Dyskusjabyła gorąca, a temperatura z każdym kolejnym komentarzem rosła. W internecie o to łatwo, wiadomo! Tym razem wymiana ciosów odbywała się na Facebooku wśród ludzi otwartych, czytających pisma o kulturze lub wręcz w nich publikujących. Było więc nie tylko żywiołowo, lecz także ładną polszczyzną. Zaczęło się od niewinnego pytania o „ono”, czyli zaimek stosowany wobec osób niebinarnych, by gładko przejść do tematu transfobii, homofobii, lekko zahaczając o feminizm i klasizm. Kibicowałam jednej ze stron, tej bardziej – w moim odczuciu – światłej i tolerancyjnej. Do czasu. W pewnym momencie „moja zawodniczka” napisała do swojej oponentki: „Nic dziwnego, że tak uważasz. Jesteś po czterdziestce”. Auć! Jak to? Dziewczyna broniąca osób, których dotyka transfobia, stosująca język jak z podręcznika inkluzywności użyła prostego niczym cep argumentu dotyczącego wieku? W jednej chwili straciłam do niej sympatię, za to nabrałam chęci na zgłębienie tematu ageizmu (z ang. dyskryminacja ze względu na wiek). Czyżbym w czasach, gdy rasizm, antysemityzm i mizoginizm odchodzą do lamusa namierzyła najbardziej trwały z „izmów”? 

Od dzisiaj już nie wypada

Zapytałam znajome – zarówno te starsze, jak i młodsze ode mnie – o to, czy doświadczyły tego typu dyskryminacji, stereotypów, uprzedzeń. Po pierwszym „raczej nie”, zazwyczaj przypominały sobie: „A, poczekaj!”. Niektóre przykłady były przezabawne, inne niekoniecznie. Paulina (lat 54) straciła stanowisko redaktorki w miesięczniku dla kobiet („nie, nie ageizm, redukcja etatów”). Znalezienie nowej pracy zajęło jej dobrych kilka miesięcy, ale w końcu udało się w wydawnictwie książkowym. – Znów zaczynałam właściwie od zera, znowu byłam stażystką. Bo inny tryb pracy nad tekstem, bo inne programy do edycji, a inne do rozliczeń z autorami. Moje nowe, o 20 lat młodsze koleżanki byłe przemiłe, ale nagle odkryłam, że mówią do mnie trochę jak do babci. Wolno, głośno, protekcjonalnie… – przyznaje ze śmiechem. Poradziła sobie. Tym bardziej że jest ostatnią osobą, którą można by nazwać „starszą panią”. Rzeczywiście nie farbuje włosów, ale nosi dżinsy, T-shirty z fajnymi nadrukami, trampki. Bawi się na koncertach, jeździ po świecie z plecakiem. Niedawno postanowiła pojechać ze swoim partnerem na przedłużony weekend do Izraela. Znaleźli fajny i niedrogi hostel w centrum Tel Awiwu. – Ku naszemu zdziwieniu przeczytaliśmy, że przyjmowani są goście do 45. roku życia. W tym najbardziej otwartym i roztańczonym mieście Morza Śródziemnego?! Skoro o imprezach mowa: Magda (lat 41) została poproszona przez przyjaciółkę (lat 39) o bycie świadkową na ślubie, a co za tym idzie, zorganizowanie wieczoru panieńskiego.  – Szukałam jakiegoś pomysłu na taką imprezę, zabawnego, w dobrym guście. Może gra miejska, może koncert? A że niedawno koleżanka z pracy (lat 28) wyszła za mąż, zapytałam ją o najnowsze trendy. Spojrzała na mnie tak, jakbym zaproponowała przemyt kokainy z Wenezueli. W końcu wydukała: „Nie sądzisz, że w tym wieku to trochę już nie wypada?”. Yyy… Organizować wieczorów panieńskich? Być panną czy wręcz przeciwnie – wyjść za mąż? – wspomina Magda. 42-letnia Małgorzata, lekarka z Warszawy, opowiada 
o dwóch sytuacjach. Pierwsza, to gdy wyszła ze znajomym przyjacielem gejem do klubu. Przysiadł się do nich mężczyzna nieco starszy od niej. Przystojny, zabawny, zaczął ją uwodzić, zrobiło się intymnie – na tyle, że przyjaciel mrugnął do niej okiem i poszedł do baru. „Fajnie, że w tym wieku masz jeszcze takich znajomych i chęć na wychodzenie w miasto” – usłyszała. – Dał do zrozumienia, że tak naprawdę jestem na to za stara, mimo że sam był starszy – Małgorzata kręci z niedowierzaniem głową. Co ciekawe, w jej pracy jest akurat odwrotnie. W jednym z lepszych warszawskich szpitali wciąż jest uważana za zbyt młodą, choćby na to, by przeprowadzać operacje. Nie szkodzi, że jeździ na międzynarodowe konferencje, ma spory dorobek, doświadczenie za granicą. Wciąż jest „Małgosią”. Jaśmina ma 21 lat, studiuje lingwistykę i jest zakochana w swoim chłopaku. Zaraz po licencjacie chce urodzić dziecko. Brzmi idealnie? – Zarówno moi rodzice, jak i moje przyjaciółki mówią, że jestem za młoda na pieluchy, że zmarnuję sobie życie. Żałuję, że im o swoich planach w ogóle powiedziałam.

Fani są przerażeni – co ona zrobiła?!

Wytykanie metryki może dotyczyć także młodych osób. Najbardziej znany przykład? Greta Thunberg. Jak taka „gówniara” może się mądrzyć na temat środowiska! Co nastolatka wie o świecie! Hejt, który spadł na najbardziej znaną (i skuteczną) aktywistkę klimatyczną tylko dlatego, że urodziła się już w XXI wieku, był niewiarygodny. Swoją drogą właśnie skończyła 20 lat. Czy świat będzie wobec niej z tego powodu bardziej przyjazny? Szczerze mówiąc, wątpię. Bo lata lecą. „Długo nie kojarzyłam różnych spotykających mnie przejawów przemocy czy pogardliwych ocen z tym, że jestem dziewczyną. Byłam przekonana, że one wynikają z tego, że jestem gówniarą. Za chwilę jednak już nią nie byłam” – to Dorota Masłowska, która debiutowała jako nastolatka, w głośnym wywiadzie dla Krytyki Politycznej. „Miałam na koncie dużo osiągnięć, a wypalone chłopy, których dawno przerosłam dorobkiem, ciągle mówiły o mnie jako o »Dorotce«, która robi te »swoje głupoty w teatrze«. Chwilę później zaczęli do tego dodawać, że przecież jestem już stara…”
„Paradoks, przed którym nieustannie stają dziewczynki – a także kobiety w ogóle: generalnie są zwykle za duże, za stare na wszystko – z wyjątkiem chwili, gdy mają się o czymś wypowiadać jako ekspertki. Wtedy najlepiej sprawdza się zasada, że kobieta jest zawsze młodsza od mężczyzny bez względu na to, ile które z nich ma lat” – to już Weronika Murek w swojej najnowszej, świetnej książce „Dziewczynki”, na którą składają się eseje o młodych i bardzo młodych kobietach. Zresztą wystarczy otworzyć pierwszy lepszy portal plotkarski. Madonna, która nie chce wyglądać staro i wstrzykuje botoks? „Fani są przerażeni – co ona z sobą zrobiła!”. Sarah Jessica Parker z twarzą usianą zmarszczkami czy Andie MacDowell z siwymi włosami? „Fani są bezlitośni – jak można się tak zaniedbać!”. Czyli zestarzeć. Swoją drogą kiedyś bohater filmu Woody’ego Allena powiedział, że wcale nie chce się zestarzeć, ale alternatywa jest jeszcze gorsza. 

Niech się położy

Termin „ageizm” wprowadził pod koniec lat 60. XX wieku amerykański psychiatra i gerontolog Robert Neil Butler. Miał na myśli postrzeganie osób starszych przez pryzmat stereotypów i wykluczanie ich na tej podstawie z różnych sfer życia. Dziś to coraz lepiej przebadany przez naukowców temat. – Z ageizmem spotykamy się w całym cyklu życia 
– mówi dr Magdalena Rosochacka-Gmitrzak, socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizująca się w gerontologii społecznej, członkini Komisji Ekspertów ds. Osób Starszych przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. – Już w przedszkolu okazuje się, że jesteśmy na coś za starzy, na coś za młodzi. Że wystajemy poza naszą grupę wiekową i komuś to się nie podoba – zauważa. Za mali na to, by pytać, skąd się biorą dzieci, za duzi, by nie umieć zawiązać sznurowadeł. Socjolożka pokazuje mi najnowszy raport Światowej Organizacji Zdrowia na temat przeciwdziałania ageizmowi. Aż połowa ludzkości otwarcie przyznaje się do zachowań dyskryminacyjnych w tym obszarze, a jedna trzecia Europejczyków (zarówno młodszych, jak i starszych) ich doświadczyła. Kto jest najbardziej narażony na ageizm? Po pierwsze, osoby starsze (ale „starsze niż”, czyli w porównaniu do jakiejś młodszej grupy, jak u Pauliny w wydawnictwie, w którym pracują sami młodsi od niej). Po drugie, uzależnione od opieki innych. Co do ageizmu wobec młodych osób zdecydowanie bardziej cierpią kobiety (patrz Greta). Najtrudniejsza jest branża IT (co dziwne, bo większość pracy odbywa się zdalnie), a zaraz po niej hotelarska (tu odwrotnie – liczy się kontakt twarzą w twarz. Czy naprawdę oczekujemy, że w hotelu będą pracować sami młodzi ludzie?). Zdaniem dr Rosochackiej-Gmitrzak ageizm ma się tak dobrze, bo są nim zainfekowane system prawny, opieka zdrowotna, społeczna, media… A także nasz codzienny język. Po angielsku ma to nawet swoją nazwę – elderspeak (z ang. mowa dyskryminująca starsze osoby), gdy do dorosłego mówimy jak do niedojrzałego dziecka – wolno, infantylnie. „Niech babcia się położy…” Efekt? Jak pokazują badania behawiorystów, wystarczy, że starsze osoby słyszą taki upupiający ton, zaczynają się wolniej ruszać, wolniej reagować. Starzeją się w oczach. No, chyba że jest się jak bohaterka filmu „Pora umierać” grana przez Danutę Szaflarską. „Niech się rozbierze” – mówi w filmie lekarka. „Niech się w dupę pocałuje” – odpowiada 90-latka. To się nazywa się bunt pokoleniowy!

Uczcie się, dziewczynki

Szczerze mówiąc, nie wygląda to dobrze. Martwię się już nie tylko o swoich rodziców, lecz także – co tu kryć! – o siebie. Nie chcę, żeby ktoś wkrótce wrzucił mnie do worka, w którym wcale nie zamierzam być. Mówił jak do dziecka, wypowiadał się w moim imieniu, decydował o stylu życia… No i zwolnił z pracy za PESEL. Na szczęście spotykam Katarzynę Łakińską, założycielkę flexi.pl, portalu pośrednictwa pracy dla osób 50+. Łakińska przyznaje, że zgłaszają się do niej coraz młodsze osoby (nawet 45-latkowie mówią o dyskryminacji ze względu na wiek), a także starsze, w tym 70- i 80-latkowie. Bo oni też chcą pracować, być aktywni, potrzebni, spełnieni. Żyjemy coraz dłużej, trudno przez 30 lat aktywności zawodowej odłożyć na 30 lat emerytury. – Czemu Flexi? Bo jesteśmy pokoleniem ludzi elastycznych. Potrafimy pracować w różnych warunkach, nauczyliśmy się tylu rzeczy… Gdy zaczynałam prowadzić swoją pierwszą firmę, nie było nawet faksów – mówi Łakińska. Zachęca osoby 50+ do przebranżowienia się, rozwoju, otworzenia kolejnych drzwi, a firmy do zatrudniania takich osób. – Choćby dlatego, że zróżnicowane, także wiekowo, zespoły są bardziej kreatywne, skuteczne, po prostu lepsze – podkreśla. Tak, dostrzega na rynku pracy ageizm, który zaczyna się już na poziomie ogłoszeń o zatrudnieniu. „Przyjmiemy do młodego, dynamicznego zespołu…” – jest już obśmiane, bo to tak, jakby przeciwieństwem był „stary i leniwy zespół”. Ale wciąż pokutują nazwy stanowisk, jak „młodszy specjalista” (po angielsku junior). – A przecież nie oznacza to wieku, tylko doświadczenie w danym zawodzie. Czy nie lepiej byłoby użyć słowa „początkujący”? – zastanawia się Katarzyna Łakińska. Gdzie według niej pojawia się ageizm? – Tam, gdzie wszystkie „izmy”, czyli gdy czyjeś interesy są zagrożone, gdzie tort do podziału jest zbyt mały, a rywalizacja ostra – uważa. Młody pracownik nie awansuje? To przez dinozaury, które siedzą w firmie od lat! Starszy kierownik boi się wygryzienia? Będzie swoich młodszych podwładnych umniejszał i upupiał. Przypominam sobie redaktor naczelną, która była od zespołu dziennikarskiego o 20 lat starsza. Niby nic takiego, prawda? Tyle że cały czas wytykała nam młody wiek (około trzydziestki), brak doświadczenia (tak z 10 lat w zawodzie), wtrącała się w nasze plany dotyczące rodziny (np. za wcześnie na dzieci, ale za późno na zamążpójście) i mówiła: „Jeszcze dużo musicie się nauczyć, dziewczynki” (mężczyzn, nawet sporo młodszych, traktowała poważniej). Zemsta była natychmiastowa, choć korytarzowa. Mówiłyśmy o niej per „stara”. Czyżby było tak, że kto wiekiem wojuje, ten wiekiem obrywa? Na to wygląda. Na dodatek można oberwać od samej siebie. – Jeżeli postrzegamy starzenie się jako coś negatywnego i dyskryminujemy osoby starsze, to prędzej czy później, wraz z upływem lat, same przestaniemy dawać sobie prawo do pełni życia – mówi dr Rosochacka-Gmitrzak.

Huk po boomersie

Biję się w piersi. Tak, zdarza mi się iść na skróty i pomyśleć, że nastolatki mają pstro w głowach („gówniary”), a 60-latkowie nie radzą sobie ze smartfonami („boomerzy”). Tak, zażartowałam kiedyś w tekście na temat zabiegów kosmetycznych dla 52-latki, po których będzie wyglądać jak 25-latka (słabe, wiem). Ale jak się okazuje, taki rachunek sumienia to pierwszy i konieczny krok, by przestać dyskryminować ze względu na wiek. – Polecam zachować tę czujność. Sprawdzać, czy myślimy o realnej osobie, czy nakładamy na nią kliszę, stereotyp, taką pelerynkę, z której trudno się uwolnić. To oczywiście nie jest łatwe, bo ageizm to bardzo mocna narracja, wszechobecna, niemal przezroczysta – mówi Weronika Murek. Pytam o obelgi dotyczące wieku, jak wspomniana „gówniara” i „boomer”. – Są stosowane w podobny sposób, żeby zatkać usta drugiej stronie. Jesteś za młoda, by coś wiedzieć. Jesteś za stara, by się wypowiadać. To są wystrzały, po których nie ma szansy wzajemnie się już usłyszeć i skomunikować – mówi obrazowo. Jak dostrzec, że przed nami stoi nie „gówniara” czy „boomerka”, ale konkretna osoba ze swoimi zainteresowaniami, poglądami, pasjami, być może nawet podobna do nas mimo dzielących nas od siebie lat? Tu z pomocą przychodzi sprawdzona zasada. – Jeżeli chcesz wiedzieć, kim jestem, musisz zapytać o to mnie, a nie siebie – mówi Weronika Murek. A dr Rosochacka-Gmitrzak dodaje: – Warto wystawić się na tzw. bodziec międzypokoleniowy. To sytuacja, w której stwarzamy przestrzeń do wspólnego działania osób w różnym wieku. Powoli przestajemy widzieć różnice, a zaczynamy dostrzegać podobieństwa. Lekcja przychodzi zaskakująco szybko. I to lekcja dosłowna. W każdy czwartek po południu w ramach wolontariatu uczę polskiego cudzoziemców, głównie z Ukrainy. Tym razem moja grupa liczy 10 osób, siedmioro z nich ma dobrze po sześćdziesiątce. Rozmawiamy o tym, co lubią robić. I gdy już mam ochotę napisać na tablicy „robić na drutach”, słyszę od najstarszej w grupie pani Nadii: „Lubię podróżować, uczyć się języków obcych i jeść sushi”. Hmm… To tak jak ja.