Realizm magiczny. To pojęcie klucz do twórczości Lecha Majewskiego. Ze świata magii reżyser przenosi nas do tego całkiem realnego. Możemy się zgubić, ale o to przecież chodzi. Po to jest kino. 

Momenty archaicznie? Tak ma być. Zaczynamy w PRL-u, gdy za rzucenie gruszką w portret Gomułki czeka straszliwa kara, a Zachód jawi się jak torebka kolorowych, słodkich cukierków. Tu w Polsce Ludowej absurd goni absurd (co widać w przerysowanych postaciach, mocno przesadzonej grze, zagrywaniu się – w tej konwencji uzasadnionym). 

Sierpem i młotem w miłosny brzuszek

Główną postacią filmu jest Adam. Alter ego Majewskiego. Czeka na ojca, który walczył o Anglię w Dywizjonie 303. A potem słuch o nim zaginął. Matka obiecuje, że jest z mężem w kontakcie. Być może, w końcu Adam całkiem regularnie dostaje listy, ale ojciec realny coraz bardziej i częściej materializuje się tylko w wyobraźni dziecka. Chyba że to nie on? W tym onirycznym świecie można się zatracić. Adam nawet z tym nie walczy.

Świetne są przerysowane do granic, teatralne niemal sceny szkolne. Sztucznie deklamujące ody do Lenina dzieci są prowadzone w ten sposób z rozmysłem. Jak inaczej pokazać bezsens i absurd systemu? 

Dalej – fantastyczny moment młodzieży śpiewającej „Yummy Yummy Yummy” Ohio Express (tekst brzmi „mniam mniam mniam, czuję w brzuszku miłość”), marzącej o życiu daleko poza żelazną kurtyną. W tle Beatlesi (w roli Lennona Karol Kadłubiec – warto zwrócić uwagę!). Aż nagle, w marzeniach Adama, pojawia się Brigitte Bardot, grana przez Joannę Opozdę. 

Tytułowa rola jest w rzeczywistości drugoplanowa. A Joanna Opozda w niej niejednoznaczna. Znów – przerysowana. Celowo. Każdy film Francuzki opierał się na nadbudowanych gestach, spojrzeniu, pociągających ruchach. W „Pogardzie”, „Czarującej idiotce”, „Babette idzie na wojnę” Bardot się narzuca. Polska aktorka robi dokładnie to samo. Z wielkim wyczuciem, charakterystycznym grymasem i szacunkiem dla ikony kina.

Na uwagę zasługuje jednak przede wszystkim Adam, czyli Kacper Olszewski, rocznik 2001. Aktor drażni, układa swoje historie, ciekawi, odrzuca, wzbudza współczucie i zachwyt. Jest w nim nieporadność, która w zestawieniu z estetyką marzeń współgra, równoważąc surrealizm. Adam ma swoich idoli – rzeczoną Brigitte, którą podgląda nagą, i z którą rozmawia po francusku, filmowego Simona Templara czyli „Świętego”(uosabiającego figurę ojca), Liz Taylor (bardzo krótka, nijaka rola Weroniki Rosati). Niestety, nawet w świecie, w który ucieka, dopada go codzienność – agenci UB. 

Na sen

Kino Majewskiego naszpikowane jest odniesieniami do kultury masowej i wysokiej. Momentami przez to mylące i męczące. Rozpoznawanie każdego klucza, związku i spójnika nie ma sensu. Trzeba puścić wodze fantazji własnej, pozwolić na to Majewskiemu.
To nie jest najlepszy film reżysera „Wojaczka”. Ale to film, który czaruje.