presji, że powinien zaraz stworzyć coś nowego. Chcę pojeździć po świecie, zebrać inspiracje, na chwilę się zatrzymać, odpocząć i dać od siebie odpocząć też innym. Myślę, że taka przerwa będzie dobra i dla mnie i dla moich słuchaczy.