Damian Gajda, ELLE: Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Wojtkiem Smarzowskim?

Agata Turkot: Z Wojtkiem pierwszy raz spotkałam się na castingu do "Wołynia", czego on nie pamięta. Pomimo trudnych, kontrowersyjnych tematów, które bierze na warsztat, szybko okazał się być ciepłym, wrażliwym facetem, który z ogromnym szacunkiem podchodzi do pracy z każdym aktorem. Ma też specyficzne poczucie humoru. Do tej pory często gubię się, kiedy żartuje, a kiedy mówi poważnie.
Takich dziewczyn jak Ty, marzących o roli, pracy z uznanym reżyserem, było pewnie wiele.

Kiedy dostałaś odpowiedź, że zagrasz w "Weselu", myślałaś przez chwilę: dlaczego ja?

Pamiętam, że poczułam, że wszystko przychodzi do nas zawsze w odpowiednim czasie i najwidoczniej jestem gotowa, by zmierzyć się z tą historią. Kiedy przeczytałam scenariusz, długo nie mogłam się otrząsnąć. Zrozumiałam wtedy, w jak potężnej i ważnej opowieści będę brała udział, ale nie miałam obaw i lęku z tym związanych.

Skąd ta odwaga?

Bo wiedziałam, że jest to historia, która musi wreszcie zostać opowiedziana, a Wojtek zrobi to szczerze i bezkompromisowo. Od samego początku czułam się częścią drużyny i czułam, że gramy wszyscy do jednej bramki, będziemy się wspierać i nawzajem sobie pomagać. Gdy została skompletowana obsada, byłam podekscytowana, że będę tworzyć ten świat z tak wspaniałymi ludźmi.

Wojtek jest ojcem sukcesu wielu młodych aktorów.

Chyba nie mogłabym wymarzyć sobie piękniejszego debiutu filmowego. Praca z Wojtkiem i jego ekipą to wielkie wyróżnienie. To wspaniali ludzie, którzy pracują ze sobą od lat i stanowią zgraną, szanująca się wzajemnie drużynę. Doświadczyłam na planie ogromnego wsparcia. Jestem wdzięczna, że w czasie, gdy mówi się głównie o przemocy w środowisku artystycznym, trafiłam na tak czułą ekipę. I wiem, że chce pracować tylko w takich warunkach.

Odbierasz to jako szansę?

Masz na myśli to, czy premiera tego filmu pociągnie za sobą inne propozycje? Czas pokaże, uczę się cierpliwości i doceniam moment, w którym jestem obecnie.

Debiutujesz na wielkim ekranie kilka lat po ukończeniu szkoły. Jak wykorzystałaś ten czas?

Ciągle pracowałam, może nie przy tak znaczących produkcjach, ale odkąd ukończyłam szkołę, funkcjonuję w zawodzie. Mam duże szczęście spotykać inspirujących, świetnych reżyserów. Przy serialach pracowałam z Maćkiem Żakiem, Pawłem Maśloną. Ostatnio zrobiłam piękny teatr tv z Kingą Dębską. Grywam gościnnie w teatrze, aktualnie mam spektakl w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, gramy Czarownice z Salem w reżyserii Adama Orzechowskiego. Świetnie wspominam pracę z Łukaszem Kosem nad siedmiogodzinną odjechaną, adaptacją „Króla Ducha” Słowackiego. Pracuję też głosowo, nagrywam audiobooki, słuchowiska, bardzo wartościowe artykuły dla magazynu „Pismo”.
Poza tym wciąż szukam i odkrywam nowe pasje.

Jakie?

Uczę się namiętnie języka rosyjskiego, nurkuję, chcę zrobić kurs behawiorystyki zwierząt, pasjonuje mnie gotowanie. Dbam bardzo o swoje życie prywatne. Jest to dla mnie ważne, by nie zatracić się tylko w zawodzie, żeby nie definiować siebie jedynie jako aktorki.

Czujesz, że grając, spełniasz swoje marzenia z dzieciństwa?

Pewnie, to jest ogromny przywilej, że wykonuję zawód, który jest jednocześnie moją największą pasją. Pamiętam, że już w podstawówce grałam Śmierć w Jasełkach i bardzo mi się to podobało. Potem występowałam w większości przedstawień szkolnych, brałam udział we wszystkich konkursach recytatorskich . Także pomysł zakiełkował wcześnie.

I co wtedy z tym robiłaś?

Zaczęła rozumieć, że aktorstwo staje się dla mnie formą komunikacji z innymi, że w ten sposób mogę się pełniej wyrażać, kreować światy równoległe, odważać się na więcej, ryzykować, działać pomimo swoich lęków, nieśmiałości. Oczywiście zawód aktora okazał się nie być sam w sobie tak idylliczny. Jest obarczony ogromnym stresem, niepewnością, dużą ilością niepowodzeń, odtrąceń.

Co w takim razie jest dla Ciebie najtrudniejsze w aktorstwie?

To, że jesteśmy jednocześnie wykonawcami jak i instrumentem, i dlatego podlegamy totalnej ocenie, a ta potrafi być bezwględna. Trzeba cały czas kształtować w sobie dystans do wszystkiego, co słyszymy na swój temat, zarówno do tych przykrych słów, jak i pochwał. Rozróżniać merytoryczne uwagi, a jest to szalenie trudne, bo nasza praca jest subiektywna. Każdego porusza co innego i czego innego szuka w sztuce. Dlatego znowu i znowu tak ważne jest dla mnie słuchanie samej siebie. Ale tak, kiedy już gram, jestem ogromnie wdzięczna, że mogę to robić i uważam, że jest to najpiękniejszy zawód na świecie.

Rodzice wspierali Cię w spełnianiu marzeń?

Nigdy nie sprzeciwiali się temu, co robię, nawet gdy do końca nie rozumieli moich wyborów. Oni sami wykonują kompletnie inne zawody. W mojej rodzinie nikt nie jest artystą. Rodzice nie narzucali mi też specjalnie tego, czym powinnam się zajmować. Mogłam spróbować różnych rzeczy, od malowania, po szereg dyscyplin sportowych. Większość swojego życia jeździłam konno. Miałam swoje konie, kochałam przebywać całymi dniami w stajni. Myślę, że to było dla mnie odskocznią od codzienności, było moim wyśnionym, bezpiecznym miejscem. Jako dziecko byłam okropnie nieśmiała i zdystansowana, a obcowanie z końmi jest naprawdę magiczne, to czułe, wspaniałe stworzenia. Kiedy dostałam się do Szkoły Filmowej w Łodzi, musiałam zdecydować się porzucić, przynajmniej chwilowo, jedno marzenie, aby móc spełnić kolejne. Nie było to dla mnie łatwe, ale wiedziałam, że wybór jest oczywisty.

Myślisz, że Twój dom rodzinny wpłynął na to, gdzie jesteś teraz?

Kilka lat temu moja mama opowiedziała mi historię swojego dziadka, który jako mały chłopiec został oddany do sierocińca pod opiekę sióstr zakonnych i po wielu latach, po wojnie, z listu od matki dowiedział się o swoim żydowskim pochodzeniu. Tym samym ja tez odkryłam swoje korzenie. I zaczęłam się zastanawiać, dlaczego dopiero teraz usłyszałam te historie? Dlaczego nikt wcześniej o tym nie wspomniał? Czyli u mnie w rodzinie tez jest to niewygodny, wyparty temat?

To ważny temat „Wesela”.

No właśnie! Kiedy przeczytałam scenariusz filmu, nie mogłam uwierzyć, jak bliźniacze są te historie. I dlatego praca nad tym filmem stała sie dla mnie tez szalenie ważna na poziomie osobistym. Czułam, ze przepracowuję historie swojej rodziny, swoich przodków. I naprawdę czułam ich wsparcie, kiedy kręciliśmy najtrudniejsza dla mnie sekwencje tortur na rynku, kiedy towarzyszyły nam setki statystów pochodzenia żydowskiego, dla których udział w tym filmie musiał dopiero być niewiarygodnie ciężkim doświadczeniem.

Chyba trudno Ci o tym mówić…

Tak. Bo jak mam to wszystko opisać? Jak opisać emocje, które towarzyszyły nam podczas scen prześladowań, zapędzania do palącej się stodoły, chowania się w skrytce pod podłogą w chlewie? Musiałam otworzyć się na te wszystkie niewyobrażalne na dobra sprawę emocje. Musiałam uwierzyć w ten świat dookoła mnie. Plan był przygotowany fantastycznie, scenografia, lokacje wszystko było szalenie realistyczne, co było dla nas oczywistym ułatwieniem. Wojtek bardzo dba o komfort i poczucie bezpieczeństwa aktora. Z ogromna empatią i delikatnością przeprowadzał nas przez poszczególne sceny. A potem dbał o to, żebyśmy powracali do siebie, zostawiali te emocje za sobą.

Potrafiłaś?

Oczywiście, nie da się tego całkowicie zrobić. Wrócić do domu, zjeść obiad i kompletnie zapomnieć o wszystkim, co przed chwila się nagrało. Ciału nie wytłumaczysz, ze to chowanie się w zbożu, kilkugodzinny płacz i krzyk są tylko na niby. Taką pracę trzeba później wyleżeć, wypłakać. Musiałam dać sobie czas na odpoczynek i regenerację. Jesteśmy aktorami, posługujemy się pewnym warsztatem, ale w przypadku takiego filmu jakim jest Wesele, nie ma możliwości, żeby nie dotknąć swojej osobistej żywej tkanki. Dlatego tak ważne jest dla mnie, żeby dbać o swoją prywatną przestrzeń, żeby po planie mieć do kogo i czego wracać, uziemiać się.

Co dziś najbardziej wpływa na wybory, które podejmujesz?

Moja intuicja, staram się być jak najbliżej niej. Zaczynam też zauważać sygnały, które wysyła do mnie moje ciało, a wiadomo, że ono nigdy się nie myli. Przyjmuję też mniej artystyczne projekty, dzięki którym mogę się utrzymać i nie wstydzę się tego. Oczywiście, jeżeli są one w zgodzie ze mną i widzę w nich jakąkolwiek szansę na rozwój, potencjał do spróbowania się w innej roli, pracę z interesującymi ludźmi. Nie szukam za to propozycji, które skierowane są jedynie na komercję i nakręcanie popularności. Nie potrzebuję tego. Chciałabym w tym zawodzie nieustannie się rozwijać, być częścią nowatorskich, ryzykownych pomysłów. Chciałabym także częściej grać w teatrze, ale jednocześnie nie szukam nigdzie etatu.

Bo?

Jestem zodiakalnym wodnikiem, a bardzo ufam kosmosowi, potrzebuję wolności i niezależności. Bywam jednocześnie wstydliwa i zachowawcza, potrzebuję czasu i poczucia przynależności, żeby się w pełni otworzyć. Dlatego tak ważne jest dla mnie z kim i w jakich warunkach pracuję. Przy "Weselu" zresztą przekonałam się, jak wiele można zyskać, o ile łatwiej podejmuje się ryzyko, jeżeli otaczają cię ludzie, którym ufasz i z którymi czujesz się w pełni swobodnie. I chyba właśnie to jest dla mnie w tej pracy najpiękniejsze i najistotniejsze - ludzie.

Starasz się żyć spontanicznie?

Ja lubię planować, wiedzieć kiedy i na co będę miała przestrzeń. Natomiast ten zawód jest kompletnie nieprzewidywalny, potrafi wywrócić wszystkie moje ustalenia do góry nogami. Z jednej strony wyprowadza mnie to z równowagi, a z drugiej traktuję to jako dużą lekcje nieprzywiązywania się do niczego i nie brania wszystkiego na serio. Duża część decyzji obsadowych podejmowana jest na ostatnią chwilę, więc często nowe propozycje pojawiają się z dnia na dzień, albo po prostu wiele razy zmieniają się kalendarzówki, terminy. Jest też taka przedziwna zasada, ale zazwyczaj, jak tylko zaplanuję sobie jakiś dłuższy wyjazd, możliwość wzięcia udziału w jakimś wydarzeniu, przychodzi kilka potencjalnych propozycji, zdjęć próbnych. I to jest zawsze niełatwa decyzja: czy staram się zawalczyć o pracę, czy jednak stawiam na swój komfort, odpoczynek.

Co Ty wybierasz?

Nigdy nie mam pewności, co przyniesie mi większą korzyść w danym momencie. Ale tutaj znowu wracam do słuchania siebie, swoich faktycznych potrzeb. Jest takie przysłowie, że jeżeli chce się rozśmieszyć Boga, należy opowiedzieć mu o swoich planach i jest w tym wiele racji. Często też plany wiążą się z oczekiwaniami, które kiedy nie zostają w pełni spełnione, prowadzą do rozczarowania, zabierają radość z danej sytuacji. A uczę się, żeby wszystko przyjmować w takiej formie, w jakiej do mnie przychodzi i ufać, że są to najlepsze dla mnie rozwiązania.

Bycie aktorką to przywilej? Masz wrażenie, że dzięki temu lepiej rozpoznajesz ludzkie emocje?

Na pewno daje mi szansę, aby móc lepiej poznać swoje emocje, zmierzyć się z nimi. Pozwala mi także na poszerzanie strefy komfortu i wyzwala odwagę. W tym zawodzie zazwyczaj dzieje się bardzo dużo naraz albo nic. Uczę się, aby w każdej z tych sytuacji zachowywać równowagę i pielęgnować zaufanie do siebie. Mam możliwość bycia częścią światów, które poruszają, bawią, dotykają innych ludzi, to jest bardzo piękne, ale też w jakimś stopniu odpowiedzialne zadanie.

Wszystkie światła na mnie: ten stan już za chwilę przed Tobą. Jakie to emocje?

Radość, wdzięczność i ciekawość, jak odbierze ten film publiczność i jaka będzie jego faktyczna moc, jaką dyskusję wywoła. Wiem, że będzie to piekielnie trudne doświadczenie dla widza. Ten film rozdziera serce. Naprawdę bardzo bym chciała, żeby ludzie obejrzeli go bez oczekiwań, uprzedzeń. Żeby pozwolili sobie go emocjonalnie doświadczyć. Żeby sami przed sobą otworzyli się na szczerą refleksję nad tym, czy sami nie mamy sobie nic do zarzucenia na naszych małych prywatnych weselach, czy potrafimy zmierzyć się z tym, co dla nas niewygodne, trudne, nie uciekać w obojętność. Jeżeli chociaż garstka osób naprawdę zaduma się nad swoimi decyzjami i wyborami, to warto robić takie kino i podejmować najtrudniejsze wyzwania.

W jakiej roli chciałabyś teraz siebie zobaczyć?

Nie myślę o konkretnej roli. Chciałabym dalej spotykać na swojej drodze wrażliwych, inspirujących ludzi i pracować z nimi nad kolejnymi historiami wartymi opowiedzenia. I oczywiście, chciałabym ponownie rzucić się w świat Wojtka Smarzowskiego.