W 2010 roku w Tunezji wybuchła tzw. jaśminowa rewolucja dająca początek Arabskiej Wiośnie Ludów. Masowe protesty rozpoczęły się od desperackiego aktu samospalenia dokonanego przez Mohameda Bouaziziego. Mężczyzna targnął się na swoje życie po tym, jak policja zarekwirowała stragan, na którym handlował owocami. Było to jego jedyne źródło zarobku. W swojej frustracji nie był osamotniony. Społeczeństwo zmęczone autorytarnymi rządami, cenzurą i polityczną stagnacją wywołało zamieszki obejmujące coraz to dalsze zakątki kraju.

Wakacyjny raj i mekka inwestorów była w rzeczywistości państwem policyjnym. Przez ponad dwie dekady zarządzał nim Zin el-Abidin Ben Ali. Gdy doszło do eskalacji ulicznych walk, prezydent wyjechał do Arabii Saudyjskiej. Symbolem jego ucieczki jest luksusowa dzielnica Tunisu znana jako Ogrody Kartaginy. Budowa bezpiecznego i nowoczesnego osiedla dla sprzymierzeńców reżimu została porzucona na wiele lat. To właśnie niszczejące budynki i puste ulice stały się planem zdjęciowym dla Youssefa Chebbiego, który postanowił opowiedzieć o najnowszej historii swojego kraju w konwencji kina gatunkowego. A jednocześnie wpleść do tradycyjnej formuły thrillera kryminalnego odrobinę niewytłumaczalnych zjawisk i dosadnych metafor. Z jakim skutkiem?

Na początku wszystkie elementy do siebie pasowały i stanowiły zapowiedź trzymającego w napięciu seansu. Dostaliśmy niepokorną i ponurą panią detektyw, gąszcz zawieszonych w czasie pustostanów i polityczne zawirowania, które uderzają w policję w momencie jej największej próby. W Tunezji powstała właśnie komisja Prawdy i Godności mająca przyjrzeć się nadużyciom służb mundurowych. Zasiada w niej ojciec głównej bohaterki, która całe życie podporządkowuje pracy śledczej. Rodzinne konotacje i miłość do odznaki sprawiają, że Fatmie (Fatma Oussaifi) niezwykle trudno jest odnaleźć się w świecie. Koledzy szykanują ją za powiązania z problematyczną komisją, a jej stosunki z ojcem nie istnieją na ekranie.

Na czas społecznych rozliczeń z przeszłością przypada również wznowienie prac w opuszczonych Ogrodach Kartaginy. Budowlańcy mają nie dopuścić do tego, by projekt obalonego prezydenta przemienił się w garść gruzów na wzór starożytnego miasta. Ambitnym planom deweloperów zaszkodzić może makabryczne odkrycie. Na terenie budowy pojawiły się spalone zwłoki. Okoliczności śmierci budzą wiele wątpliwości. Fatma i Batal (Mohamed Houcine Grayaa), policyjny partner i jedyny przyjaciel osamotnionej dziewczyny, stają w obliczu skomplikowanej zagadki. Na drodze ku prawdzie znajdują następne ofiary i tajemniczego mężczyznę. Z czasem zdają sobie sprawę, że nie mają do czynienia z bezwzględnym manipulatorem i podżegaczem, ale zjawiskami nadprzyrodzonymi.

„Ashkal”, który swoją premierę miał na festiwalu w Cannes, zaczyna się jak rasowy thriller. Mroczna kolorystyka, enigmatyczny podejrzany i milczący detektyw to klisze dobrze nam znane z nordyckich kryminałów. Osadzenie ich w tunezyjskim krajobrazie było niezaprzeczalną zaletą, wnoszącą do gatunku nieco świeżego powietrza. Atmosfera filmu jest gęsta, co w dużej mierze jest zasługą melancholijnych nocnych sekwencji. Pogrążone we śnie miasto wygląda na ekranie intrygująco, a betonowe korytarze zdają się skrywać na każdym kroku mrożące krew w żyłach zbrodnie.

Sama próba ujęcia refleksji nad najnowszą historią Tunezji w ramy kina gatunkowego jest bez wątpienia ambitna. Metody działania policji i krajowych elit pokazują, że rodacy Chebbiego nie zakończyli jeszcze zmagań o normalność i lepszą przyszłość. Niestety początkowa obietnica nie zostaje spełniona. Finał nie przynosi oczekiwanej satysfakcji i nie składa wszystkich „kształtów” w spójną całość. Ostatnie minuty gwałtownie popychają akcję do przodu i pozostawiają widza z poczuciem zmarnowanej szansy.